[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałem się tylko rozejrzeć - wyznał w końcu.- Sądziłem, że mógłbym pomóc.- Nie pomogłeś, a wręcz zaszkodziłeś! - wybuchnął Crowe.- To jest sprawa dladorosłych.Nie masz ani umiejętności, ani wiedzy, żeby zrobić to jak należy.Część umysłu Sherlocka - ta beznamiętna, zdystansowana - zauważyła, że Crowe,kiedy się złości, zaczyna mówić z silniejszym akcentem, ale reszta aż skręcała się na myśl, żezawiódł dwóch spośród trzech mężczyzn, na których opinii zależało mu najbardziej na świecie.Otworzył usta, żeby powiedzieć  przepraszam , ale tak zaschło mu w gardle, że niemógł wydobyć z siebie żadnego dzwięku.Mina Mycrofta wyrażała raczej rozczarowanie niż gniew.- Idz do swojego pokoju, Sherlocku - rzekł.- Zawołamy cię, kiedy - zerknął naCrowea - będziemy pewni, że możemy porozmawiać spokojniej.A teraz idz.Z policzkami palącymi ze wstydu Sherlock odwrócił się i wyszedł z biblioteki.Popołudniowy upał sprawiał, że w hallu było duszno.Przystanął na moment,zwieszając głowę, i czekał, aż emocje nieco z niego opadną i poczuje się na siłach podjąćdługą wspinaczkę do swojego pokoju.Bolała go głowa.- Czyżbyśmy wypadli z łask? - odezwał się z półmroku jakiś głos.Sherlock podniósł wzrok, gdy pani Eglantine wysunęła się z kąta pod schodami.Uśmiechała się złośliwie.Jej czarne spódnice poruszały się sztywno wokół niej, a ich szelestna podłodze przypominał szept w odległym pokoju.- Jakim cudem wciąż pracuje pani w tym domu, choć jest pani taka nieuprzejma dlawszystkich? - zapytał, nie mając nic do stracenia.Dziś nie mogło się już zdarzyć nicgorszego.- Gdyby to ode mnie zależało, już dawno bym panią zwolnił.Zaskoczył ją tymi słowami.Uśmiech zniknął z jej twarzy.- Nie masz w tym domu nic do gadania! - warknęła.- To ja tu rządzę.- Tylko dopóki żyje stryj Sherrinford - zauważył Sherlock.- Ani on, ani stryjenkaAnna nie mają dzieci, więc po jego śmierci dom przejdzie na własność rodziny mojego ojca.A wtedy zalecałbym pani ostrożność, pani Eglantine.Zanim odpowiedziała, ruszył schodami do swojego pokoju.Gdy spojrzał w dół zpierwszego piętra, wciąż stała w hallu.Położył się na łóżku, zasłaniając oczy ramieniem, i poddał się myślom kłębiącym musię w głowie.Co on sobie wyobrażał? Mycroft i Crowe ostrzegali go, żeby nie próbowałpomagać.Co właściwie starał się im udowodnić?Chyba się zdrzemnął, ponieważ światło w pokoju niespodziewanie się zmieniło ipoczuł, że zdrętwiało mu ramię, którym zasłaniał sobie twarz.Wstał i powoli zszedł poschodach; głównie po to, żeby poszukać czegoś do jedzenia.Nagle poczuł, że jest straszniegłodny.Służące zastawiały stół do kolacji.Mycroft właśnie wychodził z biblioteki.AmyusaCrowea nigdzie nie było widać.Mycroft skinął głową na widok Sherlocka.- Lepiej się czujesz? - zapytał. - Niespecjalnie.Zrobiłem głupstwo.- Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni.Pamiętaj tylko, żeby wyciągnąć z tegownioski.Błąd można wybaczyć za pierwszym razem.Potem staje się nużący.Jedna z pokojówek wyszła z jadalni z małym gongiem.Nie patrząc na Mycrofta ani naSherlocka, uderzyła weń głośno, tylko raz, po czym znów wycofała się do pomieszczenia.- Wejdziemy? - zapytał Mycroft.Chwilę pózniej dołączyli do nich Sherrinford i Anna Holmesowie.Mycroft przezwiększość kolacji dyskutował ze stryjem na temat trafności łacińskiego przekładu greckiegotłumaczenia hebrajskich i aramejskich ksiąg Starego Testamentu.Stryjenka Anna mówiłagłównie do Sherrinforda i Mycrofta, nie zwracając uwagi na to, że są pogrążeni w rozmowie,chociaż aby zachować się uprzejmie, Mycroft co jakiś czas odwracał się do niej i odpowiadałna pytania, które pojawiały się w jej niekończącym się monologu.Sherlock skupił się najedzeniu, unikając spojrzenia pani Eglantine, która wpatrywała się w niego ze swojegostanowiska pod oknem.Po kolacji Sherrinford i Anna odprowadzili Mycrofta na ganek, żeby się z nimpożegnać.- Twoja greka jest płynna, a łacina szczególnie biegła pod względem gramatycznym -oświadczył Sherrinford, co w jego ustach było najwyższą pochwałą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl