[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.(Na drugim wieszaku wisząubranka dla chłopca, ale Henry udaje, że ich nie widzi.KiedyEmma zaśnie, on zabierze chłopięce ciuszki i spali je po cichu.W piwnicy stoi piec na drewno.Przyda się).Na ścianie wiszą obrazki z Kubusiem Puchatkiem iProsiaczkiem.Henry wypolerował i wypastował dębowąpodłogę, ułożył na niej ładne dywaniki.Nowy nie jest tylkoumorusany, miejscami wytarty, jednooki pluszowy miś.Nazywa się Niedzwiedzica.To miś Henry'ego. Kładzie niemowlę na pleckach.Jej luzna, sina skóra jestumazana krwią i innymi brunatnośdami.Ale Henry czytał, żeniemowlęta nie lubią być myte: zapach potu, gówna i sebum jeuspokaja.Owija więc Emmę ciasno w kocyk i wpatruje się wnią oczyma szczypiącymi od łez.Emma otwiera i zamyka usteczka niczym animatronicznyalien.A jej hebanowe oczy patrzą osobliwie pozaziemsko, zwyrazem absolutnej mądrości.Ma doskonałą bryłkę nosa zdelikatnie wyrytymi maleńkimi nozdrzami tak różowymi, żewydają się lekko podświetlone.W jej usteczkach widać drżący,mniejszy już gniew i smutek, podobnie jak w zaciśniętychpiąstkach rachitycznych rączek.I te wygięte nóżki! Tozabawne, że jej matka ma takie świetne nogi, a córeczka -niczym kość widełkowa.Henry spodziewa się, że nogi sięwyprostują.Dziecko zaczyna kwilić, gdy Henry odsuwa się od łóżeczka.Jej płacz jest cichy i świergoczący, wilgotny i nie tak donośny,jak się obawiał.Ale jest przenikliwy.Słaby głos, który wydajesię przechodzić przez ściany jak drut przez ser.- Nie martw się, malunia, nic się nie martw.Wychodzi z pokoju.Serce ma słabe i niespokojne.Spieszy dokuchni na dole.Ostatnio została wyszorowana tak gruntownie,że odór wybielacza szczypie w oczy, aż Henry musi otworzyćokno.Sięga do lodówki.Stoi tam w rzędzie dwanaście czytrzynaście wysterylizowanych butelek z mlekiem.Henry bierze butelkę i podgrzewa ją trochę w mikrofali.Sprawdza temperaturę na przedramieniu, potem spieszy nagórę wśród słabnącego piskliwego płaczu swojej nowej córki.Luther zastaje w gabinecie Benny'ego, który usadowił sięprzy biurku lana Reeda.Po wewnętrznej stronie drzwi wisi zapasowa marynarka,krawat i koszula lana, jeszcze w folii z pralni.W szufladziebiurka Reeda spoczywa zestaw do mycia i golenia: mydło,golarki jednorazowe, dezodorant i krem do skóry wrażliwej.Benny'ego już otaczają puste puszki po napojach energetyzują- cych, kawa na wynos, butelki multiwitaminy,nadgryzione batoniki proteinowe.- Jak idzie? - pyta Luther.- Powoli - pada odpowiedz.- Sprawdzam billingi Lambertów,służbowy e-mail.Z tego, co widzę, brak nadprogramowychflirtów.Nic godnego zainteresowania.Luther sięga po krzesło.- %7ładna dawna miłość nie objawiła się na Facebooku?- Sprawdzamy wszystkich znajomych - mówi Benny.- W tejwłaśnie chwili.- Tak, ale.- Prawie trzysta osób.- Prawie trzysta osób.Musimy dzisiaj znalezć to dziecko.- Więc co mam zrobić?- Jeśli szukamy zbrodni na tle seksualnym, normalnieszukalibyśmy przestępstw zwiastujących w okolicy, prawda?Liczniejszych zgłoszeń o podglądaczach, wąchaczach,złodziejach bielizny, ekshibicjonistach.Ale tu nie byłoliczniejszych zgłoszeń.-Dobra.- Więc ktoś tak seksualnie pokręcony - ciągnie Luther - ktoś,kto zrobił to, co ten człowiek zrobił Lambertom, powinien jużnam być znany.Można by zakładać, że to najpewniej jakiśmiejscowy schizofrenik.Alę to chyba nie pasuje, co? -Przebiega palcami po beżowej klawiaturze komputera.PiszeQWERTY.- Ludzie eksponują tam tyle swojej prywatności.NaFacebooku czy gdziekolwiek.Tyłe jest informacji, kimjesteśmy, jak się czujemy, co robimy.Nie wiem.Chcę po prostumieć pewność.Benny kiwa głową, odwraca się do monitora.Dwie sekundy pózniej Howie puka i wchodzi z teczką w ręku.- Złodziejki płodów - mówi, zamykając drzwi.- Kobiety, którewydobywają dzieci z łona innych kobiet i je porywają.- Ale to był mężczyzna.- Chwilę cierpliwości, szefie.Luther wykonuje przepraszający gest.- Zwykle złodziejki płodów to kobiety.Na ogół po trzydziestce.Na ogół z czystą kartoteką.Niedojrzałeemocjonalnie, kompulsywne, o niskiej samoocenie.Chcązastąpić stracone dziecko albo takie, którego nie mogą począć.- Zgadza się - mówi Luther.- Ale też idą na łatwiznę.Wybierają kobiety bezradne, z marginesu społecznego.Nieorganizatorki imprez z klasy średniej.- Oczywiście.Ale przejrzałam dziennik służbowy Lamberta.Co czwartek o dziewiętnastej trzydzieści miał spotkanie z,cytuję, GWN.- Co to GWN?- Cóż, wiemy, że pani Lambert długo przyjmowała terapięhormonalną.Pan Lambert jest doradcą, więc wiemy też, żeinteresowali się terapią i Bóg wie czym jeszcze.No więcuznałam, że to może Grupa Wsparcia dla Niepłodnych.Wracam więc do zródła, dzwonię na numer, który wypisał.-I?-I trafiam na Grupę Wsparcia Osób Niepłodnych oraz ParPoddających się In Vitro Clocktower.Wyguglowałam to.Toniespełna milę od domu Lambertów.-I co nam to mówi?- Spójrz na tę okolicę, wszyscy zarabiają sporo ponad średniąkrajową.Na spotkania grup wsparcia też pewnie przychodzągłównie tacy ludzie.Ale niepłodna kobieta może przejść epizodpsychotyczny, bez względu na to, czy należy do klasy średniej,czy nie.- Nadal nie uważam, że to była kobieta.- Absolutnie - mówi Howie.- Ale to grupa dla par.Mnóstwofacetów.Luther widzi jej uśmiech i wie, że będzie coś jeszcze.Podaje mu ksero wydruku, wskazuje na zakreślonespotkanie.- Po raz ostatni wzięli udział w spotkaniu grupy trzy miesiącetemu.Luther uśmiecha się szeroko.- Ona dalej brała udział w spotkaniach - ciągnie Howie.-Nawet kiedy była już w widocznej ciąży.Wyobraz to sobie.Tewszystkie zrozpaczone pary. - Oto Tom i Sara Lambertowie - mówi Luther.- Cudowni.Zamożni.Zakochani.Promieniejący tym wszystkim.Dobrarobota.Bierz płaszcz.Howie rozpłomieniona opuszcza gabinet.Luther sięga po swój płaszcz.Już go wkłada, gdynieruchomieje na chwilę.Benny patrzy na niego.- %7łądza władzy - mówi Luther.- %7łądza pieniądza.Zazdrość.Wszystko to, co robimy bliznim.Wszystko to sprowadza się doseksu.Ale seks prowadzi do dzieci.Spójrz na dziecko, tonajczystsze zjawisko na świecie.Najlepsze.Całkowicieniewinne.Więc jak to się godzi? Cała ta niegodziwość w imiętworzenia niewinności.Czy to ci się nie wydaje złe?Benny patrzy na niego dłuższą chwilę.- Jeśli pozwolisz - odzywa się w końcu - udam, że niesłyszałem tego, co właśnie powiedziałeś.- Dobra - odpowiada Luther.- Dobra.Zapinając płaszcz, wychodzi na spotkanie z Howie.Grupa Wsparcia Clocktower działa przy niewielkimprywatnym szpitalu w północnym Londynie.Prowadzi jąSandy Pope, lekarka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl