[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem świętoszkowaty hrabia włamał się do pokoju, a Kylar posłał nóż w jej ramię,kiedy uciekała.Minęło już kilka miesięcy, a ramię nadal czasem pobolewało.Chociażnatychmiast udała się do czarownika, u którego leczył się Hu, nie odzyskała pełnejsprawności w stawie.Następnym razem się nie zawaha.Wiedziała, że powinna szaleć z radości, bo zabiła Jarla.Teraz była wolna.Byłamistrzem, nie uczniem.Hu nie będzie miał już nic do powiedzenia w jej życiu, a gdybyspróbował się wtrącić, mogła go zabić, nie martwiąc się reperkusjami ze strony Sa'kag.O ileSa'kag w ogóle przetrwa to, co zaplanował Król-Bóg.Zabiłam Jarla.Ta myśl nie opuszczała jej.Ciągle przy niej była przez te dwa dni.Zabiłam człowieka, który był dla mnie najbliższym odpowiednikiem przyjaciela.Nie popisała się szczególnie.Nawet dziecko mogłoby wejść na dach i wystrzelić strzałę.Chciała chybić, prawda? Mogła chybić.Mogła po prostu nie strzelić.Mogła wejść do domu,dołączyć do Kylara i Jarla i walczyć z nimi przeciwko Królowi-Bogu.Ale nie zrobiła tego.Zabiła i teraz znowu była sama, jechała tam, dokąd wcale nie chciała jechać, wioząc zesobą małą dziewczynkę wbrew jej woli, zmuszając człowieka, którego szanowała, żeby jechałza nią prosto w pułapkę.Jesteś okrutnym bogiem, Nysosie.Nie mogłeś zostawić mi czegoś więcej niż proch ipopiół? Mnie, która służyła ci tak wiernie? Z mojego noża i z moich lędzwi płyną rzeki krwi inasienia.Nie zasługuję za to na honorowe miejsce? Nie zasługuję na jednego przyjaciela?Zakaszlała i zamrugała gwałtownie.Zagryzła język niemal do krwi.Nie będę płakać.Nysos może dostać krew i nasienie, ale nigdy nie dostanie moich łez.Przeklinam cię,Nysosie.Nie powiedziała jednak tego na głos.Służyła swojemu bogu zbyt długo, żebynarażać się na jego gniew.Nawet wybrała się na swego rodzaju pielgrzymkę  i tak jechała załatwić truposza, amiejsce było po drodze  do sethyjskiego miasteczka w okolicy pełnej winnic, świętegomiasta Nysosa.Uroczystości w okresie zbiorów były poświęcone właśnie temu bogu.Winopłynęło strumieniami.Od kobiet oczekiwano, że zatracą się w namiętnościach takiegorodzaju, jaki każdej odpowiadał.Nawet mieli taki dziwny rodzaj gawęd, podczas którychmężczyzni występowali na scenie, trzymając maski i odgrywając sceny, a widownia śledziłatrzyczęściową opowieść o cierpiących śmiertelnikach, którzy nie poradziliby sobie bezboskiej interwencji.Zaraz potem oglądano sprośną, zjadliwą komedię, w której żartowanosobie ze wszystkich, nawet autora sztuki.Mieszkańcy uwielbiali to.Klaskali, wyli, śpiewalido wtóru pijackimi głosami święte hymny i bzykali się jak króliki.Przez tydzień nikomu niemożna było odrzucić niczyich zalotów.Dla Vi to był bardzo długi tydzień.Jedyny raz w życiu czuła, że ma prawo narzekać z powodu swojej urody.Zaczęła nosić workowate ubrania,mając nadzieję, że będzie mniej kusić mężczyzn.Cała ta służba, Nysosie.I po co? %7łeby żyć? Hu dobiega czterdziestki i chociaż ciąglemówi, że ci służy, imię boże na jego ustach pojawia się tylko wtedy, gdy przeklina.Zanim Vi wróciła do obozu i posłań, Uly wypiła cały bukłak wody.Wyglądała, jakbymiała zwymiotować. Jeśli porzygasz się na te koce, to będziesz spała w brudnych  ostrzegła ją Vi. Kylar cię zabije  odpowiedziała Uly. Chociaż jesteś dziewczyną. Nie jestem dziewczyną.Jestem wredną suką i nie zapominaj o tym. Vi rzuciła torbąz jedzeniem w Uly, ale dziewczynka ją upuściła. Jedz powoli i nie za dużo, bo się porzygaszi umrzesz.Uly posłuchała jej rady, a kiedy tylko padła na koc, zasnęła w kilka sekund.Vi niepołożyła się.Była zmęczona, przerazliwie, potwornie zmęczona.Kiedy była wyczerpana, oniczym więcej nie potrafiła myśleć.Nie było sensu rozmyślać.Strata czasu.Zajęła się maskowaniem obozu.Był mglisty poranek.Znajdowały się niedaleko oddrogi, ale w niewielkim zagłębieniu.Strumień, szemrząc, spływał z Niedzwiedzich Wzgórz.Robił dość hałasu, żeby zagłuszyć parskanie koni, a ponieważ nie rozpaliły ogniska, ichobecność była ledwie zauważalna.Postarała się najlepiej jak umiała, ukrywając konie zazaroślami.Kucnęła zwrócona plecami do drzewa i próbowała przekonać umysł, jak bardzozmęczone jest jej ciało.W oddali usłyszała tętent.Odgłos był zduszony przez mgłę, ale oznaczał tylko jedno:konie.Wyciągnęła miecz i nóż.Krótsze ostrze zanurzyła w pochwie z trucizną.Spojrzała naUly, zastanawiając się, czy nie uciszyć dziewczynki magicznie.Wtedy jednak zdradziłaby się,a nawet nie wiedziała, co by jej z tego wyszło.Przycisnęła więc plecy do drzewa i spojrzała wstronę, z której dobiegał tętent.Chwilę potem pojawił się Kylar.Prowadził dwa konie.Przejechał dwadzieścia krokówod Vi.Musiał jechać bez przerwy, zmieniając tylko konie.Ledwo zwolnił, zbliżając się dobrodu.Klacz Vi uderzyła kopytem i jeden z koni prowadzonych przez Kylara zarżał.Kylar zaklął i szarpnął wodze.Uly obróciła się na bok, kiedy Kylar z pluskiemprzejeżdżał przez strumień.Konie wspięły się na drugi brzeg i odjechały w dal.Kylar nawetsię nie odwrócił.Vi zachichotała i położyła się.Spała dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl