[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pilnowała wozu, jednym uchem słuchając, jak Bram targuje się z niewysokim,pomarszczonym handlarzem.Aowca wyjął spod plandeki kilka ogników i pokazał mu.Metalowepuszki tak zbudowano, że wieko po przekręceniu unosiło się nieco, dzięki czemu powstawałaszpara na tyle szeroka, by dało się przyjrzeć ognikowi, nie ryzykując, że ucieknie.Bram sprzedałw końcu pięć puszek i raczej nie wyglądał na zadowolonego z ceny.Potem wdrapał się na wóz iponaglił grinta.Na tym zszedł im prawie cały dzień.Odwiedzili jeszcze sześć miejsc w różnych częściachmiasta, które Bram nazywał hurtowniami, gdzie kupowano od niego ogniki, by sprzedać je winnych rejonach Krainy.W Przedmurzu popyt na taki zbytek, jak lampa z ognikami, był za mały,aby dochód ze sprzedaży wystarczał na utrzymanie całego kramu.Dziewczyna zadowolonaczekała, aż łowca skończy, chłonęła obrazy i dzwięki, mierząc wszystko swym niepokojącymspojrzeniem.Był już pózny wieczór, kiedy Bram przyszedł do wozu z jakąś nieznajomą, na okorówieśniczką Trucizny.Mieszkanka bagien przyjrzała się jej krytycznie.Towarzyszka łowcywyglądała na bardzo znużoną.Miała na sobie proste, podniszczone podróżne ubranie, na głowiezaś gęstwę zmierzwionych płowych włosów.Pewnie i byłaby ładna, gdyby tylko nie wyglądałana taką steraną.Trucizna spostrzegła, że jej oczy są dziwnie przygaszone, jakby nieobecne. No proszę.Dopóki ciebie nie poznałem, rzadko spotykałem człowieka z bagien, którywystawiłby nosa z rodzinnej wioski  oznajmił łowca. A teraz spotkałem jedyną osobę takzagubioną, że chce tam iść.I to ni mniej, ni więcej, ale do Mewy. Idziesz do Mewy?  Trucizna zagadnęła nieznajomą. Jeden z moich hurtowników załatwiał jej właśnie podróż w tamte strony  wyjaśniłBram. Kiedy wspomniałem o tobie, wskazał na nią.Pomyślałem, że mogłybyście się spotkać,na wypadek, gdybyś.hm.chciała się jeszcze zastanowić.Nad powrotem.Jego troska mile zaskoczyła mieszkankę bagien.Obca dziewczyna patrzyła na niąobojętnie. Dlaczego tam idziesz?  spytała ją Trucizna. To moja sprawa  niegrzecznie odparła nieznajoma, rzucając Bramowi spojrzenie pełnezłości.Najwyrazniej nie cieszyła się, że ją tu przyprowadził.Trucizna zastanowiła się przez chwilę i ku swemu zdziwieniu spostrzegła, że w ogóle niekusi jej propozycja łowcy.Odwrót okazałby się gorszy niż rezygnacja z dalszej drogi.Byłajednak jeszcze jedna sprawa. Czy mogłabyś zanieść tam wiadomość ode mnie?  zapytała. Dla kogo? Dla Cieśli i Rosiczki. Dziewczyna spojrzała na nią chłodno.Miała wręcz przerażająco ciemne oczy. Co to za wiadomość? Powiedz im. zaczęła i nagle uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, co chciałaby imprzekazać, nie przychodziło jej do głowy żadne słowo, które sprawiłoby, żeby ją zrozumieli.Nierozumieli jej przecież do tej pory.Była dla nich obca, podobnie jak dla reszty wieśniaków.Jakawiadomość zdjęłaby z nich choć odrobinę ciężaru? Dostrzegła teraz, że od rodziców dzieli jąwielką przepaść. Czemu po prostu nie powiesz im, że jest ci przykro?  bez ogródek zaproponowałanieznajoma.Trucizna była zaskoczona.Otworzyła usta, by spytać, skąd ona o tym wie, ale zaraz jezamknęła. Wszystko masz wypisane na twarzy  stwierdziła dziewczyna.Truciznę speszyło to, że nieznajoma tak łatwo ją przejrzała.Zazwyczaj to, co czuła, pozostawało ukryte nawet dla ludzi, którzy dobrze ją znali. Tak będzie najlepiej  stwierdziła. Dziękuję.Nieznajoma skinęła głową, bez pożegnania odwróciła się i ruszyła w stronę hurtowni,gdzie czekała na przewóz do Mewy.Bram, patrząc, jak odchodzi, podrapał się po karku. Bardzo dziwna  zauważył.Trucizna, mrużąc oczy przed zachodzących słońcem, wpatrywała się w dziewczynę. Zapomniałam jej podać swoje imię  rzekła nieobecnym głosem. Jestem pewien, że się go domyślą, kiedy dostaną wiadomość  odparł łowca.Mieszkanka bagien, wciąż nieobecna duchem, mruknięciem przyznała mu rację. Byłaś bardzo cierpliwa, dziewczynko  zauważył Bram, kiedy po zmroku jechali przezmiasto.Teraz na ulicach panowała cisza.Aowca odwiedził już wszystkich klientów.Zostało mujeszcze kilka puszek, ale się tym nie przejmował.Prędzej czy pózniej znajdzie na nie chętnych.Pod koniec sezonu zawsze wracał jako jeden z pierwszych łowców ogników i zawsze teżsprzedawał w końcu cały swój towar. Mówiłam ci, żebyś nie nazywał mnie dziewczynką  odpowiedziała.Potarła kark,obolały po całym dniu schylania się w wozie. Co teraz? No, gdy znów zacznie się sezon, zbiorę pojemniki i wrócę na bagna  odparł Bramnieco zrezygnowanym głosem. Chodzi mi o to, co teraz, właśnie teraz?  wyjaśniła. Wydaje mi się, że do czegoś cięwynajęłam.Zaśmiał się serdecznie, aż zadrżały mu wąsy. Jakże mógłbym zapomnieć? Najpierw chodzmy coś zjeść.Jestem ci zobowiązany za to,że cały dzień pilnowałaś mi wozu. A co z Lampreyem?  naciskała Trucizna. Ach!  puścił do niej oko. On nie wstanie przed nocą. Znasz go?  spytała, łapiąc go za słowo.Wiem, gdzie on jest.Wierz mi, dziś nie pierwszy raz sprzedawałem bagienne ogniki,mam znajomości.Choć podejrzewam, że jednemu z moich hurtowników jestem teraz winienprzysługę za wiadomość.Trucizna uśmiechnęła się szeroko. Bram, gdybyś mnie nie naciągał, to uściskałabym cię teraz. Możesz zmienić zdanie po tym, jak spotkasz Lampreya  lekko się rumieniąc, mruknąłłowca. Kiedy będziemy jedli, dam ci kilka wskazówek, jak po zmroku nie dać się zabić w Przedmurzu. LampreyNocą panowała niesamowita cisza.Trucizna nigdy dotąd nie zdawała sobie sprawy, jak głośne były owady na trzęsawiskach.Każdej nocy swego dotychczasowego życia zasypiała przy cykaniu bagiennych świerszczy.Podczas pełni dolatywały też dalekie odgłosy krarli, przesuwających pośród drzew swe włochatecielska przypominające rozgwiazdy.W domu zawsze słyszała chlupot wody, skrzypienie palipodtrzymujących chatę i cichy oddech Azalii w łóżeczku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl