[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie twoja rzecz! Rób, co ci każę. A jeśli tego nie zrobię?Stary człowiek okazał szczere zdumienie. Wtedy cię zastrzelę.Otwieraj walizkę! Piotruś spojrzał bystro w prawo i w lewo,badając, w którą stronę będzie mógł najłatwiej uciec; dziwny człowiek zrozumiał tospojrzenie i wpadł w gniew. Jeśli będziesz uciekał, przebiegniesz tylko pięć kroków.Prędzej, nie mam czasu! 18Chłopiec, nie odrywając spojrzenia od twarzy starca, otworzył powoli walizeczkę i cofnąłsię.Tamten zszedł rześko ze stromych schodków i zbliżył się ku niemu. Panie!  powiedział Piotruś cicho. Te dwie koszule to cały mój majątek. Królowie w dawnych czasach mieli tylko jedną.Pochylił się i badał starannie biedne wnętrze walizeczki.Odgarnął niecierpliwym ruchemkoszulę i wziął w rękę książkę. Co to jest? O morzu? Tak, o morzu. Brednie! To są kłamstwa i brednie.O morzu.cha! cha! Czy masz broń? Broń?  zdumiał się Piotruś. Na co mi broń? Więc nie masz? Nie mam.Czy mogę już odejść? Panie! Masz mówić:  czy mogę już odejść, panie! Tak się mówi do kapitana.Czytaszksiążki o morzu i nie wiesz o tym? Wez te swoje łachy! Możesz iść, ale pamiętaj, że jeślijeszcze raz cię tutaj spotkam, zastrzelę cię jak fokę.A teraz marsz!Piotrusiowi uczyniło się smutno.Oczy mu pociemniały, bo go te słowa smagały jakbiczem.Zebrał swoje zawiniątko i rzekł chmurnie: W ten sposób nikt jeszcze do mnie nie mówił. Nie byłeś nigdy na okręcie, ty, cielę morskie!  zaśmiał się stary człowiek piskliwymśmiechem.Wzruszył z politowaniem ramionami i jakby rad z przygody, znikł za drzwiami i jeszczesię śmiał.Piotruś odszedł szybkim krokiem, wciąż spozierając poza siebie.Oburzony był, ale iprzelękły, nie wiadomo bowiem było, czy ten dziwak, na spokojnej drodze napastujący ludzi,nie strzeli za nim.Straszny starzec! Kim on może być? Kazał siebie nazywać kapitanem.Amoże to wyższy jakiś oficer celnej straży, który ma prawo przetrząsać cudze walizki? Towydało się Piotrusiowi niemożliwe, straż graniczna bowiem ma swój posterunek gdzieindziej.To ktoś, co ma coś wspólnego z morzem.Tak, tak! W tej chwili przypomniał sobie,że ten dziwaczny dom, przed którym go chciano zamordować, przypomina z grubsza kształtokrętu. To musi być chyba starosta morski  pomyślał Piotruś.Czytał kiedyś o takim urzędzie, nie wiedział tego jedynie, czy taki dygnitarz urzęduje zkarabinem w ręku.Zcieżka w tym miejscu zakręcała się półkolem, otaczającym od strony Gdyni koszmarnydom i tworzyła jakby granicę niedużego skrawka ziemi, którą ten dom szpecił.Na pniusamotnego drzewa przybita była drewniana tablica, a na niej wymalowano dwie, na krzyżzłożone kotwice, okropnie zadzierzyste i taki napis:  Zatoka stu tysięcy diabłów.Pod tympiekielnym napisem wyobrażona była czerwoną farbą strzała, mierząca ostrzem w stronędomu.Sto tysięcy diabłów?  pomyślał Piotruś. Zdaje się, że to lekka przesada, jest tambowiem tylko jeden, który ma strzelbę.Obejrzał się mimo woli i w tej samej chwili rzucił się do ucieczki; z otworu prawiepłaskiego dachu wynurzył się do połowy ciała ów dziwny człowiek i patrzył wprost w niegoprzez lunetę.Musiał ujrzeć jelenie skoki chłopca, bo krzyknął coś drżącym głosem i śmiał sięgłośno.Piotruś wpadł w chaszcze i zwolnił kroku w tym dopiero miejscu, z którego już niebyło widać złego domu.Oddychał szybko, na twarzy miał rumieńce.Wtem usłyszał głos: Uważaj, młody człowieku!Wciąż patrząc poza siebie Piotruś nie dojrzał, że wpadł na drożynę, gdzie siedział nastołeczku chudy jakiś pan i malował morze na wielkim płótnie, rozpiętym na sztalugach.Jeszcze chwila, a chłopiec byłby wywrócił i sztalugi, i Bałtyk. 19 Przepraszam pana  mówił zdyszany. Ale ja musiałem uciekać. Zdarzało się to większym od ciebie bohaterom.Czy cię kto goni? Nie, nikt mnie nie goni, ale mnie chciano zastrzelić. Tam? W  Zatoce stu tysięcy diabłów ?  uśmiechnął się malarz. Tak.Skąd pan wie? To nie jest żadna sztuka, gdyż i mnie tam chciano zastrzelić i bardzo wielu innych.Samkapitan, czy pewna chuda dama? Dama tylko krzyknęła, a kapitan wybiegł ze strzelbą. Aha! Oni tam mają taki ceremoniał.Nie bój się jednak, chłopcze, gdyż karabin staregokapitana nie jest nabity.On tylko tak straszy ludzi i wygania ich ze swojego terytorium.Topoczciwy człowiek i wcale nieszkodliwy.Trochę, uważasz, z głową jest w nieporządku iwszyscy o tym wiedzą.Coś mu się uroiło, Bóg raczy wiedzieć co i wyprawia grzmiąceawantury, ale nikogo jeszcze nie skrzywdził.Przeciwnie! Jeśli kto jest głodny, tutajprzychodzi i tutaj go nakarmią, ale pod jednym warunkiem.Musi stanąć pod drzewem, nagranicy  Zatoki stu tysięcy diabłów i głośno wołać, ale nie byle jak, lecz w marynarskimjęzyku.Wielu drapichrustów już z tego korzystało, a stary człowiek karmi ich, bo  zdaje się jest zamożny. A cóż oni wykrzykują? Najpierw trzeba zawołać:   Ahoj, parowiec!  albo:   Stella, ahoj!  Wtedy zwyklekapitan wyłazi z dachu, jak diabeł z pudełka, i odpowiada:   Ahoj, szkuner! Czego żądacie? Dwunożny szkuner krzyczy w niebogłosy:   Głód na szkunerze!  Skoro parada jestskończona, rzucają z dachu domu albo z okna, byle jak najdalej od niego, zawiniątko zpożywieniem. Nadzwyczajne!Malarz zaśmiał się wesoło. Nic nadzwyczajnego.Jakiś poczciwy maniak bawi się w kapitana okrętu, a ten i ów ztego korzysta.Ale dokąd ty wędrujesz, chłopcze? Do Gdyni. Będziesz tam za dziesięć minut.Do rodziców na wakacje? Ja nie mam już rodziców.I nie na wakacje.Będę szukał pracy. Będziesz szukał pracy?  powtórzył malarz powolnym głosem. Jesteś dzielnymchłopcem.I odważnym chłopcem.Szczęść ci, Boże! Ale wiesz, co ci powiem? Nie gniewajsię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl