[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tejnocy nie mogliśmy wiedzieć, co się stanie.Padliśmy sobie w ramiona i po chwili razem udaliśmy się do namiotu.Quentin rozpaliłogień w pękatym piecyku.Ja ściągnęłam z jego łóżka narzuty.Nadciągała noc, miało byćzimno, ale nie między nami.Podszedł do mnie.Położyłam mu ręce na ramiona, jego ręceznalazły się na mojej talii, po czym sunęły w dół po moim ciele.Nie rozwiązałam jegodylematu, otworzyłam jedynie drzwi do odpowiedzi, które mogły nigdy nie nadejść.Wiedziałam o tym.- Spraw, żeby łatwiej było zapomnieć - polecił przyciszonym głosem.- Ty zrób to samo dla mnie - szepnęłam.Kochaliśmy się jak złodzieje - rozkosz stała się swego rodzaju kradzionym dobrem.Położył się na mnie, potem ja na nim, nasze ręce się splotły, nasze oddechy były gwałtowne isłodkie, niekiedy zapadała intensywna cisza, a kiedy indziej rozlegały się szeptane poleceniai komplementy.Przez całą tę burzliwą noc łatwo było zapomnieć o trudnych decyzjach.Druga rzezba nigdy nie zostanie dokończona.Nie pozwolę Quentinowi więcejpróbować.Nie wiedziałam, co powiem Arthurowi ani jak on zareaguje.W czasie całej tej nocy wiedziałam tylko, że kocham Quentina Riconniego i będę gokochać zawsze, nawet wówczas, gdy mnie opuści.232SR Rozdział 23Niedzwiedzica i niedzwiadek jakoś porozumiały się z Arthurem, który im mówił, żenajwyższy czas, by przeniosły się w miejsce, gdzie będą bezpieczne.Udręka Quentina i to, żeużył siły wobec drugiej rzezby, utwierdziły go w tym przekonaniu.Nie było tu miejsca dlaniedzwiedzi.I tak przy świetle księżyca przez ten krótki czas, gdy spaliśmy z Quentinem przytrzaskającym ogniu w piecyku, okutani kołdrami po uszy jak w kokonie tłumiącym wszystkiedzwięki, Arthur zwabił niedzwiedzicę i jej młode do nakrytej budą wojskowej ciężarówkiQuentina.Wkrótce nadjechała drogą gruntową Esme w wózku golfowym wyposażonym wmaleńkie jak w zabawce reflektorki.Ucałowała Arthura, po czym z plecakiem, do któregozapakowała broń i paczkę ciasteczek, wdrapała się, cała drżąc, na siedzenie kierowcy.Arthursiadł obok niej i uścisnął jej rękę.- To daleka droga - powiedział.Z trudnością przełknęła ślinę.- Ale nic nam się nie stanie.I niedzwiedziom też.A jak to zrobimy, wszyscy będąwiedzieć, że ty jesteś mężczyzną, a ja kobietą.%7łe nie jesteśmy debilami.Ruszyli bardzo wolno, wywożąc z Niedzwiedziej Kotliny swój drogocenny ładunek.Quentin wydawał się nie tym samym człowiekiem.Wiedział to, choć zmiana okazałasię zbyt świeża, by zdołał ją zanalizować.Fundamenty zostały położone, trzeba było tylkowięcej czasu, żeby stwardniały i uzyskały pełną moc.Był głęboko skupiony i nieoczekiwaniezyskał wyczucie odpowiedniej struktury. Chciałbym tak budzić się każdego ranka" -pomyślał. Z nią".- Powinnam pójść do domu, zanim wstanie Arthur - szepnęłam.Byłam już na półubrana, kiedy Quentin poruszył się i otworzył oczy.Zwit zaczynał się sączyć przez płótnonamiotu przepuszczające światło.- Jeśli pójdę tam teraz, nie zorientuje się, że spędziłam całąnoc z tobą.Przyjdz do domu za jakiś czas.Zjesz z nami śniadanie.Dobrze?Usiadł, eksponując znaczną część klatki piersiowej, zarośniętej ciemnymi włosami, ibrzucha.Widokowi temu trudno było się oprzeć.Wysunęłam rękę, on ją uchwycił i pociągnąłmnie do siebie.- Wchodz z powrotem do łóżka i daj mi jeszcze pół godzinki - powiedział tymochrypłym, uwodzicielskim głosem, jaki miewają mężczyzni, kiedy są rozespani i podnie-ceni.Siostrzane obowiązki walczyły we mnie z kobiecym pożądaniem.Zwyciężyło i jedno, idrugie.Rozpinałam flanelową koszulę, patrząc, jak Quentin przygląda się ruchom moichpalców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl