[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Lin-da odbezpieczyła kałasznikowa, pomyślała, że oto tworzą praw-dziwą sztukę.Wyobraziła sobie spektakl, którego nie zapomni żaden widz.Uzbrojeni w śmiercionośną broń i zapał twórczy pobiegli doschodów prowadzących do piwnicy.Ich kroki dudniły na wytar-tych deskach podłogowych.Chór duchów napełnił jego uszy cichymi poleceniami -wszystkie pilne, wszystkie szeptane.Bądz delikatny.Bądzostrożny.Podaj jej rękę.Nie wiedział, czy mówi to Cassie,Brian, czy nawet Tommy.Może wszyscy naraz, jak przy wspól-nym śpiewaniu kolęd.- Tak - powiedział pomału.- Myślę, że Pan Futrzak powi-nien wrócić do domu.I Jennifer razem z nim.Zabiorę was zesobą.Pistolet w dłoni nastolatki nagle opadł do jej boku.Spojrzałana niego ze zdumieniem.- Kim jesteś? - spytała.- Nie znam cię.Uśmiechnął się.- Jestem profesor Thomas - odparł.Stwierdził, że zabrzmia-ło to zbyt oficjalnie jak na okoliczności, w których się poznali.-Ale mów mi Adrian.Może mnie nie znasz, Jennifer, ale ja znamciebie.Mieszkam kilka przecznic od twojego domu.Teraz ciętam zabiorę.393- To fajnie.- Wyciągnęła pistolet.- Chcesz?- Po prostu go odłóż.Posłusznie upuściła pistolet na łóżko.Nagle zrobiło jej się ciepło, jakby cofnęła się w czasie dochwili, kiedy jako małe dziecko bawiła się na dworze w upalnyletni dzień.Stała się uległa.Choć wciąż naga, miała swojegomisia i nieznajomego, który nie jest tamtym mężczyzną ani tamtąkobietą, więc cokolwiek ją teraz spotka, pogodzi się z tym.Przemknęło jej przez myśl, że może już nie żyje.Może jednakpociągnęła za spust i ten starzec to tylko anioł stróż i zabierze jądo ojca, który niecierpliwie czeka na nią w jakimś lepszym świe- cie.Taki przewodnik, co przeprowadzi ją z życia w śmierć.- Chyba pora stąd wyjść - zasugerował Adrian.Delikatnie wziął ją za rękę.Nie miał pojęcia, co na jego miej-scu zrobiłby policjant.Czy powinien zachowywać się jak telewi-zyjny glina co to wykrzykuje, wymachuje bronią i ratuje sytuacjęz hollywoodzką brawurą? Jednak stary psycholog w nim powie-dział mu, że owszem, trzeba się spieszyć, ale przede wszystkimnależy zachować ostrożność.Jennifer to niezwykle krucha istota.Zabrać ją z celi i tego domu to jak przetransportować niestabilny,ale wyjątkowo cenny ładunek.Wyprowadził ją do ciemnej, zawilgoconej piwnicy.Nie miałżadnego planu.Był tak skoncentrowany na tym, żeby odszukaćJennifer, że nie pomyślał, co zrobi, jak już ją znajdzie.Liczył nato, że duchy mu coś podpowiedzą.Może już to robią, stwierdził,na poły prowadząc, na poły niosąc nastolatkę.Opierała się na nim jak ktoś ranny.Kuśtykał na kontuzjowa-nej kostce.Czuł, jak kości ocierają się o siebie, i wiedział, że tozłamanie.Zacisnął zęby.Kiedy wychodzili z celi, usłyszeli w górze przerażający tupotnóg.Jennifer natychmiast zamarła i zgięła się wpół jak od ciosu wbrzuch.Z głębi jej piersi wydostał się dzwięk - nie krzyk, tylkozduszony bulgot, gardłowy, pierwotny, pełen przerażenia i roz-paczy.Adrian odwrócił się w stronę, skąd dobiegło dudnienie stóp.394W kącie piwnicy były zdezelowane drewniane schody.Jesz-cze przed chwilą miał niejasny pomysł, że zaprowadzi Jenniferna górę, a potem przejdą przez kuchnię do tylnych drzwi domu,jakby nagle stali się niewidzialni i nie było tam nikogo, ktochciałby im przeszkodzić w ucieczce.Tylko półtora metra dzieli-ło ich od wypaczonych stopni.I kiedy tak patrzył, smuga światła przecięła cień na ścianie.Usłyszał skrzypienie - to otwierają się drzwi na górze.Ledwie podniósł głowę i skupił wzrok na blasku, poczuł, żecoś ciągnie go do tyłu.To Jennifer.Złapała go za ramię i odciągała w głąb piwnicy.Choć nie do końca świadoma, co robi, instynktownie zdawałasobie sprawę, że kimkolwiek jest ten stary człowiek, musi byćlepszy od tamtego mężczyzny i tamtej kobiety, a oni czyhają podrugiej stronie ciemności, w poświacie u szczytu schodów.In-stynkt samozachowawczy wziął górę.Adrian dał się odciągnąć do tyłu.Nic innego mu nie pozosta-ło.I kiedy tak się wahał i w duchu przekonywał samego siebie,że musi obmyślić jakiś plan, świat wokół nich eksplodował.Kaskada pocisków runęła z rykiem w dół schodów.Piwnicęwypełniły hałas i dym.Kule kaliber 7,62 odbijały się rykoszetemod cementowych ścian i świszczały w zakurzonym powietrzu.Kawałki gruzu sypały się deszczem wokół nich; wydawało się,że coś z dziką furią rozrywa małe ciasne pomieszczenie na strzę-py.Adrian i Jennifer rzucili się w bok i przywarli do ściany naj- bardziej oddalonej od strzałów.Oboje krzyczeli, jakby dosięgłyich kule - ale tak się nie stało.Wydawałoby się, że to niewiary-godne szczęście, ale Adrian widział, że ostrzał ma ograniczonepole rażenia.Pociski wciąż eksplodowały na ścianach i podłodze,przeszywały cienie i ciemność.Od razu zrozumiał rzecz oczywistą: tamtędy nie uciekną.Zostało tylko jedno wyjście: ta sama droga, którą wszedł.Zapiwnicznym okienkiem jaśniało światło dzienne.Dojście do nie-go było ryzykowne - gdyby strzelec zszedł jeden-dwa stopnie,miałby pod ostrzałem całą piwnicę.Wtedy jedyną kryjówką po-zostałaby cela Jennifer - ale tam nastolatka na pewno się nie395wycofa, nie śmiałby jej nawet o to poprosić.Wyciągnął ją stam-tąd.Nie mógł jej kazać tam wrócić.Nawet gdyby tylko cela byłabezpiecznym schronieniem - a to wątpliwe - Jennifer za nic nanią nie spojrzy.Kuliła się przy nim, ściskając misia w dłoni.Pojękiwała cicho.Na schodach gruchnęła druga seria, wizg pocisków rozdarłgęstniejące powietrze.Otaczały ich kłęby dymu, gorzkie zapachyi kurz.Zaczęli kaszleć.Z trudem oddychali.Jedno wyjście.Tylko jedno wyjście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- John Norman Gor 13 Explorers of Gor
- John Norman Gor 01 Tarnsman of Gor
- John Norman Gor 05 Assassin of Gor
- John Norman Gor 21 Mercenaries of Gor
- John Norman Gor 19 Kajira of Gor
- John Norman Gor 02 Outlaw of Gor
- John Norman Gor 22 Dancer of Gor
- John Norman Gor 25 Magicians of Gor
- John Betancourt Dawn of Amber 1 Dawn of Amder
- (51) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Krzyż lotaryński
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nasza-bajka.keep.pl