[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyminnym było udawanie szalonej ekscentryczki - wtedy ludzie uważali, że imdziwaczniej wyglądasz, tym ciekawszą masz osobowość.Najgorsza byłaby, jejzdaniem, sytuacja, w której zdecydowałaby się na tradycyjny wygląd, a potemzostałaby uznana za pospolitą i niegodną uwagi.Chwilę pózniej chmury zgęstniały tak, że zrobiło się ciemno jak w środkunocy.Kiedy Beth skręcała właśnie w East Bay Street, rozległ się pierwszygrzmot, niczym zapowiedz nadciągającej Apokalipsy.Potem lunął rzęsistydeszcz, najpierw pojedyncze grube krople, a potem ściana wody tak gęsta, żeBeth ledwie widziała tył jadącego przed nią samochodu.Poszarpane błyskawice raz po raz rozdzierały niebo.Beth martwiła się oLolę, która musiała umierać z przerażenia.Kiedy przejechała przez mostRavenel, nadciągnęła mgła znad rzeki Cooper.Beth nigdy jeszcze nieprowadziła w tak fatalnych warunkach.Czuła, jak z nerwów pocą jej się dłonie.Jechała powoli, świadoma zagrożeń związanych z pogodą i wzmożonymruchem.Kiedy dotarła na koniec mostu, zobaczyła dziesiątki samochodówparkujących na poboczu.Coleman Boulevard i boczne uliczki zamieniły się wrwące potoki, bo piaszczysty gnint i kanały burzowe nie były w staniewchłonąć naraz takiej ilości wody.Ale tak właśnie wyglądały popołudniowenawałnice w Lowcountry.Nadciągały z pełną mocą, rzucały wiernych nakolana i śmiertelnie ich przerażały.Potem przesuwały się nad morze,pozostawiając za sobą umyty do czysta świat i niebo tak błękitne jak nigdywcześniej.Nim Beth minęła jadłodajnię Boulevard Diner, burza przeszła jużdalej i była prawdopodobnie w połowie drogi do Georgetown.Trzymając jedną rękę na kierownicy, drugą sięgnęła do torebki i wyjęła zniej komórkę.Miała dwa nieodebrane połączenia, jedno z kościoła StellaMaris, a drugie od jej kuzyna Mike'a.Nie miała ochoty odpowiadać na żadne znich, postanowiła więc poczekać z tym, aż wróci do domu.Beth miała wrażenie, że Mount Pleasant, miasteczko złożone z budynków oprzeciętnej architekturze, upstrzonych dziesiątkami szyldów, wyglądało jeszczegorzej niż zwykle.Wrażenie to zniknęło, gdy przejechała mostem nad rzekąShem Creek.Po prawej stronie rzeka rozlewała się szeroko, a w spokojnychwodach odbijały się niczym w lustrze łodzie zacumowane przy brzegu.Prawdziwe piękno nie zawsze wymaga mnóstwa pieniędzy, pomyślała Beth.Czasami coś tak zwykłego jak stara łódz, przycumowana do molanadgryzionego zębem czasu i soli, mogło zachwycić nie mniej niż wielkie dzieło sztuki.Z pewnością zachwycało w tej właśnie chwili.Ten zakątek byłjednym z najbardziej urokliwych miejsc w całym Lowcountry, a Bethzanotowała w myślach, że musi kiedyś zjeść kolację w jednej z kilkunasturestauracji rozsianych wzdłuż brzegu Shem Creek.Kiedy przejechała przez most Bena Sawyera, znów tego doświadczyła.Takjak tuż po przyjezdzie na wyspę, kilka tygodni wcześniej, miała wrażenie, żewszystko lśni i skrzy się niesamowitym blaskiem.- Tracę rozum, bez dwóch zdań - oświadczyła głośno.- A może to tylkodeszcz.Z pewnością jednak zjawisko to było czymś więcej niż tylko następstwemburzy.Zieleń wydawała się bardziej zielona, błękit bardziej błękitny, awszystko ostrzejsze i wyrazniejsze.- Może to te szkła kontaktowe.Wspaniale.Mówię do siebie.Po prostuwspaniale.Minęła Middle Street i postanowiła pojechać na wyspę wzdłuż AtlanticAvenue, by przypadkiem nie spotkać po drodze Maksa.Czuła się ogromniedotknięta tym, że nie zadzwonił do niej przez cały dzień.Choć tłumaczyłasobie, że mogą istnieć dziesiątki powodów, dla których nie wybrał jej numeru,nie napisał do niej esemesa ani nie przysłał jej tuzina róż, nie przestawała siędąsać.Ona czeka tutaj gotowa pozować i prężyć się przed obiektywem, a niktnie chce robić jej zdjęć i prawić komplementów.- Mężczyzni śmierdzą podłością - orzekła, przejeżdżając boczną uliczkąobok jego budowy.Rozglądała się uważnie, szukając samochodu Maksa, niewypatrzyła go jednak nigdzie.Przyjechała do domu, wyprowadziła Lolę i zastanowiła się, co zrobić zresztą dnia.Zadzwoniła do kancelarii kościoła, a gdy okazało się, że jest jużzamknięta, zostawiła tam kolejną wiadomość.Potem zadzwoniła do Mike'a.- Słyszałam, że przyjeżdżasz na weekend.To prawda?- Tak, jeśli nie masz nic przeciwko temu.Być może zabiorę też przyjaciela imoją dziewczynę, jeżeli ci to nie przeszkadza.- Nic mi nie przeszkadza, stary, ale twoja matka dostanie szału, jeśli dowiesię, że sypiasz w jej domu z dziewczyną.- Och, daj spokój, mam dwadzieścia sześć lat.Czy ona myśli, że jestemjeszcze prawiczkiem?- Tak sądzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl