[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniósł maskę na twarzyHope i nagle zrozumiał, dlaczego Sally zakochała się w niej.Ból zmieniłjej twarz.Wtedy dotarło do niego, że jej czyn był darem zarówno dlaniego, jak i dla Sally, i Ashley.- Musiałam krwawić na podłogę.Jeśli policja.Scott skinął głową.Zastanowił się, co powinien zrobić.- Poczekaj tutaj.Dasz radę?378- Wszystko w porządku - powiedziała Hope, chociaż wcale tak niebyło.- To zadrapanie, nie kontuzja - wyszeptał.Jeśli ktoś ma tylko za-drapanie, a nie kontuzję, może grać dalej.Jeśli jest kontuzjowany - niemoże.- Zaraz wracam.Scott poszedł za róg zadaszenia i przykucnął, żeby lepiej się schować.Przyglądał się leżącym w nieładzie częściom mechanizmów, rozrzuco-nym narzędziom, pustym puszkom po farbie i stosowi gontów na dach.Wiedział, że gdzieś tu, kilka metrów od niego jest to, czego potrzebuje,ale nie był pewien, czy zdoła to zauważyć w mroku.Miej szczęście, wyszeptał.Wtedy zobaczył to, o co mu chodziło.Czerwony, plastikowy konte-ner.Proszę, nie bądz pusty.Podniósł kontener, potrząsnął nim i wyczuł, że jest pełny do jakiejśjednej trzeciej.Płyn, który w nim był, zachlupotał.Odkręcił korek i na-tychmiast uderzył go niedający się pomylić z niczym innym odór zwie-trzałej benzyny.Scott nachylił się i najszybciej, jak tylko potrafił, wymknął się spodzadaszenia, przebiegł przez plamę światła i wpadł w drzwi.Przez chwilę chciało mu się wymiotować.Musiał zwalczyć gwałtownyprzypływ nudności.Kiedy za pierwszym razem wszedł do domu, byłcałkowicie skupiony na Hope i wyciąganiu jej z pola walki.Tym razemznalazł się sam na sam z ciałem starego O Connella.Spojrzał na podłogę,spostrzegł krew i wykręconą w potwornym grymasie twarz człowieka.Sapnął i nakazał sobie spokój, ale bez skutku.Czuł, jak serce mu wali.Pokryte krwią szczątki błyszczały, jakby pomalowano je krzykliwymi ko-lorami.Gwałtowna śmierć, pomyślał, sprawia, że wszystko wokół stajesię jaśniejsze, a nie ciemniejsze.Scott oddychał z trudem, szedł nierównym krokiem.Spojrzał na miejsce, w którym znalazł Hope przygniecioną ciałemstarego.Tam musiała być krew.Spostrzegł czerwone plamki na podło-dze.Pokropił to miejsce benzyną.Resztę wylał na spodnie i koszulę ojcaMichaela.Rozejrzał się, zobaczył ścierkę do naczyń i zamoczył ją w mie-szance krwi i benzyny gromadzącej się na piersi starego.Wepchnąłszmatę do kieszeni.Znów zagroziły mu nudności.Sięgnął ręką, żeby znalezć oparcie, alesię powstrzymał.Każda sekunda spędzona w miejscu, gdzie popełnionomorderstwo, pomyślał, zwiększa prawdopodobieństwo, że zostawi sięślady po sobie.Wstał, rzucił pojemnik w kałużę benzyny i podszedł dopiecyka.Na blacie obok palników gazowych leżały zapałki.Zbliżył się do drzwi, podpalił całe pudełko i rzucił je na pierś staregoO Connella.379Benzyna buchnęła płomieniem.Przez sekundę Scott stał jak skamie-niały, patrząc, jak ogień się rozprzestrzenia; potem odwrócił się i wy-biegł na dwór.Znalazł Hope opartą o ścianę zadaszenia.Ręką w rękawiczce obejmo-wała nóż, nadal sterczący z jej boku.- Będziesz musiała kawałek iść - powiedział.- Mogę chodzić.- Jej głos zabrzmiał chrypliwie.Oboje szli, trzymając się nieoświetlonych miejsc, aż znalezli się naulicy.Scott objął ramieniem Hope tak, żeby mogła się na nim oprzeć.Powoli kroczyli przez ciemności.Kierowała go do swojego samochodu.%7ładne z nich nie obejrzało się na dom O Connella.Scott modlił się, byogień, który podłożył, rozpalał się wolno, żeby minęło parę minut, zanimktoś z sąsiedztwa zauważy płomienie.- Jak się czujesz? - wyszeptał.- Dam radę - odparła Hope, opierając się o niego.Nocne powietrzepomogło jej oczyścić myśli, ale każdy krok sprawiał, że przeszywał jąostry ból.Czuła się na przemian pewna siebie i silna albo zrozpaczona isłaba.Wiedziała, że bez względu na to, jak Sally zaplanowała pozostałączęść nocy, nic nie pójdzie już zgodnie z planem.Mówiła jej to krewcieknąca z rany.- Nie zatrzymuj się - ponaglił ją Scott.- Ot, parka na raznym, nocnym spacerze - rzekła Hope, żartującmimo bólu.- Musimy pójść w lewo, a samochód powinien być przednami, w połowie ulicy.Każdy krok zdawał się być wolniejszy od poprzedniego.Scott niewiedział, co zrobiłby, gdyby nadjechał jakiś samochód albo gdyby ktośwyszedł i ich zobaczył.W oddali słyszał szczekanie psów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- John Norman Gor 13 Explorers of Gor
- John Norman Gor 01 Tarnsman of Gor
- John Norman Gor 05 Assassin of Gor
- John Norman Gor 21 Mercenaries of Gor
- John Norman Gor 19 Kajira of Gor
- John Norman Gor 02 Outlaw of Gor
- John Norman Gor 22 Dancer of Gor
- John Norman Gor 25 Magicians of Gor
- John Betancourt Dawn of Amber 1 Dawn of Amder
- Phoenix Club 14 Maxwell 2 Trial By Fire C.J. Bishop
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzesiowu.xlx.pl