[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy będzie czyste. To strasznie wysoko. Tym lepiej. W środku dzwonnicy chyba muszą być schody  powiedział.Damy portierowi kilka lirów, może nas wpuści.205  Chcę sprawdzić, czy tak wysoko można odczuć, że Ziemia sięporusza.Piętro spojrzał na mnie, jakbym postradała zmysły. Galilei, ten filozof i nadworny matematyk księcia, mówił, żeZiemia porusza się wokół Słońca, inne planety także. Kiedyś napyta sobie biedy.Pewnego razu ksiądz w Santa MariaNovella wygłosił kazanie, w którym potępiał wszystkich matematykówjako wysługujących się diabłu.Wszyscy wiedzieli, że miał na myśliGalileusza. Kiedy to było? Ostatnio? Nie. Jeżeli Ziemia rzeczywiście się porusza, może tam wysoko da się towyczuć.Chodzmy tam.Jutro, jutro jest niedziela. Pewnie będzie padał deszcz. Nie szkodzi.Jeżeli teraz tego nie zrobimy, być może nie zrobimytego nigdy.Popatrzył na mnie bardzo dziwnie, tak jakby zdawał sobie sprawę, żecoś wiem albo że nasz układ może się zmienić, skończyć.Przez chwilęwydawało mi się, że widzę jakby ból w jego oczach.Czy potrafiłabym należeć wyłącznie do niego? Każdego dnia, okażdej godzinie? Czy mógłby zostać jedyną treścią mojego życia? Albomalarka, albo żona.Albo żona, albo malarka.Którą z nich chciałam być?Być może tam na górze to zrozumiem. Chcę wejść na górę ponad to wszystko. nie dokończyłam,niech sam zdecyduje, co chciałam przez to powiedzieć. Zabierzemy Palmirę? Nie.Zostawmy ją u Finy.Powiemy jej, że mamy coś dozałatwienia na mieście.206 Jedna strona jego ust uniosła sie w łagodnym, trochę smutnymuśmiechu. Tak jak podczas naszych wycieczek, kiedy.kiedy tu przybyłaś. Tak, właśnie tak. Nadal chcesz iść na wieże?  spytał, otwierając rano okiennice.Wyjrzałam za okno.Powierzchnia rzeki była zmętniała od padającychna nią kropel deszczu.-Tak.Nie powiedzieliśmy Finie, dokąd idziemy.Popatrzyła na mnie z takimzdziwieniem, że poczułam dreszcz, tak jakbyśmy to my dwie razemuczestniczyły w czymś zakazanym.Włożyłam płaszcz z kapturem iruszyliśmy na miasto; szybko, z opuszczonymi głowami.Kiedydoszliśmy na plac katedralny, czekaliśmy pod loggią braci miłosierdzia,aż dzwon wydzwoni południe.Krople deszczu uderzały coraz mocniej okamienie, którymi wyłożony był plac.Marmurowa fasada wieży lśniłajak wygładzone klejnoty. Szkoda, że Giotto nie dożył jej ukończenia  odezwałam sie żeby wejść na samą góre i zobaczyć ją choć raz przed śmiercią. Jakie to dziwne, mieszkam w tym mieście całe życie, a nigdy nieprzyszło mi do głowy, żeby to zrobić  powiedział Piętro.Był wyrazniezadowolony z tej eskapady.To było miłe z jego strony, ja zaśpomyślałam, że niesłusznie przelewam na niego nienawiść, jakąwzbudziła we mnie Vanna.Kiedy dzwonnik otworzył drzwi do wieży, podeszliśmy do niego,prosząc, żeby jeszcze nie odchodził.207  Jesteśmy malarzami  powiedział Piętro. Chcielibyśmyspojrzeć na katedrę ze szczytu wieży. Chodzi o rysunek dla akademii.Spojrzał na mnie podejrzliwie. Jak to? Oboje jesteście malarzami? Możemy wejść do środka?  zapytałam.Cofnął sią, żebyśmy mogli sie schronić przed deszczem.Rozchyliłampłaszcz i pokazałam mu moje insygnia akademickie.Piętro wcisnął dwaliry do jego dłoni. Wybraliście sobie paskudny dzień na te wasze głupoty. Cóż ciebie to może obchodzić?  powiedział Piętro z nutkągniewu w głosie.Dzwonnik wzruszył ramionami. Róbcie, co chcecie. Wskazał nam rąką drogę na gore.Wspinaliśmy sie po stromych kamiennych stopniach znajdujących siewewnątrz podwójnej ściany oddzielającej nas od świata po obu stronach.Schody prowadziły wokół wieży aż do pierwszego poziomu, skąd przezarkadowe okna pomiędzy delikatnymi, skrętnymi kolumnami można jużbyło wyjrzeć na zewnątrz.Wieża Palazzo Vecchio wyglądała tymwspanialej, ponieważ struktura wspierająca wieniec krenelaży okazała sieznacznie wyższa, niż sie wydawała, gdy spoglądałam na nią z ziemi.Domy, ulice i ludzie wyglądali dziwnie, jak pudełka i lalki. Może tak właśnie wyglądamy w oczach Boga  powiedziałam.Piętro uśmiechnął sie na te myśl.Od pierwszego piano schody prowadzące na góre były wąskie ikręcone, żeby nie zakłócać harmonii otwartych arkad.Piętro uniósł krajmojego płaszcza, by sie nie ciągnął208 po trzystuletnich kamiennych stopniach.Po drodze musiałam siezatrzymać i odpocząć.Pozwolił mi oprzeć sie o siebie, jego pierś falowałapod moim policzkiem.Kiedy weszliśmy na drugi poziom, uderzył nas ostry podmuch wiatru,o mało nie zwalając nas z nóg.Wypłoszyliśmy stadko gołąbi, które zgłośnym trzepotem przeleciały pod nami. Dziwnie jest spoglądać na ptaki w dół, prawda?  zauważyłam.Znajdowaliśmy sie niemal na poziomie beczkowego sklepienia, naktórym spoczywała ceglana kopula katedry. Wyobraz sobie, z jakim podnieceniem ludzie obserwowali, jakkopuła rośnie  powiedział Piętro. Wyobraz sobie chłopca, któryurodził sie i kopuły jeszcze nie było; kiedy był już na tyle duży, żebyzwrócić na to uwagę, kopuła zaczęła piąć sie w góre; a kiedy on sam miałjuż syna, kamienne żebra spotkały sie i kopuła została zamknięta.Chciałbym żyć w tamtych czasach. Położył dłoń na moim ramieniu.Nie poruszyłam sie., wiec jego reka została na nim trochę dłużej,dopóki nie ruszyliśmy znowu w górą. Wiesz, ta wieża została ukończona na sto lat przed wybudowaniemkopuły  ciągnął Piętro. Wyobrażam sobie, ile razy Brunelleschimusiał wchodzić po tych stopniach, żeby sie przyjrzeć swojemu dziełu. Chyba nie codziennie! Pewnie nie, ale założę sie, że co najmniej raz w miesiącu.Ja napewno bym tak robił na jego miejscu.Na trzecim poziomie nawet sie nie zatrzymaliśmy, tak bardzospieszyło nam sie na szczyt.Oboje dyszeliśmy ciężko.W pewnej chwilipodniosłam stopę nie dość wysoko i potknęłam sie o kolejny stopień.Piętro, który209 szedł za mną, podtrzymał mnie, dotykając obiema rekami moichpiersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl