[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shea, po raz pierwszy w życiu, doświadczyła mocy pochodzącej zpołączonych umysłów, tego że nie jest sama, siły, która pochodziła od dwóch związanych ze sobą osób.Dzień dłużył się, godziny płynęły wolno.Słońce przesuwało się po niebie, dając światło i zalewając światżarem, po czym cofnęło się za góry by pięknie i kolorowo zniknąć się za horyzontem morza.Jaskinia, zaledwie kilka mil od auta Shei, była ukryta głęboko pod ziemią.Wąskie przejście prowadzące dolabiryntu podziemnych komór i basenów, było kręte i w kilku miejscach wyglądało na nieprzejezdne.W najmiejszej niszy, ukryte w ożywczej ziemi, zaczęło bić pojedyncze serce.Błotorozbryzgło się niczym gejzer gdy Byron wyskoczył na powierzchnię.To był moment chwilowejdezorientacji, by następnie jego ciało zmieniło się, rozpuściło w mgłę, która bez problemu przepłynęłaciasnym przejściem ku ciemniejącemu niebu.Natychmiast mgła zmieniła się w ogromne i silne skrzydła,które uniosły stworzenie w niebo.Zataczał koła ponad ogromnymi obszarami leśnymi, wysoko ponadkoronami drzew, by nagle zapikowac w dół niczym strzała z łuku.Jacques, samotny w chatce odczuwał dziwne zakłócenia.Czuł wibrującą w powietrzu moc, wiedział, że cośniebezpiecznego go poszukuje.Utrzymywał swój umysł jako doskonały wzorzec ludzkiego, świadomy, żejeśli ktoś będzie próbował badać otoczenie, uwierzy, że w środku znajduje się człowiek.Czuł ciemność,skrzydlaty cień przepływający nad nim, próbę odczytania jego myśli i szybkie wycofanie się.- Jacques? - zapytała z zaniepokojeniem.- Jest blisko.Aatwo czytała w jego myślach.Jacques chciał by była blisko, by mógł ją chronić, tak, by żaden innymężczyzna nie mógł sobie rościć do niej żadnych praw, takich jakie miał on.Obawiał się, że jeśli wróciprosto do niego, może wpaść w pułapkę wampira, ale z drugiej strony nie mógł znieść odosobnienia, i niemógł zostawić jej bezbronnej.Jego umysł zaczynał się kruszyć, załamywać, potrzeba jej bliskości byłaogromna.Shea podniosła się i przesiadła na miejsce za kierownicą.- Niedługo będą z tobą.- Czuła jego uśmiech całym sercem.Jacques zaczynał przypominać sobie czym jestradość.- Lubisz, kiedy idę własną ścieżką i sama podejmuję decyzje? - drażniła go, próbując utrzymać swójumysł tak spokojny, jak to tylko było możliwe, do czasu, gdy znajdzie się obok niego, by móc go uspokoić.- Nawet tak nie myśl, Wiewióreczko.Całkowite posłuszeństwo byłoby idealne.- Chciałbyś.- Shea śmiała się pomimo przerażenia jakie ją ogarniało.To było głupie czuć taką radość,podczas gdy groziło im niebiezpieczeństwo a ewentualna podróż stawarzała mnóstwo problemów.Gdziemogliby uciec w tak krótkim czasie? Czas, jaki zabierze jej dotarcie do chaty sprawi, że trzy lub czterycenne godziny bedą stracone.Jacques wyciągnął się powoli, ostrożnie.Jego ciało ostro prostestowało.Ból był częścią jego świata przeztak długo, że pozwolił mu przepływać, przelewać się przez ciało.Mógł żyć z nim wiecznie, ale nie mógłistnieć bez niej.Zmusił się by usiąść.Pokój zawirował szaleńczo, by po chwili się uspokoić.Niemalnatychmiast poczuł ciepłą, lepką krew.Ukrył głęboko ból, zapomniał o wypalającym go cierpieniu.To niemiało znaczenia.Nic nie było ważne oprócz potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa życiowej partnerce.Shea prowadziła jak na granicy szaleństwa, znajdując drogę tam, gdzie jej nie było, nad gnijącymi kłodamii pośród kamienistych wąwozów.Czasem poruszała się bardzo szybko, czasem prawie się wlokła.To byłainteresująca jazda, zwłaszcza nocą.Nie potrzebowała świateł.Widziała wszystko tak dokładnie jak wdzień.Zwiatło księżyca rozlewało się nad lasem, kąpiąc drzewa i krzewy w srebrzystej poświacie.Byłoprzepięknie, wszystkie barwy były jasne i szczegółowe.Gdzieś daleko ogromna sowa okrążała dom zbudowany na klifach, zbliżając się ostrożnie.Gdy ptakwylądował na kamiennym słupku podtrzymującym furtkę, złożył skrzydła i przyjął ludzką postać, a wilczestado znajdujące się w okolicy, zaczęło śpiewać ostrzegawczą pieśń.Prawie natychmiast inny człowiekwyszedł z domu.Wolno przesuwał się z osnutej mgłą werandy do podstawy bramy.Był wysoki, ciemnowłosy.Moc emanowała z każdego centymetra ciała.Poruszał się zgracją dzikiego kota, z elegancją właściwą księciu.Oczy miał ciemne niczym noc, skrywały w sobietysiące sekretów.W postawie którą przyjął ten przystojny, zmysłowy mężczyzna nie dało się zauważyćniebezpieczeństwa i cichego zagrożenia.- Byron.Tak dawno nas nie odwiedzałeś.Nie wysłałeś zawiadomienia.- Lekka nieufność, obecna w toniegłosu nie zmieniła jego miękkości, melodyjności i gładkości czarnego aksamitu.Byron chrząknął, wzburzony, gdy jego ciemne oczy napotkały z drugiej strony przenikliwywzrok.- Przepraszam, Michaił, za brak dobrych manier, ale przynoszę niepokojące wieści.-Przybyłem najszybciejjak mogłem, ale nadal nie potrafię dobrać słów do tego co chcę powiedzieć.Michaił Dubriński machnął ręką.Był jednym z najstarszych, najsilniejszych, miał więc lata na naukęcierpliwości.- Byłem dzisiaj spózniony z zejściem pod ziemię, a że nie pożywiłem się jeszcze, poszedłem do najbliższejwioski i wezwałem jednego z mieszkańców.Kiedy wyszedłem na plac poczułem zapach jednego z nas,kobiety.Nie wyglądała jak my: drobna, szczupła, miała czerwone włosy i zielone oczy.Była słaba, jakbydawno się nie pożywiała.Używając mentalnej scieżki, próbowałem się z nią skontaktować, ale nieodpowiedziała.- Jesteś pewien, że była jedną z nas.To niezbyt prawdopodobne, Byron.Nasze kobiety są nieliczne.Jedna znich nie mogłaby wędrować bez ochrony o świcie, zaniedbana i jeszcze do tego bez naszej wiedzy.- Jest Karpatianką, Michaił, na pewno.- I nie zostałeś z nią, nie chroniłeś jej, nie przyprowadziłes do mnie? - jego głos podniósł się o oktawę,miękki szept zagrożenia.- Jest jeszcze coś.Miała siniaki na gardle, kilka poszarpanych ran.Jaj ramiona także były posiniaczone.Takobieta była wykorzystywana do karmienia się, Michaił.Czerwone płomienie rozbłysły na dnie jego oczu.- Powiedz mi dlaczego tak niechętnie to ujawniasz? - Czarny, aksamitny głos nigdy nie twardniał i niepodnosił tonu.Byron stał przez chwilę w ciszy, następnie stopniowo podnosząc głowę napotykał przenikliwe spojrzenie.- Krew Jacquesa płynie w jej żyłach.Wszędzie rozpoznałbym ten zapach.Michaił nawet nie mrugnął, ajego ciało było zupełnie nieruchome.- Jacques nie żyje.Byron potrząsnął głową.- To był Jacques.Nie mylę się.Spojrzenie czarnych oczu prześlizgnęło się przez niego, Michaił podniósł twarz, wdychając noc.Wysłałwezwanie wzdłuż znanej mu ścieżki, ale poczuł jedynie pustkę, próżnię, nicość.- Jacques nie żyje, Byron [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl