[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komendant przeszedł na emeryturę.Jego zastępca miał młodą łotewską żonę, którauwielbiała muzykę latynoamerykańską.Tomasz założył zespół z perkusją, saksofonem, gitarą isyntezatorem.Nie miał odwagi sprawdzać, jak wygląda jego sytuacja.Nigdy nie otrzymałpapierów potwierdzających zwolnienie ze służby wojskowej i z tego, co wiedział, nadal byłżołnierzem.Albo dezerterem.Jego paszport był nieważny.Bez tych dokumentów nie mógłnigdzie zamieszkać, pracować ani się ożenić.Był Nikim Znikąd.W sierpniu 1991 roku doradcy Gorbaczowa próbowali usunąć swojego szefa zestanowiska.Jelcyn stanął na czołgu przed moskiewskim Białym Domem i przeciwstawił sięzamachowi stanu.W grudniu Związek Radziecki się rozpadł.Jelcyn ogłosił wolność rosyjskiegoludu.Tomasz słuchał doniesień o wszystkich tych wydarzeniach przez radio BBC.Zapewniłoprawę muzyczną balu sylwestrowego, zagrał Auld Lang Syne na trąbce, a dzień po NowymRoku spakował swoje nuty, instrument oraz oszczędności i wsiadł do autobusu.Nikt go niezatrzymywał. Jak sobie dajesz radę bez dokumentów? Jest takie rosyjskie powiedzenie:  Z papierami jesteś istotą ludzką.Bez papierówjesteś gównem.Słyszałeś o takim gatunku jak free jazz? Pewnie. Ja jestem wolnym gównem. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Zagrasz na otwarciu? Załatwię ci melonik. ROZDZIAA 21Dobroć nie śmierdziW pobliżu miejsca, gdzie mieszkałem, znajdowały się kościół i zakon żeński WszystkichZwiętych.Była to ładna budowla w kolorze ochry i bieli, wzniesiona w 1733 roku za panowaniacarycy Anny Iwanowny w stonowanym moskiewskim stylu barokowym, z ledwie nabrzmiałymicebulastymi kopułami i pełnymi wdzięku iglicami.Którejś śnieżnej niedzieli na początku zimyzaszedłem tam, zwabiony przez chór rosyjskich głosów.Wnętrze było zatłoczone.Wonie kadzidła, pary bijącej od wilgotnych płaszczy,cuchnących oddechów, gazów, mamrotanych modlitw i dymu ze świec kłębiły się wokółwiernych i unosiły w nabożnych miazmatach ku sklepieniu kopuły, gdzie Jezus Wszechmogący zpoważną miną spoglądał wielkimi oczami na swoje owieczki, jednocześnie wstrzymując oddech.Ciemna kapliczka z tyłu okazała się stosunkowo pusta, być może dlatego, że dwie owieczki byłymartwe i leżały na plecach w otwartych trumnach.Obie były stare i brały udział w ostatniejmszy, a w każdym razie ostatniej tu, na ziemi, jako że teoretycznie czekała je wieczna liturgia wzaświatach.Jedna z nich, ta bliżej ściany, była obsypana czerwonymi mieczykami i otoczonaprzez żałobników, którzy odmawiali modlitwy, żegnali się znakiem krzyża, schylali, żebydotknąć ziemi, zapalali świeczki i wtykali je w tacki pełne piasku, stojące na mosiężnychpodstawkach.Druga kobieta leżała samotnie.%7ładnych kwiatów, żadnych świeczek, żadnychżałobników.Zasmuciło mnie to.Czy nie było tu nikogo, kto by ją pożegnał? %7łałobnicy sąsiadkiledwie zerkali w jej stronę, podobnie jak nowo przybyli.Tupali, otrząsając śnieg z butów,całowali ikonę Maryi wiszącą niecałe dwa metry od miejsca, gdzie stała trumna, zapalaliświeczkę, żegnali się trzy razy, po czym ruszali w stronę ołtarza.Kobieta była martwa.Nie miała pojęcia, że nie ma przyjaciół, choć prawdopodobnie taksamo wyglądało jej życie.Mimo wszystko uważałem, że to wstyd.Przez jakiś czas czaiłem się wcieniu przed wyblakłym freskiem przedstawiającym zaśnięcie Marii Panny, tuląc swoją szapkę imając nadzieję, że ludzie wezmą mnie za tubylca.Kiedy poczułem się wystarczającoanonimowy, przysunąłem się niepostrzeżenie do ikony i wziąłem nową świeczkę z drewnianejskrzynki.Brzęk monet zabrzmiał mi w uszach głośno niczym gong oznajmiający moje przybycie.Zapaliłem świeczkę i zabrałem ją do trumny, osłaniając płomień dłonią.To był irracjonalny gest ibyłem nim zażenowany  ludzie mogli wyciągnąć fałszywe wnioski co do tego, kim jestem.Alewydawało mi się nie w porządku, że zmarła jest taka opuszczona i ignorowana w tłumiechrześcijan.Miała ostry, biały nos i bezzębne usta ułożone w idealnie okrągłą czarną dziurę.Nie dokońca zamknięte oczy zerkały spod czerwonych powiek  tak samo spoglądała moja matka,udając że śpi, kiedy wchodziłem do jej pokoju zbyt wcześnie rano.Brak świeczek, kwiatów czybalsamowania sprawiał, że ciało staruszki wydzielało zapach, jaki można poczuć, kiedy zdejmiesię celofan z burgera z indyka zbyt długo leżącego poza lodówką.Wyglądała na wstrętną jędzę.Czy to dlatego nikt nie towarzyszył jej w ostatniej drodze? Chociaż raz w życiu musiała byćprzecież dla kogoś miła.Głowę miała zawiniętą w zakonny barbet, szyję otaczał tani wełniany całun.Wskrzyżowanych na piersi dłoniach, których palce przypominały kurze szpony, trzymała ozdobnykrucyfiks z kości słoniowej.Nie pasował do nędznych żałobnych szat.Ostatni dobytek? Jedynarzecz, której nie chciała sprzedać? Jej stojak na świece przywłaszczyła bardziej popularnamartwa staruszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl