[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwyciłem nóż, który leżał na biurku i uderzyłem.Musiałem trafić w serce, bo upadł natychmiast.Przyłożyłem mu do ustlusterko i stwierdziłem, że nie żyje.Dopiero potem zacząłemmyśleć.Zrozumiałem, że jeśli ktoś teraz wejdzie, jestemzgubiony.Kto uwierzyłby, że działałem w obronie koniecznej?Przed wyjściem musiałem jednak zatrzeć ślady swej wizyty.Zapomocą chusteczki przekręciłem więc klucz w zamku irozejrzałem się po pokoju.Następnie ostrożnie otworzyłemszufladę biurka i wrzuciłem do niej rewolwer.Staranniewytarłem rękojeść sztyletu.Wreszcie wyjąłem album, któryprzed wejściem Andrewsa zdążyłem dotknąć.Chciałem tylkowytrzeć okładkę, ale zobaczyłem wewnątrz moją odręcznienapisaną dedykację oraz wycięty z czasopisma artykuł o mojejśmierci w Alpach.Wydarłem więc pierwszą stronę, zabrałemwycinek z gazety, po czym odstawiłem książkę na półkę.Terazjuż mogłem odejść.Przy drzwiach wytarłem ślady moichpalców z klamki i szybko opuściłem dom tą samą drogą, którąprzyszedłem.Nie spotkałem nikogo i myślę, że mnie też niktnie widział.Potem wróciłem prosto do Londynu.To wszystko.- Czegoś takiego domyślałem się - powiedział Brent - chociażsądziłem, że działał pan z zemsty, a nie we własnej obronie.Jednak wierzę panu bez zastrzeżeń.To bardzo pasuje doCharlesa Andrewsa! Musiał chcieć pana zabić, skoro nie tylkobył pan reliktem jego niesławnej przeszłości, ale i koronnymświadkiem nowego, zaplanowanego przezeń morderstwa.- Nowego morderstwa? A kogo znów chciał zabić?- Maureen Denverley, oczywiście.Ale na szczęście mu się tonie udało.- Nie, doprawdy, widzę, że wykonałem nader pożytecznąpracę uwalniając świat od osoby tego pana.Stanley Kevel lekko odchrząknął.Wiedział, że mimo wszystkomusi spełnić swój obowiązek.- %7łałuję bardzo, Mister Whitehorn, ale muszę pana poprosićo udanie się z nami.Były alpinista popatrzył na niego z roztargnieniem.- Tak, oczywiście.Zaraz będę do panów dyspozycji.Przymknął oczy i jeszcze raz zaciągnął się dymem z fajki.Wreszcie wstał i jakby wyczekująco popatrzył na obu mężczyzn. Kevel i Brent podnieśli się ze swych foteli.Nagle Whitehorn zrobił gwałtowny ruch w stronę otwartegookna.W ułamku sekundy zobaczyli jego nogi nad parapetem izaraz znikł im z oczu.Nadinspektor rzucił się do okna.Dalekow dole zobaczył ciemny, znieruchomiały kształt, odbijający sięod zielonego trawnika.- Jim, on skoczył z dwunastego piętra! Nawet nie będzie cozbierać.- Przecież przed chwilą powiedział, że zaraz będzie do naszejdyspozycji.To najbardziej makabryczny dowcip, jaki zdarzyłomi się słyszeć - mruknął ponuro Brent.- Ale dlaczego on to zrobił? Przecież w tej sytuacji niedostałby dużego wyroku.- Ale i tak czekałoby go więzienie, a przedtem proces ikompromitacja.W dodatku wyszłaby na jaw niechlubna aferaubezpieczeniowa.Brent potrząsnął głową.- Nie, to wszystko nie było dla Whitehorna.Sam widziałeś,jak bardzo cenił on swą pozycję i prestiż.Mając do wyborukompromitację i śmierć, zawsze wybrałby to drugie wyjście.Prawdopodobnie zdecydował się na to, gdy tylko dowiedziałsię, że wiem, kim jest naprawdę.W ten sposób krągsamobójców zamknął się ostatecznie, a razem z nim twojeśledztwo.Kevel znów wyjrzał przez okno.Wokół samobójcy zebrała się już grupa ludzi.- Merytorycznie masz rację, ale czeka mnie jeszcze sporoformalności.Muszę też zaraz zająć się tym biedakiem.- Idz więc do swoich obowiązków, Stan.A jutro, jak jużbędziesz wolniejszy, przyjedz do Timbergate.MaureenDenverley należy się od ciebie dobre słowo.Rozdział siedemnasty PRZECIW SOBIE SAMYM"James Brent uważnie przysłuchiwał się wywodom swejmałżonki, ale figlarny uśmiech błąkał się w kąciku jego ust. - Naturalnie, masz rację, moja droga.Ale.jest pewiendrobiazg, który nie pozwała mi spełnić natychmiast twejsłusznej skądinąd prośby.Drobiazg, o którym powinnaś zresztąpamiętać.Osobom postronnym nie udziela się żadnychinformacji przed zakończeniem śledztwa.- Ależ, Jim! - zaprotestowała Anna.- Przecież zaraz poprzyjezdzie powiedziałeś.- Co powiedziałem, to powiedziałem.Byłyście obie takzdenerwowane, że musiałem was jakoś uspokoić.Jednak nieusłyszycie ode mnie ani jednego słowa więcej, dopóki nie zjawisię tu Stanley Kevel.Przecież telefonował, że będzie o piątej.Wytrzymaj jeszcze te kilka minut.Anna Brent westchnęła z rezygnacją.Upór Jamesa znała odlat.- Nic nie pomoże, Maureen - zwróciła się do kuzynki.- Onbędzie milczał jak głaz.Z braku lepszego zajęcia, chodzmyzatem przygotować popołudniową herbatę.Twoja pomocnicama dzisiaj, zdaje się, wolny dzień.Kobiety zniknęły w głębi domu i Brent leniwie wyciągnął sięna leżaku.Przyjemnie było w zaciszu tego starego, pachnącegolatem ogrodu. Może powinienem kupić taki domek wkwiatach, w ładnej okolicy? George byłby tym na pewnozachwycony, a Anna wychowała się przecież na wsi.Tak, tocałkiem niegłupi pomysł."Z sielskich rozmyślań wyrwał go rosnący warkot silnika.Pochwili samochód zatrzymał się przed gankiem.James wstał ipodszedł przywitać się z Kevelem.- Widzę, że ciebie ogarnęło już beztroskie lenistwo -powiedział nadinspektor.- Ja natomiast pracowałem odwczesnego rana.Dwie godziny temu wstałem od maszyny.Alewstępny raport skończony.- W takim razie można już uchylić rąbka tajemnicy? Kobietyo mało mnie nie zamęczyły.- Prawdę mówiąc, trudno im się dziwić - zauważył Kevel.- Jasam chętnie usłyszałbym od ciebie kilka wyjaśnień.- Chodzmy zatem - Brent ujął przyjaciela pod rękę.- Czekanas herbata i pogodna, towarzyska konwersacja. Obie panie zastali w salonie.Długi, niski stolik nakryty był dopodwieczorku.Na kolorowej, ręcznie haftowanej serwecie stałycztery biało-granatowe filiżanki, takież talerzyki oraz świeżoupieczone domowe ciasteczka.Zobaczywszy nadinspektora, Maureen wyraznie sięzarumieniła.Kevel też był nieco zmieszany.- Bardzo mi przykro z powodu naszej ostatniej rozmowy,Miss Denverley - powiedział podchodząc do dziewczyny.- Niech się pani nie gniewa, ale naprawdę wszystko w tymśledztwie zdawało się wskazywać na pani winę.Sam nie wiem,jakim cudem James domyślił się prawdy.- My usiłujemy wydobyć to z niego od samego rana -powiedziała Anna Brent.- Ale Jim milczy jak zaklęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl