[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocałowałem ją znowu, tym razem dość gwałtownie.Po-czuła, jak mój kutas ociera się o jej głowę.384  Ej!  krzyknęła. To nic takiego. Akurat! Co ty chcesz zrobić? Sam nie wiem. Ale ja wiem.Poszła do łazienki.Wyszła stamtąd naga.Wsunęła siępod prześcieradło.Wypiłem następnego drinka, rozebra-łem się i położyłem na łóżku.Odsunąłem prześcieradło.Ja-kie ogromne cyce.Cała przypominała jeden wielki cyc!Uformowałem ręką jeden z tych balonów, jak mogłem naj-lepiej, i zacząłem ssać sutek.Nie stwardniał.Zabrałem siędo drugiego.%7ładnej reakcji.Miętosiłem jej cyce, w rowekmiędzy nimi wsadziłem kutasa.Sutki pozostały miękkie.Podsunąłem fiuta do jej ust, ale odwróciła głowę.Przyszłomi do głowy, żeby przypalić jej dupsko papierosem.Ileżona ma tego cielska.Podniszczona kurwa.Dziwki zwyklemnie rozgrzewały.Mój kutas był nabrzmiały, ale brakowa-ło mi zaangażowania. Jesteś %7łydówką?  spytałem. Nie. Wyglądasz na %7łydówkę. Ale nie jestem. Mieszkasz w dzielnicy Fairfax, prawda? Tak. Twoi rodzice są %7łydami? Posłuchaj, co ty tak, kurwa, o tych %7łydach? Nie przejmuj się.Wielu moich najlepszych przyjaciółto %7łydzi.Ponownie zacząłem miętosić jej cyce.385  Wyglądasz na przestraszonego.Jesteś jakiś spięty.Pomachałem jej kutasem przed oczami. Czy on wygląda na przestraszonego? Wygląda okropnie.Skąd ci się wzięły te wielkie żyły? Mnie się podobają.Chwyciłem ją za włosy, przycisnąłem głowę do ścianyi zacząłem ją całować, patrząc jej prosto w oczy.Zacząłembawić się jej cipą.Długo to trwało, zanim zaczęła reagować.Potem się otworzyła i wsadziłem do środka palec.Dobra-łem się do łechtaczki i zacząłem ją pieścić.Potem wlazłemna nią.Mój kutas był w jej wnętrzu.Naprawdę rypałem jąbez litości.Nie zależało mi na tym, żeby ją zaspokoić.Dośćmocno ściskała mnie tam w dole.Tkwiłem w niej głęboko,ale nie wywoływało to żadnej reakcji.Gówno mnie to ob-chodziło.Pompowałem ją ostro.Jeszcze jedna zerżniętadupa.W ramach badań naukowych.Co tu gadać o gwałcieczy przemocy.Bieda i ignorancja rodzą własne prawdy.Takobieta należała do mnie.Jesteśmy dwoma zwierzakamiw lesie, a ja ją rozszarpuję.Ożywiła się nieco.Pocałowałemją, jej wargi w końcu się rozwarły.Wszedłem głębiej.Nie-bieskie ściany obserwowały nas.Walencja zaczęła pojęki-wać cicho.To dodało mi sił.Kiedy wyszła z łazienki, byłem już ubrany.Na stole sta-ły dwa drinki.Sączyliśmy je wolno. Jak to się stało, że mieszkasz w Fairfax? Podoba mi się tam. Mam cię odwiezć do domu? Jeśli możesz.386 Mieszkała o dwie przecznice od Fairfax. To mój dom.Ten z siatkowymi drzwiami. Wygląda sympatycznie. Jest taki.Wejdziesz na chwilę? Masz coś do picia? Pijesz sherry? Jasne.Weszliśmy do środka.Na podłodze walały się ręczniki.Wkopała je pod łóżko, przechodząc obok niego.Przyniosłabutelkę sherry, z tych najtańszych. Gdzie jest łazienka?  spytałem po chwili.Spuściłem wodę, żeby zagłuszyć odgłos, i wyrzygałem tęsherry.Spuściłem wodę ponownie i wyszedłem. Jeszcze kieliszek? Jasne. Przychodzą tu dzieciaki.Dlatego jest taki bałagan. Masz dzieci? Tak, ale opiekuje się nimi Sam.Dopiłem zawartość kieliszka. Cóż, dzięki za sherry.Muszę lecieć. Dobrze.Masz mój numer telefonu. Pewnie.Odprowadziła mnie do drzwi.Pocałowaliśmy się.Poszed-łem do garbusa.Wsiadłem i odjechałem.Skręciłem za róg,przystanąłem obok zaparkowanego samochodu, otworzy-łem drzwi i wyrzygałem ten drugi kieliszek sherry.387 98Widywałem się z Sarą co trzy, cztery dni, u niej lub u sie-bie.Sypialiśmy razem, ale o seksie nie było mowy.Czasaminiewiele brakowało, ale nigdy nie poszliśmy na całość.Przy-kazania Drayera Baby wciąż obowiązywały.Postanowiliśmy spędzić u mnie razem święta  BożeNarodzenie i Nowy Rok.W wigilijne przedpołudnie Sarapodjechała swoim mikrobusem.Wyszedłem ją powitać.Nadachu wozu przywiązane były szerokie deski.Miał to być jejgwiazdkowy prezent dla mnie: chciała zbudować mi łóżko.Moje wyrko to była istna karykatura tego mebla: topornaskrzynia ze sprężynami wystającymi z materaca.Sara przy-wiozła też wiejskiego indyka wraz z dodatkami.Miałem po-kryć koszty tego indyka i białego wina.Przygotowaliśmytakże dla siebie drobne upominki.Wnieśliśmy do mieszkania deski, indyka i pozostałe dro-biazgi.Wystawiłem na dwór skrzynię, materac i wezgłowie,przyczepiając do nich kartkę:  Oddaję za darmo".Pierwszezniknęło wezgłowie, potem skrzynia, w końcu ktoś zabrałmaterac.Mieszkam w biednej dzielnicy.Dobrze znałem łóżko Sary, sypiałem w nim i odpowia-dało mi.Nigdy nie przepadałem za zwykłymi materacami,a przynajmniej nie za tymi, na które było mnie stać.Połowężycia spędziłem w łóżkach, które bardziej pasowały do ko-goś przypominającego z wyglądu dżdżownicę.Sara własnoręcznie skonstruowała swoje łóżko i terazmiała zrobić podobne dla mnie  solidną drewnianą plat-formę wspartą na 7 nogach (siódma dokładnie w środku),pokrytą dziesięciocentymetrową warstwą pianki.Sara mia-388 la dobre pomysły.Trzymałem deski, a Sara zbijała je gwoz-dziami.Doskonale radziła sobie z młotkiem.Ważyła zale-dwie około 50 kilogramów, ale potrafiła wbić gwózdz jed-nym uderzeniem.To będzie wspaniałe łóżko.Nie zajęło to zbyt wiele czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl