[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Peter chwycił za wycięcie sukni na karku i rozerwał ją.Genevievepoczuła na nagich plecach chłodne nocne powietrze.Peter zaczął powoli ściągaćsuknię z jej ramion.Kiedy stała już w samej bieliznie, wyciągnęła dłoń i dotknęła jego nagiejpiersi.Wyczuła spokojne bicie serca.O ile maszyny mają serce.- Tak, mam serce - przytaknął, znowu odgadując jej myśli.- Rzeczywiście, masz serce.Teraz on wykonał ten sam gest, kładąc dłoń na jej piersi.- Twoje bije jak oszalałe.Dlaczego, Genevieve? Boisz się mnie?- A nie powinnam?- Powinnaś, ale twoje serce szaleje z innego powodu.- Myślisz, że z pożądania? Nie jestem taka łatwa.- Wystarczy cię dotknąć - szepnął jej na ucho.- Musiałeś dać mi jakiś narkotyk - powiedziała oskarżycielskim tonem,kiedy zaczął całować jej szyję.Ciągle trzymała dłoń na jego piersi i ciągle czułapod dłonią równy, spokojny rytm serca.- Dość tego - zaprotestowała, kiedy- 113 -SRrozpiął jej stanik.- Wierzę ci.Potrafisz mnie podniecić wbrew mojej woli, a samciągle jesteś nieporuszony.Może nawet dałbyś mi tysiąc orgazmów, chociaższczerze w to wątpię.Nie zamierzam sprawdzać.A teraz pozwól mi odejść.Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.Zanim zorientowała się,co robi, wsunął sobie jej dłoń w spodnie, by mogła się przekonać, jaki jest pod-niecony.Próbowała cofnąć dłoń, ale trzymał mocno, a był znacznie silniejszy odniej.- Przestań.Jesteś chorym sukinsynem.- Potrafię być taki - przyznał.- Postaraj się znalezć moje słabe punkty.- Nie masz słabych punktów - wykrztusiła zdławionym głosem.- Nigdy nie wiadomo - powiedział i pocałował ją, ciągle nie pozwalająccofnąć tkwiącej w spodniach dłoni.A potem odsunął się i zaproponował: - Pó-jdziemy do twojego pokoju.Kiedy weszli do sypialni Genevieve, Peter zdjął koszulę i zarzucił nafigurkę baletnicy.- Nie lubię kamer.- W tej rzezbie jest kamera? Więc to jednak nie oryginalny Degas?- Być może oryginalny.Harry nie miał obiekcji i nie zawahałby się przed zniszczeniem dziełasztuki.W całym domu są kamery, wszędzie.Harry lubił wiedzieć, co się dziejewokół, a jemu samemu publiczność nie przeszkadzała.- Dlaczego mówisz o nim w czasie przeszłym? Nie żyje już?- Myślę, że jeszcze żyje.Renaud dostał wyrazne rozkazy.Nie sądzę, byzrobił coś wbrew mojej woli.Kładz się.Peter był tak piękny, jak się obawiała.Opalony i świetnie zbudowany.- Teraz już wiem, dlaczego używasz seksu, kiedy inna broń zawiedzie.Jesteś bardzo atrakcyjny.Kobiecie trudno się oprzeć takiej urodzie.- To nie jest moja ostateczna broń, Genevieve.Kładz się - powtórzył.Genevieve podeszła do łóżka i wsunęła się pod kołdrę.- 114 -SR- Nie.- Peter ściągnął z niej kołdrę i odrzucił na podłogę.- Kładz się naplecach.Co by się stało, gdyby teraz spróbowała uciec? Rzuciłby się w pogoń?Użył przemocy?Pochylił się, wyjął nóż spod materaca i położył obok Genevieve.- Na wypadek, gdybyś doszła do wniosku, że jest ci potrzebny.- To cię podnieca? - zapytała ze złością.- Nie udawaj niewiniątka.Ty mnie podniecasz i doskonale o tym wiesz.- Mogę cię zadzgać.- Możesz próbować, ale za chwilę zapomnisz, że masz nóż pod ręką.Ujęła drewnianą rękojeść noża.Szwedzka stal.Weszłaby w ciało jak w masło.W piękne ciało Petera Jensena.- Udowodnij mi to.- Taki mam zamiar.Genevieve czuła się, jakby wracała z bardzo dalekiej podróży.Powolidochodziła do siebie, łapiąc oddech.Odwróciła się do Petera i położyła mu dłońna piersi, tam, gdzie powinno być serce.Nawet teraz wyczuwała spokojny,równomierny rytm.Ich spojrzenia spotkały się i Peter wzruszył ramionami,uśmiechnął się przy tym niemal przepraszająco.- Uprzedzałem cię.- Owszem, uprzedzałeś - przytaknęła, patrząc na niego.Podobno oczy sąoknami duszy.W jego wypadku to się nie potwierdzało.Usiadła niepewnie w pościeli, ciągle jeszcze oszołomiona.Chciałaznalezć się jak najdalej od Petera, nawet jeśli musiałaby się czołgać popodłodze.Przeżył orgazm, tego była pewna, ale nadal miał wzwód.Niepozwolił sobie na spełnienie do końca, skąd.Dowiódł jej prawdziwości swoichsłów.Doprowadził ją do niebywałego orgazmu, a sam do końca panował nadwłasnym ciałem.Nie miała ochoty na powtórkę.- Idę do łazienki.- 115 -SR- Nie zmyjesz mnie, Genny - powiedział cichym głosem.- %7łebyś niewiem jak bardzo się starała, nie zmyjesz mnie.Nie odpowiedziała.Nic nie mogła odpowiedzieć.Wiedziała doskonale, żePeter ma rację.Peter zawsze miał rację.Owinęła się prześcieradłem.Peter nie ruszał się, nie reagował, chybausnął.W szarym świetle przedświtu ruszyła przez pusty dom nad basen, myśląco tym, że dzisiaj umrze.Weszła do chłodnej wody i zanurzyła się z głową.Dziewczyna zapewne już nie żyje, pomyślała madame Lambert, sięgającpo kanapkę z jajkiem.Oczywiście o ile Peter postąpił zgodnie z rozkazami.Byłato okrutna, odstręczająca decyzja, ale jednak konieczna.Jeden z tychstraszliwych wyborów, których musi dokonywać każdy dowódca w imięwyższego dobra.Madame Lambert nigdy wcześniej nie stawała przedpodobnymi wyborami i teraz dręczyło ją sumienie.Może Peter nie otrzymał jej polecenia, a może po prostu nie zastosowałsię do niego.Dotąd mu się to nie zdarzyło.Wykonywał rozkazy z precyzjąmaszyny, nie okazując ani żalu, ani zadowolenia.Był człowiekiem z zamrożonąduszą i uśpionym sumieniem.Nie na darmo nazywano go Lodowatym.Oby tym razem zdobył się na niesubordynację.Isobel nie miała wyboru,musiała wydać taki rozkaz.Jeśli Peter nie zabił dziewczyny, będzie czas przeko-nać się, czy jest naprawdę niegrozna.Czas.Mieli go coraz mniej.Zdobyli kolejną informację na temat ZasadySiódemki.Takashi O'Brien wpadł na trop planowanej eksplozji wpołudniowoafrykańskiej kopalni diamentów, w której pracowały tysiące ludzi.Kopalnia, podobnie jak pola naftowe, należała do Harry'ego, ale jej niepróbował się pozbyć.Gdyby eksplozja doszła do skutku, oznaczałoby to prawdziwą masakręwśród pracowników i nikt nie podejrzewałby Harry'ego.Dlaczego to robił? Z nudów? Dla zabawy? Był jak zepsute dziecko, którepodnieca się efektami pirotechnicznymi?- 116 -SRIsobel przeszedł zimny dreszcz.ROZDZIAA JEDENASTYPeter Jensen nie spał.Sen jest dobry dla ludzi słabych.On wyśpi się,kiedy zadanie dobiegnie końca.Odpoczywał z zamkniętymi oczami i napawałsię uczuciem fizycznego zaspokojenia.Nie chciał o niczym myśleć.Nigdy nierozważał popełnionych błędów, nigdy niczego nie żałował.Pójście do łóżka zGenevieve Spenser było bez wątpienia błędem.Błędem, którego ani przezchwilę nie żałował.Chyba nikt jeszcze nie dał jej takiej satysfakcji i nie dostarczył takichdoznań, jak on dzisiaj.Co nie było wielkim wyczynem, zważywszy, że życieseksualne Genevieve w ostatnich latach sprowadzało się właściwie do zera.Trudno się dziwić, że nie była najlepszą kochanką, jaką zdarzyło mu sięmieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Golon Anne & Golon Serge Angelika 05 Bunt Angeliki
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (07) Moreta Pani Smoków z Pern
- Anne McCaffrey Statek 2 Statek bliŸniaczy
- Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
- Katherine Anne Porter Biały koń, biały jeŸdziec
- Golon Anne & Golon Serge Angelika Droga Do Wersalu
- Golon Anne & Golon Serge Angelika 12 Droga nadziei
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (15) Niebiosa Pern
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (09) Narodziny Smoków
- Anne Dunan Page The religious culture of the Huguenots, 1660 1750 (2006)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- abcom.xlx.pl