[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw opowiedział Peteyowi, że najprawdopodobniej to jego własny ojciec przywiózł małpę z zagranicy w prezencie dla swoich synów.Nie była to zbyt wyjątkowa zabawka - nie miała w sobie nic osobliwego ani cennego.Na tym świecie muszą istnieć setki tysięcy nakręcanych małp, część z nich pochodzi z Hong Kongu, inne z Tajwanu, jeszcze inne z Korei.Lecz gdzieś po drodze - może nawet w mrocznym składziku domu w Connecticut, gdzie obaj chłopcy rozpoczynali swoje dorastanie - coś się z nią stało.Coś złego.Możliwe, powiedział Hal próbując przekonać wóz recepcjonisty, by przyspieszył do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę - że jakieś złe rzeczy - nawet najgorsze - tak naprawdę nie są świadome tego, czym się stały.Na tym zakończył temat, bo Petey i tak więcej by nie zrozumiał, lecz jego umysł wędrował utartym szlakiem.Pomyślał, iż zło mogło w istocie często przypominać małpę, pełną sprężyn i zębatek; przekręcasz kluczyk, mechanizm się obraca, talerze uderzają o siebie, szyderczy uśmiech, głupie szklane roześmiane oczy.a może tylko wydają się roześmiane.Opowiedział Peteyowi o tym, jak znalazł małpę i niewiele więcej - nie chciał dodatkowo przerażać i tak wystraszonego chłopca.Ucierpiała na tym opowieść - stała się chaotyczna i niejasna, ale Petey nie zadawał pytań; może sam uzupełniał braki, pomyślał Hal, tak samo jak on wciąż na nowo śnił o śmierci matki, choć przecież nie było go tam.Wuj Will i ciocia Ida przyjechali na pogrzeb.Potem wuj Will wrócił do Maine - właśnie zaczęły się żniwa - a ciocia Ida została z chłopcami dwa tygodnie, by uporządkować sprawy siostry przed przeprowadzką do Maine.Przede wszystkim jednak wykorzystała ten czas przyzwyczajając ich do własnej osoby - byli tak oszołomieni nagła śmiercią matki, że sprawiali wrażenie otępiałych, sennych.Gdy nie mogli zasnąć, zjawiała się z ciepłym mlekiem; kiedy Hal ocknął się o trzeciej nad ranem dręczony koszmarami (koszmarami, w których matka zbliżała się do dystrybutora nie dostrzegając małpy unoszącej się i podskakującej w zimnej szafirowej głębinie, uśmiechniętej, walącej w talerze; każde machnięcie rąk pozostawiało za sobą pasmo bąbelków); była przy nim; gdy trzy dni po pogrzebie Bill najpierw dostał gorączki, a potem serii bolesnych zajadów i wreszcie pokrzywki - była przy nim.Oswajała chłopców i nim opuścili Hartford, zmierzając autobusem do Portland, zarówno Bill jak i Hal przyszli do niej, każdy z osobna, i płakali jej na kolanach, a ona tuliła ich i kołysała.W ten sposób zadzierzgiwały się więzy.Na dzień przed ostatecznym wyjazdem z Connecticut "w dół, do Maine" (jak to wówczas nazywali) przed domem zjawił się śmieciarz w rozklekotanej ciężarówce i zabrał wielki stos niepotrzebnych rzeczy, które Bill z Halem wynieśli na chodnik ze składziku.Kiedy wystawili już wszystkie śmieci, ciotka Ida poprosiła, by raz jeszcze przejrzeli składzik i wybrali sobie wszystkie pamiątki, suweniry, które chcieliby zatrzymać.Nie mamy miejsca na wszystko, chłopcy, oznajmiła, i Hal przypuszczał, że Bill wziął ją za słowo i przejrzał wszystkie fascynujące pudła, które ojciec zostawił tam przed swoim zniknięciem.Hal nie dołączył do starszego brata; stracił ochotę do grzebania w składziku.Podczas pierwszych dwóch tygodni żałoby przyszła mu do głowy straszna myśl: może ojciec nie zniknął tak po prostu, ani nie uciekł, bo dręczył go niepokój , a on odkrył, iż małżeństwo to rzecz nie dla niego.Może dostała go małpa.Gdy usłyszał ciężarówkę śmieciarza, z rykiem, hukiem i pierdnięciami zmierzającą w ich stronę, Hal sprężył się, chwycił z półki małpę, która tkwiła tam od dnia śmierci matki (nie ważył się jej dotknąć nawet po to, by znów wsadzić zabawkę do składziku) i zbiegł z nią na dół.Will i ciocia Ida zauważyli go.Na beczce pełnej połamanych pamiątek i zapleśniałych książek tkwił karton po purinie, pełen podobnych śmieci.Hal wepchnął małpę z powrotem do pudła, z którego pochodziła, histerycznie rzucając jej wyzwanie, by zaczęła bić w talerze (no dalej, no dalej, wyzywam cię, wyzywam cię na śmierć i życie!), ale małpa jedynie czekała, nonszalancko opierając się o kartonową ściankę, zupełnie jakby wyglądała autobusu, a jej wargi wciąż wykrzywiał ów okropny, wszechwiedzący uśmiech.Hal stał obok, drobny chłopiec w starych sztruksach i rozdeptanych juniorkach.Patrzył, jak śmieciarz, włoski dżentelmen, który nosił na szyi krzyż i pogwizdywał przez szparę między zębami, zaczyna ładować pudła i beczki na pakę średniowiecznej ciężarówki otoczoną deskami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl