[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No to już wiesz  odparł McCoy. Gdy tylko się stąd wydostaniesz, pojedziesz doWaszyngtonu. Mogę jechać choćby dziś. Masz prawo do trzydziestodniowego urlopu zdrowotnego  powiedział McCoy.Chcesz mi coś o tym powiedzieć? O co ci chodzi? Co ci mam o tym mówić? Chociażby dlaczego nie korzystasz z niego, nie gonisz za spódniczkami i nie zalewaszpały? O lasce trudno cokolwiek dogonić, a jak zaleję pałę, to co chwila się przewracam. Chodziło mi o to, dlaczego siedzisz tu i kleisz modele samolotów?  dociekał McCoy. Ken, to nie twoja sprawa  zwróciła mu uwagę Ernie.Moore patrzył na McCoya chyba zpół minuty, a wreszcie wzruszył ramionami. Powrót do domu zakończył się katastrofą  powiedział wreszcie. Nie będę się wdawałw szczegóły.Zanim wyjechałem, miałem& Miałem romans z pewną kobietą.Niestety, mężatką,która, co gorsza, wróciła do męża.To co mi zostało? Daleko chodzić nie mogę, a tutaj tuż zabramą jest parę barów, do których można normalnie pójść, wypić parę drinków i nie patrzą naciebie jak na nieboskie stworzenie& jak to, jak na nieboskie stworzenie?  zapytała Ernie. Ranni na wojnie są w Stanach ciągle nowością  wyjaśnił Moore. A mnie głupio w rolirannego bohatera, bo& Bo cholernie dobrze wiem, że żaden ze mnie bohater. Dostałeś przecież Brązową Gwiazdę  zwrócił uwagę McCoy. Ale nie za żaden bohaterski wyczyn  powiedział Moore, po czym skierował rozmowę nainne tory:  No więc siedzę tu, wieczorami popijam w okolicznych barach, a w dzień bawię sięw modelarza.Czy to wbrew regulaminowi? Ja swojego też muszę zmuszać do noszenia baretek  powiedziała Ernie. Wiesz co,powiem ci, co zrobimy, John.Założysz ten swój mundur i spędzisz dzień z nami.Nie obchodzimnie, czy masz na to ochotę, czy nie, ale będę dziś dziewczyną uwieszoną u ramion dwóch rannych bohaterów.McCoy zauważył, że twarz Moore a rozjaśniła się na tę myśl. Będziecie tu cały dzień?  zapytał. Ken musi jutro jechać do Parris Island  wyjaśniła Ernie. I pewnie nie będę mógł się z tobą zabrać?  zapytał McCoya Moore.W tej chwili drzwi otwarły się z impetem.Do pokoju wpadła komandor porucznik ElizabethH.Jensen, krępa kobieta pod czterdziestkę.Stanęła na środku i złożyła ramiona na piersiwykrochmalonego białego munduru, patrząc z wyrzutem na McCoya. Co tu się dzieje? Proszę mi to natychmiast wytłumaczyć, poruczniku! Właśnie mamy się zamiar napić na powitanie nowego dnia, pani komandor  oświadczyłMcCoy, podsuwając pielęgniarce pod nos swoją legitymację w skórzanym portfeliku. A copoza tym dzieje się w tym pokoju, to nie pani interes, jeżeli będziemy potrzebowali pani pomocy,poślę po panią.4Wojskowy Szpital Ogólny,Melbourne, Wiktoria, Australia7 września 1942 rokuMajor Dillon, świeżo ostrzyżony, ogolony i ubrany w doskonale skrojony letni mundur, poporannym locie z Townesville samolotem RAAF*, załatwionym przez Feldta, siedział przymałym stoliku klubu oficerskiego, dzierżąc krzepko szklaneczkę z whisky.Naprzeciwkosiedziały dwie młode, atrakcyjne pielęgniarki.Jedną z nich była smukła, wysoka blondynka zpięknymi włosami związanymi w kok, porucznik Joanna Miller, anestezjolog.Drugą  równieurodziwa, ale krócej obcięta blondynka, niższa i trochę tęższa, porucznik Barbara T.Cotter,pielęgniarka psychiatryczna.Obie były oficerami rezerwy, czasowo przydzielonymi do szpitalawojskowego specjalistkami, toteż odkąd dostały wspólny pokój, przypadły sobie do gustu izaprzyjazniły się.Czwarty Ogólny był jedną z niewielu amerykańskich instytucji wojskowych, które odpoczątku nie zaznały problemów kwatermistrzowskich.Ulokowano go w budynku szpitalaklinicznego w Melbourne, wykończonym zaledwie rok wcześniej, pod koniec 1940 roku.Królewski Szpital Kliniczny był ogromny, nowoczesny i doskonale wyposażony, a Amerykanomprzekazano go w użytkowanie na czas wojny.Jedyne, czego mu brakowało, to kwatery oficerskiei klub, ale i te szybko zorganizowano w budynkach Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu wMelbourne, który mieścił się na terenie szpitala.W tam właśnie umieszczonym klubie siedzieliteraz Dillon i obie dziewczyny. O, patrz, Jake  powiedziała porucznik Miller, wskazując głową wysokiego, przystojnegoporucznika piechoty morskiej ze skrzydłami spadochroniarza, który wszedł właśnie o lasce doklubu  może ten przystojniak? Trzymaj się z dala od niego, złotko  odparł Dillon, rozpoznając przybysza. Dlaczego tak mówisz, Jake?  zapytała zdziwiona porucznik Cotter. A, nie wiem& jest w nim coś, co mi się nie podoba  odparł dopiero po chwili. Znasz go?* RAAF  Royal Australian Air Force  Królewskie Australijskie Siły Powietrzne [przyp.tłum.]. Dillon powściągliwie kiwnął głową. Kiedyś go spotkałem w Stanach.Właśnie sobie przypomniałem gdzie to było i z jakiejokazji& Zdaje się, że szukałeś  przystojnego bohatera , tak?  zapytała Joanna. Przystojnego, rannego bohatera, złotko  odparł Jake, kładąc nacisk na drugie słowo. Apoza tym przystojnego, a nie olśniewająco pięknego. Przepraszam, nie mam doświadczenia w tych sprawach.Pierwszy raz jestem z facetem,który szuka przystojnych chłopców  powiedziała Barbara i obie parsknęły śmiechem. Bardzo wam dziękuję, dziewczyny  odparł Jake. Same płacicie rachunek. Ten na końcu baru chyba się nie kwalifikuje, co, Jake?  zapytała Barbara.Dillon obejrzałsię we wskazanym kierunku.Przy kontuarze stał oficer, lotnik piechoty morskiej, wlepiając oczy w drinka.Na nosie miałwielki opatrunek, przytrzymywany plastrami, sięgającymi skroni i szczęki.Spod bandażawystawał jeden wielki siniec, rozciągający się od dolnej wargi aż nad oczy. Jezu, a temu co się stało?  przeraził się Dillon. Nie jest z nim aż tak zle, jak wygląda  odparła Joanna. Przy lądowaniu uderzył twarząw tablicę przyrządów.Kość nosowa była pęknięta w kilku miejscach, ale już mu to ponastawiali. Hej, ja go znam  stwierdził nagle Jake i zaczął się podnosić. Przepraszam na chwilę.Wstał i podszedł do młodego oficera przy barze. Jestem Jake Dillon, poruczniku.Czy my się przypadkiem skądś nie znamy?Porucznik popatrzył na niego przez chwilę. Nie, panie majorze.Chyba nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl