[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ brakowało im pożywienia, pieprzenie się zastępowało im strawę.Ponieważbyli zagubieni, ich ciała stały się jedynym celem ich podróży, jedynym domem.Nie znali się na roślinach tak jakKupehaki, toteż kilkakrotnie najedli się przez pomyłkę trujących jagód, wykopali i ugotowali trujące korzonki.Gorączka i halucynacje o mało ich nie pokonały; biegunka wyczyściła ich jelita do gładkości marmuru.Wychudzona, udręczona wymiotami, wstrząsana dreszczami z powodu gorączki, szczękająca zębami Isabelmimo to miała ochotę bawić się jego członkiem, wodzić czubkiem języka po nabrzmiałych żyłach i spijaćprzezroczystą kropelkę nektaru z jego małej, wąskiej szczeliny, zanim poczuła między nogami coraz szybszeruchy Tristao, a pod palcami napięte mięśnie pleców.Gdyby miała oddać ostatnie siły w takim uścisku, jej życieprzybrałoby kształt kwiatu z delikatnym kielichem rozchylonym na światło życia.On zaś, zdumiony jej namiętnością, tak nadmierną i ekstrawagancką jak zwinięta orchidea żywiąca siępowietrzem, pozwalał, by go podniecała, nawet gdy jego witalność spadała niemal do zera, gdy jego własnyszkielet wydawał mu się ciężki jak kamienie i z trudem wlókł go w cienkim worku skóry przez ciernistechapadoes, po czym z zawrotem głowy pozwalał mu opaść na twarde podłoże, kiedy zatrzymywali się na nocnyodpoczynek.Zbyt słaby, by podnieść się z ziemi, przyglądał się sennie nagiej Isabel, która siadała na nimokrakiem i nasuwała się na jego prącie.Biodra, brzuch i wzgórek Wenery pokryty jasnym puchem nawet przyjej wychudzeniu pozostały zaokrąglone, ostatni ślad kobiecego sadełka.Jej szparka obejmowała go ciasno,najpierw sucha i bolesna, potem wilgotna i lepka, Isabel opadała na jego oleistoczarne włosy łonowe, unosiła się,znów opadała, jej wyschnięte piersi trzepotały na białej klatce piersiowej o żebrach niczym żeberka liściapalmowego.Głód jest najpierw bólem, burkliwym, nękającym intruzem, potem zaś narkotycznym oszołomieniem,przyćmieniem, do którego człowiek się przyzwyczaja, a jego świadomość dryfuje gdzieś bez oporu.Nawetwyjce na leśnych polanach wycofywały się z respektem pod baldachim zieleni ustępując drogi tym dwojguludzi, duchom.Na wilgotnym piasku widniały świeże ślady pak i tapirów, nigdy jednak nie natknęli się na tezwierzęta, zresztą byli zbyt słabi i powolni by je schwytać.Dzięki wykładom z botaniki Isabel potrafiłarozróżnić palmy buriti o sztywnych wachlarzowatych liściach, palmy bacaba o liściach bardzo długich izakrzywionych, które wyglądały, jak gdyby były potargane, niskie palmy nacuri, kolczaste palmy boritana osmukłych pniach, które lubią wilgoć, i jeszcze smukłej sze palmy accasby o pniach prostych jak strzały; o innejporze roku mogliby pożywić się orzechami lub rdzeniem palmy, teraz jednak nie znajdowali tu niczego.Tętniącewokół nich życie było dręczącą tapetą w pustej celi.Pewnego dnia dotarli do całkowicie martwego lasu, gdziedrzewa miejscami stały, miejscami leżały zwalone niczym strzaskane kolumny zdewastowanej świątyni,mszystozielone, ciemnoróżowe, białe jak śnieg i niebieskawe.Jaki bóg był tutaj żarliwie czczony, a mimo toumarł?Gdy oboje byli bliscy załamania, powietrze przed nimi zaroiło się od mieniących się tęczowo kolibrów, zwanychpocałunkami kwiatów, ze szmaragdowymi grzbietami, żółtymi szyjkami i plamistymi skrzydełkami, niczymowoc, który sam prosi się, żeby go zerwać.Tristao i Isabel nauczyli się je chwytać, zaciskali w dłoni trzepocąceskrzydełka i ukręcali łebki.Sześć czy osiem z nich oskubali starannie z przepięknych metalicznych piórek,upiekli, nadziawszy na cieniutkie patyczki, i zjedli twarde, słodkie mięso o gorzkawym posmaku.Kiedy indziejtrafili na plantację nerkowca zachodniego, opuszczoną przez jakichś chwilowych rolników, i żarłoczniepochłonęli wszystko, do czego udało im się dosięgnąć, zarówno orzechy, jak i grubą skórkę.Takim sposobem,od jednej sporadycznej uczty do drugiej, wędrowali przez coraz gęstszy las, gdzie trudno było dojrzećzachodzące słońce i gdzie światło dzienne ledwie przedzierało się lodowatymi iskierkami sponad najwyższychpięter roślinności.Swoją samotną wędrówkę Tristao i Isabel rozpoczęli od przepłynięcia brązowej rzeki w pobliżu pechowegoobozowiska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- John Norman Gor 13 Explorers of Gor
- John Norman Gor 01 Tarnsman of Gor
- John Norman Gor 05 Assassin of Gor
- John Norman Gor 21 Mercenaries of Gor
- John Norman Gor 19 Kajira of Gor
- John Norman Gor 02 Outlaw of Gor
- John Norman Gor 22 Dancer of Gor
- John Norman Gor 25 Magicians of Gor
- John Betancourt Dawn of Amber 1 Dawn of Amder
- § Vreeland Susan Dziewczyna w hiacyntowym błękicie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- revelstein.htw.pl