[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczególną uwagę należało zwrócić na brata CyntiiNitras, Sebastiana, i jego kontakty.Komendant kolejnyraz uwierzył w swoje posłannictwo.Przywiózł kiedyś z konferencji Europolu programkomputerowy, który kojarzył nagrane głosy z osobami340podejrzanymi o dokonanie przestępstwa.Program prze-leżał kilka lat w bibliotece Laboratorium Kryminalistyki,ponieważ nie można było zdobyć pieniędzy na przetłu-maczenie na polski instrukcji obsługi.Kiedy pieniądzesię znalazły, wszyscy zdążyli już zapomnieć o istnieniutego wynalazku, bo nie została mu nadana sygnaturakatalogowa.Analityczny umysł Strumiłły powiązał toz ustaleniem, że Gajda prowadzi w swoich firmach po-dwójną księgowość.W rzeczywistości posiada większymajątek, niż mogłoby to wynikać z jego oświadczeńpodatkowych.Żądanie okupu zbudowane zostało więcna podstawie wiedzy, która musi pochodzić z wewnątrzfirmy.Grosz upomniał się o wsparcie operacyjne na następ-ny dzień.Strumiłłę bardzo rozczarował brak entuzjazmudla jego pomysłu.Wniosek komisarza o obserwację z he-likoptera okolicy przekazania okupu uznał za uzasadnio-ny.Rozstali się w kiepskich nastrojach.Grosz zatrzymał auto przed domem.Jezdnię i chod-niki pokrywał puszysty śnieg.Samochody różnych ma-rek ustawione wzdłuż chodnika upodobniły się do siebietak, jakby wyprodukowano je w jednej fabryce.Na ścież-ce od furtki do drzwi wejściowych zauważył świeże śladystóp.Przed drzwiami stał tekturowy karton.Odruchowosięgnął pod ramię.Kontakt z twardą rękojeścią pistoletupozwolił mu odzyskać spokój.To nikt obcy.To znowuon.Nachodzi go w domu, wpieprza się z butami w jegożycie.Trzeba z tym skończyć, do cholery!341Wycieraczki pojazdu zaparkowanego kilkanaściemetrów przed nim odrzuciły śnieg z szyby.W nocy,z tej odległości, nie było widać, kto siedzi w środku.Grosz podbiegł do samochodu i szarpnął za klamkę.Mężczyzna, który siedział w środku, bardzo się zmie-nił od czasu, kiedy się ostatnio widzieli — dwadzieściadwa lata temu, na pogrzebie matki policjanta.Razemz bratem zdecydowali, że skreślają go jako swojego ojca.Wychudł i zżółkł.Niebieskie oczy zapadły mu w głąbłysej czaszki.Był zziębnięty, kapało mu z nosa i wzbudzałlitość.Grosz pamiętał, że wtedy na cmentarzu też chcielimu dokopać, ale powstrzymało ich to samo uczucie.Toswoisty paradoks — nienawidzić faceta, który wzbudzażal i współczucie.Chociaż nieuznawanie człowieka, któ-ry nas spłodził, za ojca jest jeszcze dziwniejsze.— Witaj, Michał! — Głos mu się nie zmienił, niskii ciepły, co w jego przypadku potęgowało jeszcze agresję.— Nie mogę zabronić ci tu przyjeżdżać, ale zabra-niam ci do mnie dzwonić i nachodzić mnie w domu.Moja przestrzeń zaczyna się od tej furtki z numerem sie-demnaście.Jeżeli jeszcze raz wejdziesz na ten teren, touznam to za najście i kopnę cię w dupę tak, że wyleciszw kosmos, czy to jest jasne?— Wiem, że jesteś policjantem i mógłbyś to zrobić.Chciałem z tobą porozmawiać, dosłownie kilka minut.Może znajdziesz kiedyś chwilę?— Nie mamy o czym gadać.Zabierz stąd te cholernejabłka! Chce mi się rzygać na ich widok!342Ojciec próbował coś powiedzieć, ale zaczął kaszleći nie mógł przestać.Grosz doszedł do wniosku, że robi tospecjalnie, bo co chwila zerkał w jego stronę, jakby chciałmieć pewność, czy numer na współczucie ciągle działa.Grosz podbiegł do furtki, podniósł wypełniony jabł-kami karton.Samochód ojca oderwał się od krawężnikai popędził w dół ulicy.Komisarz zrobił krok do przodui stracił równowagę, żółto-czerwone owoce potoczyły siępo świeżym śniegu, układając w niezwykły, piękny wzór.Wszedł do domu, nalał sobie kieliszek koniaku i do-szedł do wniosku, że nie ma najmniejszej ochoty napra-wiać pieca i robić czegokolwiek, co wiąże się z przyziem-ną codziennością.Znalazł w schowku kawałek sznurka.Ubrał się i wyszedł przed dom.Pozbierał jabłka.Oplótłkarton sznurkiem, tak żeby mógł go nieść jak bagaż, i ru-szył w górę ulicy.Świeży śnieg trzeszczał pod butami jakodgłos zegara liczącego bezpowrotnie mijające sekundy.Grosz wydobywał z pamięci wydarzenia, które zbu-dowały jego nienawiść do ojca.Skrzywdził matkę, zo-stawił jego i brata.Gdyby nie on, matka może by jeszczeżyła.To wszystko zdarzyło się tak dawno, że zdążył jużo tym zapomnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Paczkowski Andrzej Pół wieku dziejów Polski 1939 1989
- Andrzej Rostworowski Ziemia, ktorej juz nie zobaczysz.Wspomnienia kresowe
- Malinowski Andrzej Biomedyczne Podstawy Rozwoju i Wychowania
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t4
- Andrzej Zbych Stawka większa niż życie 02
- mgr inz Andrzej Wilczek rozprawa doktorska
- Edward P. Comentale, Andrzej Ga T.E. Hulme (2)
- Andrzej Garlicki Tajne archiwa PRL u
- Christina Ross [One More Nigh Chance (epub)
- Piotr Szumlewicz Ojciec nieswiety. Krytyczne glo (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gryzonikompan.xlx.pl