[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bevvie-Bevvie, co mieszka na drzewie.Kossuth kończyła się ślepo przed wielkim gmachem o nazwie Ośrodek RekreacjiWest Side.Był opuszczony, na zaniedbanym trawniku stała tabliczka NA SPRZEDA%7ł.Zpewnością gratka dla każdego szanującego się łowcy nieruchomości.Dwa domy bliżej, poprawej stronie, mała dziewczynka o włosach koloru marchewki i twarzy całej w piegachjezdziła na rowerze z bocznymi kółkami w tę i we w tę po asfaltowym podjezdzie.Raz po razśpiewała różne warianty tej samej frazy:  Bing-bang, widziałam cały gang, ding-dang,widziałam cały gang, ring-rang, widziałam cały gang.Ruszyłem w stronę Ośrodka Rekreacji, jakby nic innego na tym świecie mnie nieinteresowało, ale kątem oka dalej obserwowałem małą marchewkowowłosą.Kołysała się zboku na bok na siodełku, sprawdzając, jak daleko może się wychylić, zanim rower fiknie. Sądząc z jej pokrytych strupami goleni, zapewne nie pierwszy raz tak się bawiła.Na skrzyncena listy przed domem nie było nazwiska, tylko numer 379Podszedłem do tablicy NA SPRZEDA%7ł i zapisałem informacje na gazecie.Potemzawróciłem.Kiedy mijałem Kossuth 379 (drugą stroną ulicy, udając zaabsorbowanegogazetą), na ganek wyszła kobieta.Był z nią chłopiec.Pałaszował coś zawiniętego w serwetkę,a w wolnej dłoni trzymał wiatrówkę Daisy, którą wkrótce będzie próbował odstraszyćrozwścieczonego ojca.- Ellen! - zawołała kobieta.- Zsiadaj mi z tego, zanim spadniesz! Chodz, dostanieszciastko.Ellen Dunning zsiadła, przewróciła rower na bok i wbiegła do domu, rycząc  Sing-sang, widziałam cały gang! na całe swoje zadziwiająco mocne gardło.Jej włosy, w odcieniurudego dużo bardziej niefortunnym niż włosy Beverly Marsh, podskakiwały jak zbuntowanesprężyny łóżka.Chłopiec, który jako dorosły napisze tworzone w bólach wypracowanie i doprowadzimnie do łez, ruszył za nią.Chłopiec, który zostanie jedynym żyjącym członkiem swojejrodziny.Chyba że to zmienię.A teraz, kiedy ich zobaczyłem, prawdziwych ludzi żyjącychprawdziwym życiem, wydawało się, że nie mam wyboru. ROZDZIAA 71Jak mam wam opowiedzieć o moich siedmiu tygodniach w Derry? Czym wyjaśnić lęki nienawiść, które wzbudziło we mnie to miasto?Nie tym, że miało swoje tajemnice (choć miało), i nie potwornymi zbrodniami - częśćpozostała niewyjaśniona - do których w nim doszło (choć doszło). To się skończyło ,powiedziała Beverly, Richie przytaknął i ja w to uwierzyłem, a jakże.choć z czasemnabrałem przekonania, że cień nigdy do końca nie opuścił tego miasta z dziwnym,zapadniętym centrum.Moja nienawiść brała się z przeczucia nieuchronnej klęski.I owego wrażenia, jakbymbył w więzieniu o elastycznych ścianach.Gdybym chciał wyjechać, wypuściłoby mnie (zmiłą chęcią!), gdybym jednak został, zaciskałoby się coraz bardziej.Aż w końcu niemógłbym oddychać.A - to właśnie jest najgorsze - wyjazd nie wchodził w grę, bozobaczyłem Harry'ego, kiedy jeszcze nie kulał i nie miał tego ufnego, ale lekkonieprzytomnego uśmiechu.Zobaczyłem go, zanim został Harrym Kic-%7łabką, co po u-licy ki-ca.Zobaczyłem też jego siostrę.Teraz nie była już tylko imieniem w starannie napisanymwypracowaniu, dziewczynką bez twarzy, lubiącą zrywać kwiaty i  wkładać je w wazony.Czasem nie mogłem zasnąć i myślałem o tym, że w Halloween chciała iść zbierać cukierki wprzebraniu księżniczki Summerfall Winterspring.I że jeśli czegoś nie zrobię, to się nigdy niestanie.Czekała na nią trumna po długiej i bezowocnej walce o życie.Trumna czekała na jejmatkę, której imienia wciąż nie znałem.I na Troya.I na Arthura zwanego Tuggą.Gdybym do tego dopuścił, nie mógłbym ze sobą żyć.Dlatego zostałem, ale łatwo niebyło.I ilekroć myślałem, że przez to samo będę musiał przejść w Dallas, mózg mi wysiadał.Przynajmniej, wmawiałem sobie, Dallas nie będzie takie jak Derry.%7ładne miejsce na świecienie mogło być takie jak Derry.Jak więc to wam opowiedzieć?Jako nauczyciel wbijałem uczniom do głowy potrzebę prostoty.I w literaturze pięknej,i w literaturze faktu jest tylko jedno pytanie i jedna odpowiedz. Co się wydarzyło? - pyta czytelnik. Wydarzyło się to - odpowiada pisarz.- To.i to.i jeszcze to.Trzeba iść prostądrogą do celu.Tylko tak można mieć pewność, że się nie zabłądzi.Dlatego spróbuję, choć musicie pamiętać, że w Derry rzeczywistość to cienkawarstewka lodu na głębokim, ciemnym jeziorze.Mimo to:Co się wydarzyło?Wydarzyło się to.I to.I jeszcze to.2W piątek, mój drugi pełny dzień w Derry, poszedłem do Center Street Market.Zaczekałem do piątej po południu, bo uznałem, że wtedy ruch w sklepie będzie największy -było nie było, piątek to dzień wypłaty i dla wielu ludzi (przez co rozumiem żony; jedna zzasad życia w 1958 roku głosi, że mężczyzni nie robią zakupów) oznaczało to dzień zakupów.Im więcej kupujących, tym mniej będę się rzucał w oczy.%7łeby jeszcze lepiej wtopić się wotoczenie, poszedłem do W.T.Granfs i uzupełniłem moją garderobę o drelichy i kilka koszulroboczych.Na wspomnienie Bezszelkowego i jego kumpli spod Sleepy Silver Dollar kupiłemteż parę butów roboczych Wolverine.W drodze do sklepu kopałem nimi w krawężnik, ażpościerałem czubki.W sklepie był ruch, na jaki liczyłem; przy wszystkich trzech kasach stały kolejki, wprzejściach między regałami tłoczyły się kobiety popychające wózki.Nieliczni mężczyzninieśli koszyki, więc też wziąłem koszyk.Włożyłem do niego torebkę jabłek (tanie jakbarszcz) i torebkę pomarańczy (prawie tak drogie jak w 2011).Olejowana drewniana podłogaskrzypiała mi pod nogami.Czym konkretnie zajmował się pan Dunning w Center Street Market? Bevvie-na-drzewie nie powiedziała.Nie był kierownikiem; rzut oka do oszklonej budki zaraz za działemowocowo-warzywnym wykazał obecność siwowłosego dżentelmena, który mógłby byćdziadkiem Ellen Dunning, ale nie ojcem.W dodatku na biurku miał tabliczkę z nazwiskiemCURRIE [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl