[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niemogę uwierzyć, że próbuję go od tego odwieść.Najwyrazniej myślał o tym odjakiegoś czasu, lecz ja nigdy nie naciskałam, bo wiem, ile ta posiadłość dla niegoznaczy.Przewraca się na plecy, a ja szybko siadam na nim.Kładzie dłonie na moichudach i patrzy na mnie.- Już tego nie chcę.- Naprawdę jest uparty.- Przecież to dziecko Carmichaela.Nie sprzedałeś posiadłości, gdy domagali siętego twoi rodzice, więc dlaczego teraz?- Teraz mam was troje.Zawsze będziesz miał nas troje.Mówi bez sensu.Chcę mieć was troje bez żadnych komplikacji.Nie chcę okłamywać naszychdzieci w sprawie mojej pracy.Nigdy nie pozwoliłbym im tam przyjeżdżać, a tooznacza, że mój czas z tobą i z nimi byłby ograniczony.Rezydencja to przeszkoda.Nie chcę żadnych przeszkód.Mam swoją historię, skarbie, a Rezydencja powinnastać się jej częścią.Ogarnia mnie niewypowiedziana ulga, a uśmiech, który wypływa na moją twarz,jest jej dowodem.Będę cię miała codziennie na cały dzień dla siebie?Nieśmiało wzrusza ramionami.- Jeśli zechcesz.Rzucam się na niego i obsypuję pocałunkami jego cudownie przystojną twarz.Szybko jednak się podnoszę, gdy cos przychodzi mi do głowy.- A John i Mario? I Sarah? Co z Sarah? - Nie czuje sio lojalna wobec tej kobiety,choć jej współczuję, lecz nie chę, by znów podjęła próbę samobójczą.A Johna iMario kocham.- Rozmawiałem z nimi.Sarah dostała propozycję w Stanach, a John i Mario niemarzą o niczym bardziej niż o emeryturze.- Och - mówię z aprobatą, choć podejrzewam, że wszyscy otrzymali hojną sumęza swoją pracę na rzecz Rezydencji, niezależnie od tego, jaką rolę w niej pełnili -Czy członkowie odnowią członkostwo u nowych właścicieli?Jesse wybucha śmiechem.- Jeśli lubią grać w golfa.- W golfa?- Posiadłość zostanie zamieniona w osiemnastodołkowe pole golfowe.- Ojej.A infrastruktura sportowa?- Wszystko zostaje.Projekt jest imponujący.Niewiele się rożni od stanuobecnego, tyle że prywatne apartamenty zostaną zamienione w prawdziwe pokojehotelowe a części wspólne posłużą jako sala konferencyjna dla biznesu. Wyobrażam sobie, że obiekt będzie imponujący.- W takim razie to koniec?Koniec.A teraz musisz się przygotować na resztę swojego dnia.- Już ma usiąść,lecz przyciskam go do materaca.Najpierw muszę odświeżyć mój znak.- Wskazuję jego mięsień piersiowy, naktórym moje idealne kółko już zdążyło zblednąć, po czym zerkam na swoje ledwiewidoczne zasinienie.- A ty musisz popracować nad swoim.Zrobimy to pózniej, skarbie.- Unosi mnie i stawia na nogi.- Idz pod prysznic.-Wymierza mi klapsa w pośladek i odsyła mnie.Idę do łazienki bez narzekania zgłupim uśmiechem na twarzy.Koniec z Rezydencją, koniec z Sarah.Będę miałaJessego całego dla siebie& i dla dzieci.Po wymoczeniu się w cudownie gorącej wodzie i ogoleniu wszędzie suszęszybko włosy i zaczynam przeszukiwać garderobę, by coś na siebie włożyć.- Już coś wybrałem - mówi Jesse, stając za mną.Gdy się odwracam, podaje mikrótką koronkową letnią sukienkę.Sam ma na sobie luzne szorty do pływania.- Jest bardzo krótka, prawda? - stwierdzam, wodząc wzrokiem po delikatnymmateriale, wąskich ramiączkachi lejącej się spódnicy.- Zrobię wyjątek.- Wzrusza ramionami i rozpina ją, po czym kładzie ją u moichstóp.Na podstawie jego słów dochodzę do wniosku, że nie idziemy w miejscepubliczne.Klęka przede mną, by pomóc mi się ubrać, zapina mnie, po czym wstaje iz namysłem podpiera brodę dłonią.- Uroczo.-Kiwa głową z aprobatą i ujmuje mojądłoń, by poprowadzić mnie do drzwi balkonowych prowadzących na werandę.- Nie mam butów.- Idziemy na plażę - zbywa moje troski.Wychodzimy przez werandę na trawnikprowadzący do bramy na plażę.- Nie moglibyśmy poplażować na plecach? - pytam bezczelnie.Przystaje i zerka na mnie rozbawionym wzrokiem.Ciąża ma na ciebie cudowny wpływ, pani Ward.Marszczę czoło.- Zawsze tak cię pragnę.Wiem.Czegoś ci brakuje.- Wyciąga zza pleców kallę i wpina ją w moje włosy.-Znacznie lepiej.Dotykam palcami świeżego kwiatu i uśmiecham się do niego z rozbawieniem.Jestem zbyt zadowolona by zadawać pytania.Jesse mruga do mnie, całuje mnie wpoliczek i idzie dalej.Odwraca się gdy dochodzimy do desek, by się upewnić, żebędę ostrożna.Uważaj na drzazgi  mówi, pokazując mi poszarpaną krawędz jednej deski.-Ostrożnie. Mogłeś mi pozwolić założyć buty  mamroczę omijając tę deskę i przeskakujena następną.Ava, nie skacz  prycha. Potrząsasz dziećmi.Och, zamknij się! - wybucham śmiechem i skokami pokonuje resztę stopni.Moje stopy zatapiają się w ciepłym złotym piasku.- Chodz! - Zaczynam biedz dobrzegu, lecz gdy tylko odrywam wzrok od moich stóp, by się rozejrzeć, zamieram.Wszyscy na mnie patrzą.Każda osoba.Przesuwam wzrokiem po szpalerze ludzi,rozpoznając wszystkich, których znam, również rodziców Jessego.Wydaje cichyokrzyk z opóznieniem i okręcam się, by zobaczyć Jessego, który patrzy na mnie zgóry z uśmiechem.Co oni ty robią? - pytamPrzyszli na nasz ślub.Przecież jesteśmy już po ślubie  przypominam mu.- Prawda? - Nagleprzychodzi mi do głowy myśl, że zaraz oświadczy, iż wcale nie wzięliśmy ślubu,ponieważ Rezydencja nie posiada licencji.Owszem, jesteśmy, lecz nie było przy nas wtedy moich rodziców.Poza tym takwłaśnie należało to wtedy zrobić.- bierze mnie za rękę i delikatnie ciągnie za sobąku brzegowi, gdzie czekają już nasze rodziny i przyjaciele z uśmiechami na twarzy.Rozstępują się, pozwalając nam przejść.Patrzę na nich wszystkich po kolei i widzętylko szczęśliwe twarze.Mój brat uśmiecha się najszerzej ze wszystkich.Mogętylko wzruszyć ramionami, okazując moje zaskoczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl