[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać emocje nie wyciekły ze mnie do reszty, jeno czekały w uśpieniu, bo zbudziła się we mnie takafuria, jakiej jeszcze nie znałem.Doszedłem do poziomu, gdzie zwisały sznury od dzwonów.Pusty koszleżał prze-wrócony na bok, a na deskach błyszczało kilka złotych monet.Pomieszczenie było puste.Spojrzałem na schody wiodące do izby z dzwonami.Leżało na nich jeszcze więcej monet.Uprzytomniłem sobie, że jeśli ktoś tu był, to musiał mnie słyszeć.Czy wycofał się na górę?Ruszyłem ostrożnie po schodach, ściskając mocno laskę przed sobą.Przekręciłem gałkę w drzwiach,po czym szybko się cofnąłem, a drzwi otworzyłem laską.Dobrze zrobiłem, bo w tej samej chwili ześrodka wyskoczył człowiek wymachując niezapaloną pochodnią skoczył w miejsce, gdzie powinienemstać.Prowizoryczna pałka nieszkodliwie śmignęła w powietrzu nie robiąc mi krzywdy, uderzyła wlaskę.Mignęła mi przed oczami czerwona, wściekła twarz Edwiga jego okropnie wytrzeszczone oczy. Zostałeś zdemaskowany, bracie szafarzu!  zawołałem. Wiem o statku, który miał cięzabrać do Francji.Aresztuję cię w imieniu króla za kradzież morderstwo!Rzucił się z powrotem do środka, usłyszałem jego kroki na drewnianej podłodze towarzyszący imbrzęk monet. To już koniec!  zawołałem. Nie ma stąd innego wyjścia.Wszedłem na ostatnie stopnie zajrzałem do środka, starając się go dostrzec, ale z tego miejscawidziałem tylko podłogę ogromne dzwony za balustradą.Wszędzie leżały porozrzucane złote monety.Uprzytomniłem sobie, że znalezliśmy się w impasie: Edwig nie mógł się obok mnie przemknąć, ale jarównież utknąłem w pułapce.Gdybym zaczął schodzić, szafarz mógłby mnie bez trudu zaatakować zgóry, a wszak człek ten, któregom wziął początkowo za zwykłego, skąpego księgowego, był zdolny dowszystkiego.Ruszyłem dalej do izby, wymachując przed sobą laską.Stał po drugiej stronie, za dzwonami.Kiedy się zza nich wyłonił, zobaczyłem, że wokół szyi wiszą mupołączone sznurem dwie sakwy podróżne.Kiedy się poruszał, z torebdobywał się dzwiękdzwoniącego złota.Dyszał ciężko wywijał pochodnią, którą ściskał w prawym ręku, aż pobielały mukostki na dłoniach.  Jaki miałeś plan, bracie?  zawołałem. Zabrać pieniądze ze sprzedaży ziem, uciec doFrancji rozpocząć tam nowe życie?Zrobiłem krok naprzód, aby odwrócić jego uwagę, ale był czujny jak kot machnął na mnie pałką. N-nieprawda!  wykrzyczał to słowo jak niesłusznie oskarżone dziecko. To moja opłata zawstęp do nieba! Co takiego? Odtrącała mnie odtrącała, a potem diabeł napełnił moją duszę gniewem zabiłem ją! Wiecie,jak łatwo kogoś zabić, komisarzu?  Roześmiał się dziko. Kiedy byłem dzieckiem, oglądałem dużozabijania, ono otworzyło drzwi diabłu w mojej duszy.Diabeł napełnia krwią moje sny!Twarz mu spurpurowiała, żyły wystąpiły mu na szyi, kiedy na mnie wrzeszczał.Stracił nad sobąpanowanie.Gdyby udało mi się go zaskoczyć zadzwonić w dzwony. Trudno będzie ci przekonać o tym sędziów!- zawołałem. Niech zaraza pochłonie sędziów!  Jąkanie znikło, zaczął krzyczeć. Papież, któren jestpasterzem bożym na ziemi, pozwala kupować odpuszczenie grzechów! Bóg rozlicza nasze dusze wniebie, liczy, co człowiek winien, liczy jego zasługi! A ja mu zrobię taki podarunek, że posadzi mnie poprawicy swojej! Ofiaruję tysiąc funtów kościołowi we Francji, tysiąc funtów wydarte waszemuheretyckiemu królowi! To wielka zasługa przed Bogiem. Wlepił we mnie wściekłe spojrzenie.Nie powstrzymacie mnie! Czy tysiąc funtów kupi ci odpuszczenie również za śmierć Simona Gabriela?Wycelował we mnie pochodnią. Whelplay domyślił się, co zrobiłem tej dziewczynie, nie mogłem ryzykować, że ci wygada.Musiał umrzeć, abym mógłdokończyć swe dzieło! A ty, garbusie, powinieneś zginąć zamiast Gabriela!To ciebie Bóg rozliczy za jego śmierć! Jesteś szalony!  krzyknąłem. Zamknę cię w przytułku dla obłąkanych będę pokazywałjako ostrzeżenie przed tym, do czego doprowadza fałszywa religia!Złapał pochodnię obiema rękami ruszył na mnie z przerazliwym krzykiem.Dopadłby mnie, gdyby gonie spowolniły ciężkie sakwy zawieszone na szyi.Udało mi się uskoczyć w bok, a wtedy on odwróciłsię znowu zaatakował.Wzniosłem laskę, ale wytrącił mi ją pochodnią.Kiedy moja broń zastukałao ziemię, uprzytomniłem sobie, że Edwig stanął pomiędzy mną a drzwiami.Szedł ku mniepowoli, wymachując pochodnią, a ja oparłem się o niską barierkę oddzielającą mnie od dzwonówi otworu z ziejącą przepaścią.Ochłonął nieco, widziałem, jak jego niegodziwe, czarne oczyszacują odległość między nami wysokość barierki. Gdzie twój chłopak?  zapytał ze złym uśmiechem. Nie przyszedł cię bronić?Wtedy skoczył na mnie, grzmotnął mnie w ramię, kiedy uniosłem je, aby się zasłonić.Popchnął mnie zcałej siły w pierś, a ja poleciałem w tył przez barierkę runąłem w przepaść. Do dziś dnia wracam w snach do tego uczucia, kiedy, skręcając się, leciałem w tył, a ręce próbowałyuchwycić się pustego powietrza.Za każdym razem słyszę w uszach triumfalny krzyk brata Edwiga.Wostatniej chwili jednak moje ręce trafiły na mosiężny korpus dzwonu, instynktownie objąłem goramionami przywarłem do metalowej powierzchni, wczepiając się palcami w bogate zdobienia.Topowstrzymało mój upadek, ale ponieważ ręce miałem śliskie od potu, zacząłem się osuwać.Potem poczułem pod stopą oparcie zatrzymałem się.Z wielkim trudem udało mi się objąć dzwon podrugiej stronie złączyć palce.Szybki rzut oka w dół powiedział mi, że moja stopa spoczęła napamiątkowej tabliczce z wygrawerowanym napisem.Rozpłaszczyłem się jeszcze rozpaczliwiej namosiężnej powierzchni.dokończyć swe dzieło! A ty, garbusie, powinieneś zginąć zamiast Gabriela! Tociebie Bóg rozliczy za jego śmierć! Jesteś szalony!  krzyknąłem. Zamknę cię w przytułku dla obłąkanych będę pokazywałjako ostrzeżenie przed tym, do czego doprowadza fałszywa religia!Złapał pochodnię obiema rękami ruszył na mnie z przerazliwym krzykiem.Dopadłby mnie, gdyby gonie spowolniły ciężkie sakwy zawieszone na szyi.Udało mi się uskoczyć w bok, a wtedy on odwróciłsię znowu zaatakował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl