[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spontaniczniepomyślałem, że mógłbym odwiedzić staruszka, wziąłem te-lefon i zadzwoniłem.Ale kiedy? Po obiedzie już było.To bar-dzo ważne?— Ile razy próbował się pan do niego dodzwonić?— Raz, właściwie dwa, na domowy i na komórkę, potempomyślałem, że jak oba ma wyłączone, nie chce być niepoko-jony.Dopiero dziś zadzwoniłem z pracy, żeby się upewnić, że wszystko w porządku.— Dzwonił pan z komórki czy ze stacjonarnego?— Z domu z komórki, nie mamy stacjonarnego, zrezy-gnowaliśmy, bo się nie opłaca.A z pracy ze służbowego.— To powinien pan mieć odnotowaną w telefonie próbępołączenia i zachowaną, bo nie została nadpisana przez kole-jne próby pod ten sam numer.Proszę sprawdzić.Stańczyk sięgnął gwałtownie do kieszeni kurtki, ogarnię-ty irracjonalnym strachem, że skoro o tym nie pomyślał, toza karę zapis połączenia zniknie, zanim zdąży go odczytać.Wyjął komórkę, ale że w zdenerwowaniu naciskał złe klawi-sze, rejestr połączeń wychodzących odnalazł dopiero po dłuż-szym szukaniu.-237-— Mam! Tak, tata dom, telefon siedemnasta zero trzy,tata komórka, siedemnasta zero cztery.— Lekarz powiedział, że pański ojciec nie żyje od osiemna-stu do dwudziestu czterech godzin, teraz jest.— Przygodnychciał spojrzeć na zegarek, ale przestał go nosić, bo palcami zła-manej ręki nie był w stanie ani zamknąć, ani otworzyć zapięcia.— Po piętnastej — podpowiedział Gajda.— Czyli został zamordowany — komisarz policzył w pa-mięci — wczoraj między piętnastą a dwudziestą pierwszą.Skoro o siedemnastej nie odebrał telefonu, prawdopodobniejuż nie żył.Czyli zawęzilibyśmy czas zabójstwa do przedzia-łu między piętnastą a siedemnastą.— O Boże! — przeraził się Stańczyk.— Gdybym tylko za-dzwonił wcześniej i go odwiedził, nic by mu się nie stało!— Bardzo wątpię — stwierdził Przygodny.— I nie mó-wię tego tylko po to, żeby oszczędzić panu wyrzutów sumie-nia.Zabójstwo nie było przypadkowe, wygląda na staranniezaplanowane, a w takim przypadku pana wizyta w niczym bymordercy nie przeszkodziła.Kto wie, czy przychodząc tutajwczoraj, nie podpisałby pan na siebie wyroku.Stańczyk skulił się jeszcze bardziej, jakby przygniótł gododatkowy ciężar.Widać było, że słowa komisarza nie trafiłymu do przekonania.Policjanci zostawili go w tej pozycji i ze-szli na dół do samochodu.Ratajczyk czekał już na nich w komendzie.Wójcik z Wojt-kiewiczem po wpadce na Wolskiej chcieli się wykazać i praw-dopodobnie przywieźli pielęgniarza na sygnale.Komisarzodesłał posterunkowych, pochylił się nad siedzącym na krze-śle Ratajczykiem i udając złość, wycedził przez zęby:— Pan ma mnie za durnia?-238-Pielęgniarz, przestraszony, obejrzał się na Gajdę, którystanął nieco z boku, i wydukał mało składnie:— Ale.o co chodzi?— Chodzi o to, że został zamordowany kolejny człowiek,którym pan się opiekował, a pan mi zaraz powie, że znowujest niewinny!— Bo jestem niewinny! Nie zabiłem.Przygodny przez moment miał nadzieję, że padnie nazwi-sko i sprawa będzie załatwiona, ale Ratajczyk albo nie wie-dział, kto padł ofiarą morderstwa, albo w porę się zreflektował,że nie ma prawa tego wiedzieć.— Nikogo nie zabiłem.Kto został zamordowany?— Przecież pan świetnie wie.Łukasz Stańczyk.— Co?! — pielęgniarz schował twarz w dłoniach.— Bied-ny staruszek.— Coś ostatnio w pana kręgu dużo tych biednych starusz-ków — zauważył z przekąsem komisarz.— Padają jak muchy,a co ciekawsze pan jest z każdym trupem bogatszy.Ratajczyk uniósł z powrotem głowę, a w jego oczach bły-snął triumf.— I tu trafił pan kulą w płot.Pan Stańczyk nic mi nie za-pisał i na jego śmierci nie mogłem się wzbogacić.— A obraz? Powiesił pan na ścianie inny i myślał, że niezauważymy jego braku?— Obraz? Jaki obraz?To było dobre pytanie.Przygodny sam chciałby wiedzieć.— Odkrył pan, że Stańczyk posiada cenny obraz i posta-nowił wejść w jego posiadanie.Ratajczyk poderwał się z krzesła.— O nie! Nie wrobicie mnie w to! Morderca jest sprytnyi nie możecie go złapać, więc znaleźliście sobie kozła ofiarnego!Gajda chwycił pielęgniarza za ramiona i siłą posadził z po-wrotem na krześle.Komisarz ponownie się nad nim pochylił.-239-— Chce pan ten obraz sprzedać czy sobie zatrzymać? Jakci kolekcjonerzy, którym marzy się sławne malowidło i zleca-ją kradzież, chociaż potem i tak nie będą mogli się pochwalić,że mają je w swoich zbiorach?— Nic nie wiem o żadnym obrazie, naprawdę — pielęgniarzpowiedział to zrezygnowanym tonem, jakby stwierdził, że nie-zależnie od jego zapewnień policjanci i tak mu nie uwierzą.— Ale w obu przypadkach — komisarz puścił tę deklara-cję mimo uszu — jest pan ugotowany.Nasi informatorzywśród handlarzy sztuką już wypatrują zaginionego obrazu,a prokurator wystawia w tej chwili nakaz przeszukania pań-skiego mieszkania.Blef nie do końca się udał.— Niech sobie wystawia, nic u mnie nie znajdziecie! —Ratajczyk na nowo zerwał się do walki.— Gdzie pan był wczoraj — włączył się Gajda — międzypiętnastą a siedemnastą?— Na korcie tenisowym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl