[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zgadzam się na wszystko, coś postanowił, powiedz więc.- Przedewszystkiem powinien Joe otrzymać wiadomość od nas.- To się rozumie, mógłby pomyśleć, żeśmy go opuścili.- To niemożliwe, zna nas zbyt dobrze, aby podobne myśli mogły przyjść mu do głowy, pomimo topowinien się dowiedzieć, gdzie jesteśmy.- Ale jakim sposobem?- Zajmiemy znowu miejsca w łodzi i wzniesiemy się w powietrze.- A gdy nas wiatr uniesie?- Tego nie będzie.Wiatr posunie nas w kierunku jeziora, a okoliczność ta jest bardzo pomyślną.Przezcały dzień będziemy się wznosili nad tą olbrzymią powierzchnią wód.Joe może nas tam najłatwiejzauważyć, gdyż oczy jego będą wciąż ku górze zwrócone, a może mu się uda nas zawiadomić o miejscuswego pobytu.- Jeżeli jest sam i wolny, nie omieszka tego uczynić.- A nawet gdy jest uwięziony - dodał doktór - ujrzy nas zaraz i domyśli się celu naszych poszukiwań.Tuziemcy nie mają zwyczaju zamykać swych więzniów.O 7-mej godzinie rano odczepiono kotwicę,"Victoria" wzniosła się w powietrze na 200 stóp i niebawem zagnaną została ponad jezioro, nad któremprzebiegała z szybkością 20 mil na godzinę.Doktór wznosił się i spuszczał z wysokości 500 do 200 stóp.Kennedy często strzelał.Przybywszy ponadwyspy, przyjaciele spuszczali balon i dokładne robili poszukiwania.- Wszystko daremne! - rzekł z rozpaczą po upływie dwóch godzin Kennedy.- Bądz cierpliwy, Dicku, nie powinniśmy tracić nadziei.Jesteśmy bardzo blisko od miejsca wypadku.Dogodziny 11-tej "Victoria" przebyła około 90 mil, wpadła tylko w inny prąd, który gnał ją na wschód.Balon unosił się teraz nad wielką i gęsto zaludnioną wyspą, którą doktór poznał jako wyspę Farram zestolicą Boddiomahów.Lecz i tu nie natrafiono na żaden ślad Joe'go.Około godziny 3-ciej ujrzanowioskę Tangalia, położoną na wschodnim brzegu Tschadu, był to krańcowy punkt, do którego doszedłpodróżnik Denham.Doktór zaczął się niepokoić zmianą kierunku wiatru, który go mógł zagnać wnieprzejrzane puszcze środkowej Afryki.- Musimy się teraz zatrzymać, a nawet wylądować; zwłaszcza w interesie Joe'go jest to konieczne,ażeby powrócić przez jezioro, należy tylko znaleść przeciwny prąd wiatru.Przez godzinę całą szukał doktór w rozmaitych strefach i nakoniec na wysokości 1000 stóp natrafił nasilny wiatr, który gnał balon na północo-zachód.Przekonano się teraz, że Joe nie znajdował się nawyspach jeziora, gdyż znalazłby środek stwierdzenia swej bytności.- Może go na ląd uprowadzono - myślał doktór, spoglądając na północny brzeg Tschadu.Około godziny 5-tej wieczorem Fergusson oznajmił miasto Lari.Silny wiatr gnał dalej balon, aniżelipragnął tego doktór, ale teraz znów nastąpiła zmiana prądu i "Victoria" uniesioną została ściśle do tegosamego punktu, gdzie wczoraj nocowano.Z nadejściem nocy wiatr się uspokoił i dwaj przyjaciele czuwali w rozpaczliwem usposobieniu.ROZDZIAA XXXIIIO godzinie 3-ciej rano dął wiatr z taką siłą, że "Victoria" z trudem mogła się na ziemi utrzymać.- Musimy się stąd oddalić - rzekł doktór - nie możemy tu dłużej pozostać.- A Joe?- Nie opuszczę go, stanowczo nie opuszczę, chociażby miał mnie orkan zagnać o sto mil stąd, powrócę.Ale gdy pozostaniemy tu, wszyscy się narazimy.- Bez niego udać się w dalszą podróż! - zawołał żałośnie Szkot.- Mój drogi, dla mnie jest to niemniej bolesne, ale musimy się poddać konieczności.Odjazd jednakże był połączony z wielką trudnością.Głęboko zapuszczonej kotwicy pomimo usiłowań,nie można było odczepić i Fergusson był zmuszony przeciąć linę."Victoria" wzniosła się odrazu na 300stóp i skierowała się bezpośrednio na północ.Doktór nie mógł temu przeszkodzić i, założywszy ręce, pogrążył się w ponurem rozmyślaniu.Po upływie paru minut przemówił do Kennedy'ego w te słowa:- Może zle zrobiliśmy, żeśmy się w taką podróż puścili?.- Przed paru dniami uważaliśmy się za szczęśliwych, żeśmy uniknęli wielkiego niebezpieczeństwa -odpowiedział strzelec.- Biedny Joe, prawa natura, dobre serce! Jeżeli na chwilę dał się oślepićbogactwami, to jednak dobrowolnie poświęcił swe skarby.Teraz jest daleko od nas i wiatr unosi nascoraz dalej, ale my znów powrócimy, nieprawdaż?- Tak, Dicku, nawet gdyby nam przyszło iść pieszo do jeziora Tschad i zetknąć się z sułtanem Bornu.- Będę ci towarzyszył wszędzie - zapewniał z siłą strzelec.- Możesz na mnie liczyć! Joe poświęcił się dlanas, my poświęcimy się dla niego! Postanowienie to dodało otuchy dwom przyjaciołom, czuli sięsilniejszymi dzięki wspólnej myśli.Fergusson starał się znaleść prąd przeciwny, któryby mógł go zbliżyć znowu do jeziora, ale było toteraz niemożliwem ze względu na orkan, szalejący przerazliwie."Victoria" przeleciała kraj Tibbusów, przecięła Belad-el-Dscherid i przybyła do morza piaszczystego;ostatni pas roślinności znikał w oddali.Balon sunął jak gwiazda ruchoma i w ciągu 3-ech godzin przebył60 mil.- Nie możemy się zatrzymać! nie możemy się spuścić! - wołał doktór.- %7ładnego wzniesienia, anijednego drzewa! Czyż, przebywszy pustynie, niebiosa sprzysięgły się przeciwko nam?Tak mówił doktór w rozpaczy, nie mogąc powstrzymać pomimo wszelkich wysiłków biegu balonu.Orkan szalał straszliwie, Kennedy z rozwianym włosem spoglądał nieruchomie, milcząc, a doktór,zdawało się, iż w tem grożącem niebezpieczeństwie odzyskiwał spokój i odwagę.Twarz jego byłaspokojna, nawet wówczas, gdy "Victoria", zakręciwszy się, nagle zawisła.Wiatr północny przeważyłteraz i gnał obecnie balon w przeciwnym kierunku, ale z równie wielką szybkością.- Dokąd dążymy? - pytał Dick zaniepokojony.- Niechaj Opatrzność nami kieruje, kochany Dicku, nie należało nawet na chwilę w nią wątpić.Ona wielepiej, co dla nas zbawienne i prowadzi obecnie do miejsc, których nie spodziewaliśmy się ujrzeć.Do niedawna roztaczające się niziny zaczęły ustępować miejsca małym pagórkom; wiatr dął jeszczewciąż gwałtownie i "Victoria" sunęła w przestworzu nadzwyczaj szybko.Droga, którą obecnie przebywali podróżni, była inną, zamiast brzegu Tschadu widziano wciąż pustynię.Kennedy zwrócił uwagę przyjaciela na tę okoliczność.- To nic - uspokajał go doktór - najważniejszą jest dla nas rzeczą przybyć znowu na południe,prawdopodobnie ujrzymy miasto Wuddie lub Kuka i nie omieszkamy tam się zatrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- § Venturi Maria Zwycięstwo miłoœci 01 Zwycięstwo miłoœci
- Kraszewski Józef Ignacy U babuni piękny spadek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- amerraind.pev.pl