[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabieram cię na górę, a tam ci spuszczę lanie.- Co? - Była tak zbulwersowana, że przestała go okładaćpięściami.Humor poprawił jej się natychmiast.Wreszcie zwrócił nanią uwagę.- %7łartujesz. Złapał ją mocniej za uda okryte czarną dzianiną i wszedł naschody.- Jakże mógłbym żartować? Nie mam poczucia humoru, niepamiętasz?- Ach, tak.- Kręciło jej się w głowie w tej pozycji, alejednocześnie uznała, że ten dzień wcale nie jest taki zły.Doszli do szczytu schodów.Po chwili wahania Dex skręcił dopierwszej z brzegu sypialni, Kenny'ego, jak się okazało.Cisnął ją nałóżko.- Obawiam się, że posunęłaś się za daleko, Victorio.W końcu! Wyszczerzyła zęby w, jak miała nadzieję, groznymgrymasie.- Idz do diabła.Złapał ją, przełożył sobie przez kolano.- Wiem, że to będzie bolesne przeżycie - oznajmił sztywniackimtonem, który, jak wiedział, bardzo ją denerwuje - że już nie wspomnęo niewłaściwym wydzwięku ideologicznym, jednak muszę to zrobić.Prychnęła pogardliwie.Nie odważy się na to nawet za milion lat.- Mówię poważnie, Victorio.Lepiej się przygotuj.Przechyliła głowę, spojrzała na niego i stwierdziła sucho:- Może wsadzisz mi drewniany kołek między zęby, żebym niekrzyczała z bólu?Zachichotał.Uśmiechnęła się pod nosem.Wymierzył jej klapsa. Była tak zaskoczona, że mało brakowało, a zepsułaby wszystkospadając z jego kolan.- Ojej! To boli!- Przepraszam.- I klepnął ją jeszcze raz.Skrzywiła się.Poważnie rozważała, czy go nie ugryzć w łydkę,ale była zbyt ciekawa, co będzie dalej.Poza tym.to nie takie złe.Pomyśleć, że Dexter 0'Conner, największy jajogłowy z Wynett wTeksasie, robi coś takiego.Kolejny klaps.Nie było to przyjemne, ale nie bolało, i w pewnym sensie cieszyłoją, że zdenerwowała go do tego stopnia.- Ty brutalu - wystękała.- Uwierz mi, ja cierpię o wiele bardziej niż ty.Skrzywiła się w oczekiwaniu na następnego klapsa, a tymczasemjego ręka spoczęła na jej pośladku.- Co ty tam robisz, Dex?Podniósł rękę, odchrząknął, ale odezwał się nadal zachrypniętymgłosem:- Zrozumiałaś?- Mhm.- Tak czy nie?- Ciekawe, czy Kenny wie, że ma pod łóżkiem koty z kurzu?Wymierzył jeszcze jednego klapsa i westchnął.- Czy teraz zrozumiałaś? - Założyłeś brązowe skarpetki do niebieskich spodni? Nie dowiary!Długa cisza.I w końcu:- Nic z tego, prawda?- Może spróbujemy nago.Zobaczymy, czy to coś zmieni.Znieruchomiała.Czekała, aż się naburmuszy i ją puści.On jednakzaskoczył ją ponownie wzdychając głośno, z rezygnacją.- Doskonały pomysł.Przeszył ją gorący dreszcz, gdy podwijał jej długą sukienkę izarzucał jej na głowę.Jego dłoń spoczęła na jej nagich pośladkach izadrżała.Czekała, ale się nie ruszał.- Torie.twoje majteczki.- Tak?- Gdzie są?- Poszukaj wąziutkiego paseczka cielistego jedwabiu.- Nie widzę żadnego.A, jest.- Jego głos przeszedł w ochrypłyszept.- Utkwił między.- Ktoś bardziej doświadczony znalazłby go od razu.- Jestem wystarczająco doświadczony, tylko że przywykłemoglądać majteczki do przodu.- Urwał.- Chociaż to też ładny widok.- Cieszę się, że ci się podoba.- Uśmiechnęła się pod nosem.-Dex?- Tak? - Krew napływa mi do głowy.Czy nie mógłbyś się trochępospieszyć? - Poruszyła się w poszukiwaniu wygodniejszej pozycji iprzekonała się, że spoczywa na bardzo wyboistej powierzchni.Jednowybrzuszenie było wyjątkowo duże.Znowu odchrząknął.- Pospieszyć? Och, oczywiście.Znowu dał jej klapsa, ale nie starał się tym razem i nawet jej niezapiekło.A potem ją pogłaskał, tak delikatnie, jakby dotykałjedwabiu.To było bardzo przyjemne, wręcz cudowne, choćniewygodna pozycja nie pozwalała jej upajać się tym doznaniem wodpowiednim stopniu.- Chyba już zrozumiałam.Mogę wstać?- Cóż, skoro twierdzisz, że zrozumiałaś, nie widzę powodu, bydalej cię upokarzać.- Przesunął dłonią po jej pośladkach.Zamknęła oczy.Było jej tak przyjemnie, że z trudem sobieprzypomniała, że przecież ma pewien plan.Jakoś się zmobilizowała iprzetoczyła na łóżko, na plecy.Nie zadała sobie przy tym trudu, byobciągnąć zakazaną sukienkę.Skąpy skrawek cielistego materiałupraktycznie się nie liczył, niczego nie zakrywał.Wsunęła pod niegokoniuszki palców, podniosła wzrok na Dextera i oblizała usta jakkiepska gwiazdka porno.Pobladł.Czyżby na jego czole widniała warstewka potu?Biedactwo.Dotknęła się ponownie.Co prawda posługuje sięoklepanymi metodami, ale najważniejsze, że skutkują.Mimowszystko, upomniała się, musi się liczyć z rozczarowaniem.Dex to jajogłowy, nie ogier, i na pewno okaże się kiepski w łóżku.No, aleprzecież przyszła tu, by wyrównać z nim rachunki, a nic nie podziałana nią bardziej efektywnie niż fatalny seks.Wstał; powoli rozpinał guziki koszuli.Uśmiechnęła sięzwycięsko.On tymczasem wydawał się bardzo niezadowolony.- Wiesz, że jestem z zasady przeciwny temu, żebyśmy odbylistosunek przed ślubem?Nie odrywał wzroku od jej palców igrających ze skrawkiemjedwabiu.Przesunęła kolano, żeby lepiej widział.- Wyraziłeś się dostatecznie jasno.Rozpinał koszulę.- Niestety, słabość charakteru zmusza mnie do odstąpienia od tychzasad.- Pewnie bardzo cierpisz z tego powodu.- Nawet nie wiesz, jak bardzo.Uśmiechnęła się.Jego koszula upadła na podłogę.Uniósł brew, rozbawiony.- Doskonale się bawisz, co?Nie odpowiedziała, tylko uniosła dłoń i, jak kobieta z męskichmarzeń, musnęła swoje piersi.Uszy mu poczerwieniały.Zacisnął zębyi splótł ręce na niezbyt szerokiej, ale umięśnionej klatce piersiowej.- Jeśli odbędziemy stosunek, wezmiemy ślub.- Przestań nazywać to stosunkiem! To piep.- Torie.- W niskim głosie usłyszała ostrzegawczą nutę.- Dopókioboje się nie rozbierzemy, uważaj na to, jak się wyrażasz. Wypadła z roli gwiazdki porno i podniosła ręce do góry.- Boże, ale z ciebie dupek!- Tak jest.Pamiętaj o tym.- Ukląkł na łóżku, oparł dłoń na jejudzie i położył się obok.Po raz pierwszy dostrzegła złote plamkitańczące w zielonych oczach, które zdawały się sugerować, że wiecoś, co jej umknęło.Nagle poczuła się nieswojo.Musnął delikatnąskórę po wewnętrznej stronie uda opuszkami palców.- Jeśli, nieważne w którym momencie, moja wielkość cięprzestraszy, powiedz od razu.Błyskawicznie otworzyła oczy.Uśmiechnął się.Przełknęła ślinę.- Mówiąc wielkość, masz na myśli wzrost, prawda, Dex? Wkońcu jesteś wysoki i.- Nie, Victorio, nie wzrost mam na myśli.- Och.- O, tak, straciła kontrolę nad sytuacją.Zastanawiała się,jak ją odzyskać, ale jego delikatne pieszczoty nie pozwalały sięskupić.- Teraz cię pocałuję.Aypnęła na niego gniewnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl