[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czuję - mówił wzdychając - że byłbym inny, gdybym miał choć ze trzy tysiące rubli rocznie.Nikczemny świat, na którym tacy jak ja ludzie muszą się marnować!.- No, daj spokój, Maruszewicz - uspakajał go baron.- Kocham cię, ale przecie wszyscy wiedzą, żejesteś hultaj.- Zaglądałeś, baron, w moje serce?.wiesz, jakie tam uczucia?.O, gdyby istniał jakiś trybunał, któryumie czytać w duszy człowieka, zobaczylibyśmy, kto z nas lepszy: ja czy ci, co mnie sądzą ipotępiają!.:W rezultacie tak Rzecki, jak baron, jak książę i paru hrabiów, którzy dowiedzieli się o "nowym figlu"Maruszewicza, wszyscy przyznawali, że Wokulski postąpił szlachetnie, ale nie po męsku. - To bardzo piękny czyn - mówił książę - ale.nie w stylu Wokulskiego.On mi wyglądał na jednego ztych ludzi, którzy w społeczeństwie stanowią siłę tworzącą rzeczy dobre, a karcącą łotrów.Tak jakpostąpił Wokulski z Maruszewiczem, mógłby zrobić każdy ksiądz.Obawiam się, że ten człowiek tracienergię.W rzeczywistości Wokulski nie stracił energii, ale zmienił się pod wieloma względami.Sklepem naprzykład nie zajmował się, nawet czuł do niego wstręt, ponieważ tytuł kupca galanteryjnego szkodziłmu w oczach panny Izabeli.Natomiast zaczął goręcej zajmować się spółką do handlu z cesarstwem,ponieważ ona przynosiła ogromne dochody, a tym samym zwiększała majątek, który chciał ofiarowaćpannie Izabeli.Prawie od chwili kiedy oświadczył się i został przyjęty, opanowała go dziwna rzewność i współczucie.Zdawało mu się, że nie tylko nie umiałby nikomu zrobić przykrości, ale nawet sam nie umiałby siębronić przeciw krzywdom, byle te nie dotykały panny Izabeli.Natomiast czuł niepokonaną potrzebę robienia dobrze innym.Oprócz zapisu dla Rzeckiego, przeznaczyłLisieckiemu i Klejnowi, swoim byłym subiektom, po cztery tysiące rubli, tytułem wynagrodzenia szkód,jakie wyrządził im sprzedając sklep Szlangbaumowi.Przeznaczył również około dwunastu tysięcy rublina gratyfikacje dla inkasentów, woznych, parobków i furmanów.Węgiełkowi nie tylko sprawił huczne wesele, ale jeszcze do sumy obiecanej młodemu małżeństwudołożył kilkaset rubli.Ponieważ w tym czasie furmanowi Wysockiemu urodziła się córka, więc trzymał jądo chrztu; gdy zaś sprytny ojciec dał dziecku imię Izabeli, Wokulski złożył dla niej pięćset rubli naposag.Imię to było mu bardzo drogie.Nieraz, gdy siedział samotny, brał papier i ołówek i bez końca pisał:Izabela.Iza.Bela.a potem palił, ażeby nazwisko ukochanej nie wpadło w obce ręce.Miał zamiarkupić pod Warszawą mały folwark, zbudować willę i nazwać ją Izabelinem.Przypomniał sobie, że wczasie jego wędrówek po górach uralskich pewien uczony, który znalazł nowy minerał, radził się: jak bygo nazwać? I wyrzucał sobie, że nie znając wówczas panny Izabeli, nie wpadł jednakże na pomysłnazwania go izabelitem.Nareszcie przeczytawszy w gazetach o znalezieniu nowej planetoidy, którejznalazca również kłopotał się o danie jej nazwiska, chciał przeznaczyć dużą nagrodę temu zastronomów, który odkryje nowe ciało niebieskie i nazwie je :Izabelą.Odurzające przywiązanie do jednej kobiety nie wykluczało jednak myśli o drugiej.Niekiedy przypominałsobie panią Stawską, o której wiedział, że wszystko gotowa była dla niego poświęcić, i czuł jakbywyrzuty sumienia."No, co ja zrobię?.- mówił.- Com winien, że tę kocham, a tamtą.Gdybyż ona zapomniała o mnie ibyła szczęśliwą."Na wszelki sposób postanowił zabezpieczyć jej przyszłość i stanowczo dowiedzieć się o jej mężu."Niech przynajmniej nie potrzebuje troszczyć się o jutro.Niechaj ma posag dla dziecka."Co kilka dni widywał pannę Izabelę w licznych towarzystwach, otoczoną młodszymi i starszymi ludzmi.Ale już nie raziły go ani umizgi mężczyzn, ani jej spojrzenia i uśmiechy."Taką ma naturę - myślał - nie umie ani śmiać się, ani patrzeć inaczej.Jest jak kwiat albo jak słońce,które mimo woli uszczęśliwia wszystkich, dla wszystkich jest piękne."Pewnego dnia otrzymał telegram z Zasławia wzywający go na pogrzeb prezesowej."Zmarła?.- szepnął.- Jaka szkoda tej zacnej kobiety!.Dlaczego ja nie byłem przed jej śmiercią?."Zmartwił się, posmutniał, ale - nie pojechał na pogrzeb staruszki, która dała mu tyle dowodówżyczliwości.Nie miał odwagi rozstać się z panną Izabelą nawet na kilka dni.Już zrozumiał, że nie należy do siebie, że wszystkie jego myśli, uczucia i pragnienia, wszystkie zamiaryi nadzieje przykute są do tej jednej kobiety.Gdyby ona umarła, nie potrzebowałby się zabijać; jegodusza sama odleciałaby za nią jak ptak, który tylko chwilę odpoczywa na gałęzi.Zresztą nawet niemówił z nią o miłości, jak nie mówi się o ciężarze ciała albo o powietrzu, które człowieka napełnia i ze wszystkich stron otacza.Jeżeli w ciągu dnia wypadło mu pomyśleć o czym innym niż o niej, wstrząsałsię ze zdumienia jak człowiek, który cudem znalazłby się w nie znanej sobie okolicy.Nie była to miłość, ale ekstaza.Pewnego dnia, już w maju, wezwał go pan Aęcki.- Wyobraz sobie - rzekł do Wokulskiego - musimy jechać do Krakowa.Hortensja jest chora, chcewidzieć Belę (zdaje się, że chodzi o zapis), no, a zapewne rada by poznać ciebie.Możesz jechać znami?.- Każdej chwili - odparł Wokulski.- Kiedyż to?- Powinni byśmy jechać dziś, ale zapewne zejdzie do jutra.Wokulski obiecał być gotowym na jutro.Kiedy pożegnał pana Tomasza i wstąpił do panny Izabeli,dowiedział się od niej, że jest w Warszawie Starski.- Biedny chłopak! - mówiła śmiejąc się.- Dostał po prezesowej tylko dwa tysiące rubli rocznie i dziesięćtysięcy ciepłą ręką, Radzę mu, ażeby ożenił się bogato, ale on woli jechać do Wiednia, a stamtądzapewne do Monte Carlo.Mówiłam, ażeby jechał z nami.Będzie weselej, nieprawdaż?.- Zapewne - odparł Wokulski - tym bardziej że wezmiemy osobny wagon.- Więc do jutra!Wokulski załatwił najpilniejsze interesa, na kolei zamówił wagon salonowy do Krakowa, a około ósmejwieczór, wyekspediowawszy swoje rzeczy, był u państwa Aęckich.Wypili herbatę we troje i przeddziesiątą udali się na kolej.- Gdzież pan Starski? - zapytał Wokulski.- Czy ja wiem? - odpowiedziała panna Izabela.- Może wcale nie pojedzie.to taki lekkoduch!.Już siedzieli w wagonie, ale Starskiego jeszcze nie było.Panna Izabela przygryzała usta, co chwilęwyglądając oknem.Nareszcie po drugim dzwonku Starski ukazał się na peronie.- Tutaj, tutaj!.- zawołała panna Izabela.Ale ponieważ młody człowiek nie dosłyszał jej, więc wybiegłWokulski i wprowadził go do saloniku.- Myślałam, że już pan nie przyjdzie - rzekła panna Izabela.- Niewiele do tego brakowało - odparł Starski witając się z panem Tomaszem.- Byłem uKrzeszowskiego i niech sobie kuzynka wyobrazi, od drugiej po południu do dziewiątej graliśmy.- I naturalnie przegrał pan?.- Rozumie się.Szczęście ucieka od takich jak ja.- dodał spoglądając na nią.Panna Izabela lekko się zarumieniła.Pociąg ruszył.Starski usiadł po lewej stronie panny Izabeli i zaczął z nią rozmawiać w połowie popolsku, w połowie po angielsku, coraz częściej wpadając w angielszczyznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl