[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znowu zbliżył się do niej z pociemniałą z gniewu twarzą.- Nie waż się tknąć mnie palcem.Odgłos i błysk wystrzelonej rakiety zaskoczył ich oboje.Podnieśli oczy i zo-baczyli, że raca zatoczyła zgrabny łuk ponad ich głowami niczym mała, czerwo-na kometa.- Co to takiego, u diabła? - Hayman oderwał wreszcie uwagę od Grace.Obo-je jednocześnie spostrzegli zmierzającą w ich stronę motorówkęi Grace natychmiast wiedziała, że Sam znajduje się na pokładzie, jeszcze za-nim kogokolwiek zobaczyła.- Jezu! - wrzasnął Hayman.- A cóż to za wariat?- To Sam! - odkrzyknęła tryumfalnie.Zrobił krok do tyłu i Grace zauważyła nagle, że włożył prawą dłoń do kiesze-ni spodni.Wiedziała, że ponownie sięgnął po strzykawkę - albo z zamiarem wy-rzucenia jej za burtę, albo zrobienia zastrzyku.- Wykluczone! - zawołała, chwytając go za rękę.- Grace, przestań! - Wyrwał się i rzucił na nią, lewą ręką mocno oplatając jąw pasie.Usłyszała warkot i kątem oka spostrzegła, że motorówka zrównuje się zjachtem.- Grace! - usłyszała wołanie Sama.- Jezu, Becket! - rozległ się inny męski głos.- Jesteś niespełna rozumu! Obajmężczyzni wrzeszczeli do siebie, starając się przekrzyczeć sztorm, ale HaymanRLT wciąż mocno obejmował Grace i nie mogła się obejrzeć, by zobaczyć, co siędzieje. Zięba" przechyliła się ponownie, rzucając oboje na burtę i pozbawiającrównowagi.Przez moment Grace nie mogła złapać oddechu.Spostrzegła, żeHayman się podniósł, ale sama nie była w stanie ruszyć się z miejsca.Wzdrygnę-ła się na odgłos głośnego huku.W momencie kiedy starała się usiąść,  Delia"uderzyła o burtę jachtu.I nagle przed oczami Grace pojawił się Sam; trzymającsię relingu, wdrapał się na pokład i zmierzał w jej stronę.- Uważaj, Grace!Najpierw usłyszała trzask żagla i pękającego masztu, a chwilę potem rozległsię straszliwy jęk  Zięby".Gdy miotana wichurą pikowała dziobem w dół, przy-wodziła na myśl olbrzymie, żywe, ciężko ranne stworzenie.- O Boże! - wrzasnął Hayman.- Ona się wywraca!Sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli.Grace poczuła nagle; że jestw wodzie, a już po chwili była pod powierzchnią, gdzie panowały nieprzeniknio-ne ciemności.Ocean ją pochłaniał.Wiedziała, że tonie, a jedyne myśli, jakie wtamtym momencie cisnęły się jej do głowy, dotyczyły Sama, Claudii i Harry'ego- dokładnie w tej kolejności.I to było wszystko.RLT ROZDZIAA 57Nie rób mi tego! Grace usłyszała obcy głos w chwili, kiedy odzyskała świa-domość.Czyjeś ręce ugniatały jej plecy, aby usunąć wodę z płuc.Potem byłazbyt pochłonięta kasłaniem i wymiotowaniem, by myśleć o czymkolwiek innym.- Już dobrze - powiedział tamten głos.Czyjeś ręce obróciły ją na wznak.Grace zobaczyła przed sobą blade, wystra-szone oczy poniżej łysej czaszki i nagle wróciła rzeczywistość.- Sam!- W porządku, Grace - powiedział uspokajająco łysy mężczyzna, przytrzymu-jąc ją i nie pozwalając jej się podnieść.- Nazywam się Phil Kuntz.Wszystko bę-dzie dobrze.- Niech mnie pan puści! - poleciła, przybierając możliwie jak najbardziej sta-nowczy ton, ale jej głos wciąż miał zdławione brzmienie.Mężczyzna puścił ją, a kiedy usiadła, zobaczyła, że znajdują się na pokładziemałej łodzi - motorówki, która zderzyła się z  Ziębą".- Gdzie jest Sam?- W wodzie - odrzekł nieznajomy o nazwisku Kuntz.- Gdzie? - Podjęła wysiłek, by stanąć na nogach i mężczyzna przyszedł jej zpomocą.- Sam!- Próbuje wyciągnąć tamtego faceta - wyjaśnił.Grace wyrwała mu się, podbiegła do lewej burty i zobaczyła Sama.Był wwodzie, co jakiś czas wystawiał głowę nad powierzchnię i chciwie łapał powie-trze.- Sam! Delią" zakołysało i dopiero w tym momencie Grace zauważyła po prawejstronie przewróconą  Ziębę".- Sam! - zawołała.- Wracaj!RLT Podniósł rękę do góry, zaczerpnął kolejny duży haust powietrza i zanurkował.- Och, mój Boże, co on robi? - Grace obejrzała się na Kuntza, zobaczyła, żemiał na sobie kapok i spostrzegła drugi na siedzeniu za plecami mężczyzny.- Dlaczego nic pan nie robi? Czemu nie przyjdzie mu pan z pomocą? I dla-czego Sam nie ma na sobie kapoka?- Ponieważ ten pani zwariowany facet ściągnął go z siebie, aby móc nurko-wać.- Kuntz potrząsnął głową.- Nie mogę zrobić nic mądrzejszego, niż zostaćrazem z panią na pokładzie  Delii".Jeśli znajdzie Haymana, będziemy mogli mupodać kamizelkę ratunkową, aby ponownie włożył ją na siebie.- Blade oczy byłyutkwione w wodzie.- Nawiązałem kontakt z służbami patrolującymi wybrzeże.Powinni przypłynąć lada moment.Grace ponownie utkwiła wzrok w oceanie.Po Samie nie było śladu.- Proszę dać mi kamizelkę.- Starała się sięgnąć po drugi kapok.-Proszę mi jąpodać.Skoro pan nie chce pomóc Samowi, ja to zrobię!- Wykluczone, młoda damo.- Kuntz jedną ręką przytrzymał kamizelkę ratun-kową, a drugą mocno chwycił Grace w pasie.- Nie teraz, kiedy pani chłopak za-dał sobie tyle trudu, aby ocalić pani skórę.Sam wynurzył się i łapczywie chwytał powietrze.- Na miłość boską, Sam! - zawołała do niego Grace, przekrzykując wicher.-Przestań go szukać!- Ona ma rację, człowieku! - wrzasnął stojący tuż obok niej Kuntz.-Niech panwraca do łodzi!Sam przecząco pokręcił głową i Grace spostrzegła, że nabiera kolejny ol-brzymi haust powietrza.A potem wygiął się w łuk i z powrotem zniknął w głębi-nach niczym mocno umięśniona ciemna foka.- On jest stuknięty - orzekł Kuntz.- Wykluczone, żeby w obecnych warun-kach znalazł tamtego faceta.- Musi pan coś zrobić - załkała Grace.- Powiedziałem pani, że pomoc jest już w drodze.Choć Kuntz nadal obejmował ją w pasie, Grace poczuła, że uginają się podnią nogi.Podczas ostatnich kilku minut zapomniała o tym, jak bardzo zle sięprzedtem czuła.Resztki zdrowego rozsądku ostrzegły ją, że gdyby znalazła się wwodzie, prawdopodobnie musiałaby być ponownie ratowana.RLT Sam się wynurzył.Sposób, w jaki oddychał, a także naprężone mięśnie na je-go karku świadczyły o tym, że zadanie, którego się podjął, z każdą chwilą stajesię coraz trudniejsze.- Sam, proszę cię, zrezygnuj - błagała go Grace załamującym się głosem.- Nie mogę! - odpowiedział cicho i chrapliwie.Grace musiała dobrze nadsta-wiać ucha, by go usłyszeć.- Nie pozwolę draniowi utonąć!Ponownie nabrał do płuc powietrza.Nie ulegało wątpliwości, że szykuje się,aby dać kolejnego nura.Z oddali dało się słyszeć wycie syreny oraz szum silnika.Grace i Kuntz obej-rzeli się i zobaczyli zmierzającą w ich stronę motorówkę straży patrolującej rejonwybrzeża.Towarzyszyło jej kilka mniejszych łodzi.- Sam, spójrz! - krzyknęła Grace.- Nadchodzi pomoc!- Już może pan zaprzestać poszukiwań! - zawołał Kuntz.- Nie zrobię tego, dopóki go nie odnajdę! - Sam nabrał powietrza i znowuzanurkował.- Sam!- Tutaj, chłopcy! - zawołał Kuntz do oficerów w łodzi patrolowej.- Musicie mu pomóc! - wrzasnęła piskliwie Grace.- Jest w wodzie!- Dwóch mężczyzn za burtą - oznajmił Kuntz tubalnym głosem.-Jeden czar-ny, a drugi biały!Oficerowie wkładali swój ekwipunek.Grace zastanawiała się, dlacze-.go, dodiabła, nie zrobili tego wcześniej.- Czarnoskóry mężczyzna jest policjantem! - zawołał Kuntz.- Jego najpierwwyciągnijcie!Grace spojrzała na jego brzydką, łysą głowę i miała ochotę go pocałować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl