[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakie to musi być monotonne zajęcie, pomyślała Ori.Codziennie, przez cały dzień, mężczyzna w słomianymkapeluszu zajmował się swoją pracą.Nigdzie nie chodził i niemiałprzyjaciół.Jego chata stała nad zakolem rzeki Marisota,daleko od większości centrów kultury Sithów na Kesh.Wyżejnie było już nic, tylko wulkany i dżungla, niżej też nic, pozamiastami duchów nad Jeziorami Ragnos.Nie było to życie dlaczłowieka.- Lady Orielle - odezwał się Jelph, uchylając kapelusza.Jasny, długi warkocz spadał na kołnierz przepoconej bluzy.- Po prostu Ori - odparła.- Mówiłam ci tuzin razy.- A to oznacza tuzin wizyt - odpowiedział tym swoimśmiesznym akcentem.- Jestem zaszczycony.Smukła, rudowłosa kobieta przespacerowała się wzdłużżywopłotu, obserwując robotnika.Nie miała żadnego powodu, aby ukrywać, dlaczegoznów tu przyszła - zwłaszcza jeśli chciała zapewnić przyszłość139 swojej rodzinie.Ori mogła robić to, co chciała.A jednak, kiedywchodziła przez wyrwę w żywopłocie na żwirową ścieżkę,czuła się znowu pokorną piętnastolatką.Nie Mieczem Sithów zPlemienia, starszą o dziesięć lat.Spuściła ciemne oczy i zachichotała sama do siebie.Niebyło powodu się wstydzić.Miała na sobie czarny mundurprzynależny jej stanowisku, Jelph zaś nosił łachmany.Przeszłapróby ucznia na terenie pałacu, na wspaniałej promenadzie, poktórej Wielki Lord Korsin przechadzał się ponad tysiąc latwcześniej.Dom Jelpha był lepianką, a jego pole nie tyle farmą,co rezerwuarem użyznianej gleby, którą dostarczał ogrodnikomw mieście.Człowiek ten jednak miał coś, czego nie spotkała nigdyu żadnej istoty ludzkiej: nie miałżadnych wymagań.Nikt w Tahv nie patrzył jej prosto woczy.To się nie zdarzało.Ludzie zawsze jednym okiempilnowali, co może im przynieść rozmowa z nią i jak jej matkamogłaby im pomóc.Jelph nie myślał o awansie.Po co zresztą takie myśli niewolnikowi?Jelph odstawił grabie, wyszedł z błota i wyjął zza pasaścierkę.- Wiem, po co tu przyszłaś - rzekł, wycierając ręce.- Alenie wiem, dlaczego akurat dzisiaj.Co to za wielka okazja tym razem?- Dzień Donellana.Jelph spojrzał na nią niepewnie.- To jedno z waszych sithańskich świąt?Ori przechyliła głowę i ruszyła za nim.- Też byłeś kiedyś Sithem, więc wiesz.- Tak mi mówili - odparł, odrzucając ścierkę, którawylądowała w wiadrze stojącym na ziemi, poza zasięgiemwzroku.- Obawiam się, że w głębi lądu nie kultywujemy takpamięci o przodkach.140 Ori się uśmiechnęła.Jak na osobę z nizin społecznych,był całkiem wykształcony.Jelph uprawiał różne rośliny, ale wmiejscu niewidocznym ze ścieżki, gdzie zostawiła swojegouvaka, by się pożywiał, dopóki znów nie zechce polecieć.Zadomem, za małymi usypiskami rzecznej gliny, którą handlowałz Keshiri, miał sześć szpalerów najpiękniejszych kwiatów dalsa,jakie kiedykolwiek widziała.Podobnie jak chata i grabie,kratownice szpalerów wykonane były z powiązanych razempędów hejarbo - a jednak mogły rywalizować z ogrodowymicudami Wysokiej Siedziby.Właśnie tutaj, za chatą niewolnikapośród pustki.Farmer wziął kryształowe ostrze, które mu podała, izaczął ścinać wybrane przez nią kwiaty.Jak zwykle, udekorują one urny na balkonie jej matki wczasie święta.- Wróćmy do twojego święta.O co w nim chodzi? -Zatrzymał się i spojrzał na nią.-Oczywiście, jeśli chcesz mi powiedzieć.- Jutro jest tysięczna rocznica urodzin pierworodnegosyna Nidy Korsin.- O - mruknął Jelph.- A co, został Wielkim Lordem, czyjak?Zaśmiała się.- Nie, nie.- Wyjaśniła, że panowanie Nidy Korsinrozpoczęło chwalebną erę w dziejach Sithów.Donellanwiedział, że jego ojciec, Lord Małżonek, zostanie zabity, kiedyNida umrze.Taka była ostatnia wola Yaru Korsina.Czekałjednak zbyt długo, aby wykonać swój ruch.Jedyny syn Nidyumarł jako stary człowiek, czekając na szansę przejęcia władzy.I na nim się skończył system dynastyczny: po jego odejściupozbawiona spadkobiercy Nida ustanowiła sukcesjęuwzględniającą zasługi następcy.- A więc facetowi się nie udało, a i tak ma własny dzień?Sithom podobało się ukryte znaczenie historii Donellana,141 wyjaśniła.Wielu Sithów cierpliwie zabiegało o swój awansspołeczny, ale wiedzieli, że można być zbyt cierpliwym.- Dzień Donellana zwany jest również DniemWydziedziczonych.Pomyśl o tym - dodała, podziwiając jegomuskularne ramiona, widoczne przez rozcięte rękawy.- CzyPlemię kiedykolwiek potrzebowało powodu, aby świętować?Zaśmiał się gardłowym śmiechem, który wywołałuśmiech na twarzy Ori.- Nie, chyba nie - odparł.- Przynajmniej dzięki temuludzie mojej profesji mają zajęcie.Siedmiu Arcylordów starało się nawzajem prześcignąć wozdabianiu swoich loży na każdych igrzyskach.Osiem miesięcytemu Ori wzięła w swoje ręce projekt dekoracji loży swojejmatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl