[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie przystanęła, rozejrzała się uważnie.Kloss miał ledwotyle czasu, by odskoczyć w cień parterowego domku, gdy zniknęła w mroku jakiegośpodwórza.Poczekał chwilę i podszedł bliżej.Cofnięta nieco od ulicy drewniana rudera.Hanna zastukała i zobaczył ją po chwili, gdy otwarto drzwi, w świetle padającym z wnętrzadomu.- Dobry wieczór - usłyszał.Mówiła świetną polszczyzną bez akcentu.- Przychodzę odJózefa.Była to zapewne pierwsza część hasła i wszystko czego się dowiedział, bo drzwinatychmiast zamknięto i zaryglowano.W zasłoniętym oknie zobaczył tylko dwa cienie panny Bsel i pochylony, zgarbiony  zapewne jakiejś starszej kobiety.Opanowała gobezsilna wściekłość.Cóż z tego, że zna adres kontaktowy? Panna Bsel rozpoczęła już swągrę, przeniknęła do polskiej organizacji podziemnej, nawiąże łączność z wysłannikiem zLondynu, a on, Kloss, nie ma żadnej szansy, by jej w tym przeszkodzić.Nie pójdzie przecieżdo ludzi, których nie zna i nie powie:  Strzeżcie się, to niemiecka agentka".Nie zaryzykujezdemaskowania, bo tego mu nie wolno ryzykować, bo ma jeszcze przed sobą szmat roboty,zanim wojna się skończy.58 W uliczce zaterkotał wóz z ogromną beczką; stara część Liska nie miała wodociągu, jegorolę spełniał woziwoda.Kloss słyszał ściszone głosy zza ścian, miasteczko jednak żyło, wciemnych podwórzach, w domach o zasłoniętych szczelnie oknach byli ludzie z niepokojemsłuchający odgłosów z ulicy.Nadchodził patrol i wszystko nagle ucichło, potem rozległ sięgardłowy niemiecki krzyk.Oczekiwanie na pannę Bsel nie miało już sensu.Kloss ustaliłwszystko, co mógł ustalić; zapalił papierosa i spojrzał na zegarek.Powinien zdążyć jeszczepoznać tego Plusza,  naszego agenta od piętnastu lat", jak mówił Langner.Plusz pracował w jedynej dużej knajpie Liska,  Zdrojowej".Kloss trafił tam bez trudu,sala restauracyjna była obszerna i pustawa, kelnerzy kręcili się ospale między stolikami.Jeden z nich.Siadł przy stoliku, wyjął z kieszeni fotografię Plusza, którą wręczył mu wBerlinie Langner, i jeszcze raz przyjrzał się tej twarzy.Aysawy mężczyzna, zapewne już poczterdziestce, grube wargi, okulary.Zobaczył go po chwili i rozkazująco skinął głową.Podszedł natychmiast.- Słucham, panie poruczniku.-Jego niemczyzna była niemal bezbłędna.Kloss bawił się papierośnicą.- Pan się nazywa Plusz, prawda?Tamten potwierdził i niespokojnie spojrzał na sąsiedni stolik, przy którym siadło właśniedwóch niemieckich oficerów.Rozprawiali krzykliwie o sytuacji na froncie wschodnim.- Jestem od Kurta z Berlina - powtarzał Kloss hasło przekazane mu przez Langnera.- Tu nie możemy rozmawiać - szeptał Plusz.- Zaraz podam kawę.A może cośmocniejszego?- Może być kieliszek koniaku.- Koniak mamy także francuski, panie poruczniku.Przyjechał już Konrad.Boję się, żezaczynają mnie podejrzewać.Mamy dobre befsztyki, jeśli chce pan poświęcić kartki.Jutro oósmej na starej przystani.Wie pan, gdzie to jest?- Znajdę - odpowiedział Kloss.4Do starej przystani szło się ścieżką przez łąki, wzdłuż wąskiej, krętej rzeczułki, którapłynęła z gór i wiosną stawała się rwącym, groznym potokiem.Kloss wyszedł wcześniej zmiasteczka i miał teraz sporo czasu, by spenetrować dokładnie miejsce spotkania, obejrzećpodłużny drewniany barak, gdzie przechowywano kajaki, zajrzeć przez wąskie okienka doszatni, a potem usiąść na zmurszałej ławeczce, ukrytej pod drzewem, skąd można byłowidzieć dokładnie dróżkę wiodącą z miasteczka.Postanowił wycisnąć z Plusza możliwie jaknajwięcej, także hasło i kontakt, którymi posługiwała się Hanna Bsel.Plusza trzeba będziepózniej zlikwidować, myślał o tym obojętnie i chłodno, zresztą zajmą się tym ludzie Konrada.Jeśli do nich dotrze.Bo sytuacja stawała się coraz trudniejsza, a ubiegły dzień nie przyniósłnic, co ułatwiałoby zadanie.Zaraz po śniadaniu poszedł na dworzec, o ile można tak nazwać drewniany barakpostawiony na gruzach spalonego budynku.Maciej był, jak zwykle, punktualny, stał podrozkładem jazdy, w tym samym, co w Warszawie, kostiumie starszego pana.Klosspomyślał, że to jednak nieostrożność, że należało przybrać inną postać, ale nic nie powiedział,zresztą nie mieli czasu na rozważania teoretyczne.Maciej oznajmił, że sprawa okazało siętrudniejsza, niż przypuszczał.Do Konrada można dotrzeć tylko za pośrednictwem centrali,musi potrwać dwa - trzy dni, zanim uzyskają hasło i kontakt.Kloss odpowiedział z goryczą,że Bsel zdołała już rozszyfrować Konrada i jego ludzi w miasteczku, a oni muszą czekać.Maciej oczywiście wysłuchał tego bez słowa, a potem oświadczył, że przyjedzie za dwadni.59 - Tylko ubierz się inaczej - rzucił ze złością Kloss.-Aha.I postaraj się dowiedziećwszystkiego, co można, o niejakim radcy Gebhardcie z Berlina.Podobno był tu kiedyś.Nie spojrzał nawet na Macieja i ruszył ku wyjściu.Gdy otwierał drzwi, w okniewychodzącym na peron zobaczył twarz Hanny Bsel.Zniknęła natychmiast.Wtedy poczułniepokój, który tym razem był w pełni uzasadniony.Hanna Bsel go śledziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl