[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Księżna, która nie zatrzymywała nikogo, w chwiligdy się miał żegnać, rzekła do artysty półgłosem: Proszę pana, zostań jeszcze minutkę; mam mu zadać jedno niedyskretne,śmieszne może pytanie, które kobiecej ciekawości zechcesz przebaczyć.Hrabia August wyszedł natychmiast za Ahaswerą, którą poeta, pochylony kuniej, prowadził pod rękę z niemałym kłopotem, bo mu się, kręcąc ciągle iporuszając, wyrywała co chwila.Wiktor, z kapeluszem w ręku, stał, oczekując.Do stroju jego, na ten wieczórumyślnie dobytego, należał szczegół jeden, który oczy księżny Teresy ciągleściągał na siebie.Miał czarną chustkę niedbale zawiązaną na szyi, Wiktor miałwpiętą szpilkę, z dosyć dużą, bardzo piękną kameą.Wyobrażała ona temat dosyć zużyty w rzezbach starożytnych: boginięzwycięztwa, wieńczącą popiersie stojące na monumentalnej podstawie.Przedmiot był pospolity; lecz niepospolite jego wykonanie mogło być tylkodziełem wielkiego artysty, jednego z tych greckich incisorów, rzezbiarzymałych figurynek, w których czuć, że mistrze ci mogliby byli, gdyby chcieli,równie doskonałe kować kolosy.Figura Wiktoryi, pomimo lekkiej draperyi,wychodziła z pod niej tak przedziwnie pięknemi kształty, iż żadna Wenusotłuczona z marmuru zrównaćby jej nie mogła.Nie było szczegółu na tejprześlicznej miniaturce kamiennej, któryby był zaniedbany.Księżna nieśmiało, rumieniąc się, drżąc niemal, wskazała na szpilkę iprzemówiła głosem łagodnym, jakby o przebaczenie proszącym: Daruj pan! Jak, zkąd dostała się panu ta kamea?Wiktor drgnął cały, niby teraz dopiero przypominając sobie, że ta szpilkazdradzić go mogła.Machinalnie dotknął jej ręką i wnet odzyskawszy panowanienad sobą, odrzekł głosem prawie spokojnym: Ta kamea, to pamiątka jedyna dni szczęśliwych.Księżna daruje mi, żepochodzenia jej, jak w ogóle wszystkiego co się mojej przeszłości tyczy,wyjaśnić nie mogę.Są to rzeczy bolesne, rany ledwie przywrzałe.Nie mam wtych dniach ubiegłych nic, czegobym wstydzić się potrzebował, lecz owszystkiem radbym zapomnieć.  Panie, błagam cię, pokaż mi bliżej tę szpilkę  przerwała księżnajakkolwiek to prośba śmieszna może, dziecinna i do zbytku natrętna!Artysta szybko odpiął kameę i położył przed księżną, która pochwyciła ją żywo,zbliżyła do lampy i przypatrywać się zaczęła pilnie.Odwróciła ją na drugąstronę i lekki wykrzyk wyrwał się z ust jej mimowolnie.Siadła zadumana. Rzecz zadziwiająca  rzekła po namyśle. Podobne rzezby na kameachpowtarzają się często, chociaż tło i barwy rzadko bywają jedne.Tu wszystko miznaną dawno przypomina aż do najmniejszych drobnostek.Oprawa jest jakbytaż sama.Wiktor, któremu gospodyni oddała kameę, powoli schował ją do kieszeni. Zupełnie podobną kameę  mówiła dalej księżna  widywałam w moichmłodszych latach i pamiętam jak mnie uderzała pięknością swoją.Należała dojednej z osób rodziny męża mojego. Niema w tem nic niepodobnego  przerwał Wiktor  by dwie zupełniejednakowe na tym samym kamieniu wykonał artysta i żeby je złotnik potem wten sam sposób obie oprawił.Dla mnie kamea ta jest bardzo drogą pamiątką.To mówiąc, westchnął. Gdyby nie była prawie jedyną  dodał  rozstałbym się z nią, chętnie z niejczyniąc ofiarę.Księżna zakrzyknęła, protestując. Pan mnie nie zrozumiałeś  zawołała. Nie mam najmniejszej chęci, niemiałam myśli starać się o posiadanie tej ślicznej rzeczy.Szło mi o to tylko, jakądrogą mógł ten klejnocik, do którego przywiązywano wysoką cenę, uważając gojakby za amulet, zachowując z zabobonną troskliwością, przejść w ręce obce.Artysta, słuchając z głową spuszczoną, smutny, zafrasowany, myślą zdawał siębyć gdzieindziej. Losów kamei wytłumaczyć nie umiem  rzekł stłumionym głosem. Domnie dostała się ona także z rąk drugich, jako amulet i pamiątka. Rzecz niepojęta!  szepnęła księżna, ręce składając. Przebacz mi pan,przepraszam go! Nie byłam panią siebie.Prawda że mi pan niedorzecznejciekawości mojej za złe nie wezmiesz?I podała rękę stojącemu w zadumie Wiktorowi, który zwolna zbliżył do niejusta, pocałował ją z uszanowaniem, skłonił się i wyszedł.Księżna została w miejscu zmieszana, nierada z siebie, zasmucona.Zdawała sięwyrzucać sobie niepotrzebną tę ciekawość.Rysy jej, zwykle wypogodzone,powlokły się wyrazem wewnętrznej jakiejś boleści.Rzuciła się na fotel i zadumała, tak że wchodząca wierna jej Kunusia, trochęprzelękła, musiała ją z tego stanu niezwykłego wywołać pochwyceniem za rękęi wykrzykiem: Co pani jest?Księżna, uśmiechając się, podniosła ku niej oczy i szepnęła cicho: Nic, nic, Kunusiu kochana.Ot tak.trochę jestem zmęczona. Przyjaciółka, powiernica, sługa, kuzynka, Kunusia była nieco starszą odksiężny, a, jak to się zwykle składa, gdy dwie osoby długo z sobą żyją razem przybrała w obcowaniu z nią cóś z jej ruchów i wyrazu twarzy.Niepiękna, miałaoblicze spokojne i uśmiechnięte, oczy rozumne.Dosyć słusznego wzrostu,silna, zdrowa, ubrana starannie, ale bez żadnej pretensyi, skromna i naturalna,była sympatyczną bardzo i widząc ją, łatwo się to tłumaczyło, że księżnakochała ją jak siostrę, a żyć bez niej nie mogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl