[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dokąd pani idzie?! Doprawdy jest pani dziwną kobietą.357Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.Czy zastanowi się paninad moją propozycją? Oczywiście, bardzo poważnie. Raz mi to już pani obiecała.Ale proszę nie zwlekaćzbyt długo.Jutro muszę wyjechać na kilka dni do Paryża.Wezwano mnie na królewską radę.Jeśli zdecydowałaby siępani ze mną wyruszyć, umieściłbym panią w Berry. Nie mogę zdecydować tak szybko. A czy mogę być chociaż pewny, że da mi pani odpowiedz po moim powrocie? Postaram się. Proszę pamiętać, że odpowiedz musi być twierdząca!Baumier jest zręczny i.grozny.Boję się o panią.Spróbował jeszcze ją objąć, ale wyrwała się i zamknęładrzwi.Przez chwilę stała nieruchomo w ciemności dziedzińca.Potem, niby szalona, pobiegła w stronę domu.W drzwiach zderzyła się z panem Gabrielem, który przytrzymał ją za łokieć. Co pani powiedział? Dlaczego była pani tam takdługo? Z pewnością przekonywał panią, by z nim wyjechała,czy nie tak?Gwałtownie wyrwała się i rzuciła w kierunku schodów.Ale znowu przytrzymał ją, oburzony. Proszę odpowiadać! Co mam odpowiedzieć? Ach! Jakże wy wszyscy jesteście szaleni! Jesteście jeszcze mniej rozsądni niż dzieci,wy, mężczyzni.A przecież śmierć jest tuż! Czyha na was.Może przyjść choćby jutro.Nieprzyjaciele gotują wam pułapki.Wpadacie w nie, wikłacie się w zbrodnie i donosy.I o czym myślicie.? O rywalu, o pocałunku. Pocałował panią? A gdyby nawet pocałował, co to za różnica? Jutrowszyscy znajdziemy się w więzieniu, jutro będziemy warcimniej niż kamienne płyty, na których wyryją nasze nazwiska.Zostaniemy żywi zamurowani w więzieniu.Pan niewie, co to znaczy więzienie, ale ja wiem.Ponownie mu się wyrwała.By ją zatrzymać, musiał użyćcałej siły mocarnych ramion.W półcieniu, rozjaśnionym chwiejnym blaskiem oliwnej358lampy wiszącej na podeście, twarz Angeliki, z widniejącymna niej wyrazem zagubienia, podkreślającym jeszcze urodę,wydawała się przywołana jakby z innego świata.Trzymałw ramionach zjawę, ukazującą się oczom ludzkim jedyniedzięki magii czarodziejskiej nocy cudów.Teraz duchem niebyła już pośród nich. Dokąd pani biegnie? Wprawi pani wszystkich w osłupienie. Muszę zabrać moją córkę i Laudera, trzeba wyjechać.Nie zapytał dokąd.Przyglądał się jej uważnie, jakby niewidział zbyt dobrze.Jej zesztywniałe z bólu rysy.jej rozszerzone strachem oczy.Była znowu tą kobietą, którąoszołomił ciosem kija na drodze koło Piasków Olońskich,a której zielone oczy, zanim przykryły je powieki, spojrzałyna niego boleśnie.Była też tą nieszczęśliwą kobietą, brnącąpo błotnistej drodze z Charenton, symbolizującą wszystko,co kojarzy się ze zranioną pięknością, wyszydzoną niewinnością czy skazaną słabością; kobietą, która jakże częstopojawiała się w jego snach, którą wreszcie nazwał przeznaczoną od losu", której słów oczekiwał z niepokojem.W snach widział jedynie, że otwierała usta, nie słyszał jednak, co mówiła.A dziś wieczorem zaczęła mówić.Usłyszał wreszcie słowa,które przeznaczone były dla jego uszu od wielu lat: Trzebawyjechać". Teraz, głęboką nocą? Pani jest szalona. Sądzi pan, że powinnam czekać, aż wejdą tu dragonikróla i wszystkich wymordują? Czekać, aż Baumier przyjdzie mnie aresztować i wydać w ręce królewskiej sprawiedliwości? Czekać, aż zobaczę Lauriera odjeżdżającego z płaczem nie wiadomo dokąd, tam gdzie wozi się hugenockiedzieci, które każdego wieczoru opuszczają miasto.? Widziałam już dość dzieci płaczących, krzyczących i wzywających ratunku.Poznałam już wystarczająco dużo więzień,strażników, oczekiwań i niesprawiedliwości.Pan równieżmoże je poznać to pański wybór.Ale ja wyjeżdżamrazem z dziećmi.Wybieram morze. Morze? Za morzami są nowe, nieznane ziemie, nieprawdaż?359Ludzie króla nie dosięgną nas tam.Tylko tam będę mogłaznowu spokojnie patrzeć na słoneczny blask i rozkwitającekwiaty.Nawet jeśli nie będę miała nic innego, to mi wystarczy. Pani bredzi, moje biedactwo.Jako że nie gniewał się na nią, a jego głos był pełenczułości, podniecenie Angeliki nieco słabło.Poczuła się nieskończenie znużona, pusta w środku. Dzisiejsze wydarzenia były niezwykle męczące ciągnął pan Gabriel. Pani jest u kresu sił. To prawda.Jestem u kresu wyszeptała. Towszystko wyjaśnia, panie Gabrielu.Nie jestem szalona,ujrzałam po prostu, dokąd dotarłam.do kresu.Za mnąjest jedynie sfora rozjuszonych psów, wciąż bliższa i bliższa.Przede mną morze.Muszę zatem wyjechać.Muszę uratowaćdzieci.Muszę uratować moją córkę.Nie mogę znieść myślio tym, że mogłaby, opuszczona przez wszystkich, oddzielona ode mnie, porzucona na pastwę obojętnych istot, płakać i wzywać mnie w swojej samotności dziecka bez ojca.to właśnie dlatego nie mam prawa pozwolić się uwięzić.ani nawet zabić.Dorzuciła, znowu wymykając mu się z objęć: Proszę mnie więc zostawić, proszę mnie zostawić.Muszę biec do portu. Do portu? Po co? Muszę znalezć dla nas miejsce na pokładzie. Myśli pani, że to takie proste? Kto panią wezmie?W jaki sposób zapłaci pani za przejazd? Mogę choćby sprzedać się kapitanowi żaglowca.Potrząsnął nią, zupełnie zdezorientowany. Jak ośmiela się pani wymawiać słowa tak skandaliczne? Woli pan, bym sprzedała się panu de Bardagne'owi?Jeśli już mam się sprzedać mężczyznie, to wolę temu, któryzabierze mnie jak najdalej stąd. Zabraniam pani to zrobić, rozumie pani, zabraniam! Zrobię wszystko, byle tylko wyjechać! wykrzyczaładonośnie.Gromkie echo rozbrzmiewało dobrą chwilę pomiędzy360obitymi kilimami a starymi ścianami domu, z których wyglądały, otoczone drewnianymi ramami, blade lub czerwonetwarze armatorów i kupców.Nigdy rochelleńskie pokolenianie słyszały podobnego krzyku i równie obrazliwych słów.Pastor, Abigail, pani Anna nadbiegli ze świecami w dłoniach i przechylili się przez balustradę podestu. Oczywiście powiedział pan Gabriel pani wyjedzie.Wszyscy wyjedziemy. Wszyscy.? powtórzyła Angelika, nie wierząc własnym uszom.Twarz kupca była skurczona bólem, ale emanowała z niejrozwaga. Tak, wyjedziemy.Porzucimy dom naszych przodków, owoce naszej pracy, nasze miasto.Pojedziemy, byodnalezć się na nowo, na dalekich ziemiach wygrać życie.Proszę się już nie niepokoić, pani Angeliko, moja najdroższa.najpiękniejsza.To po pani stronie jest racja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Vina Jackson Osiemdziesišt Dni 05 Osiemdziesišt Dni Białych
- Christine Feehan Dark 05 Dark Challenge
- Lensman 05 Smith, E E 'Doc' Second Stage Lensman 1.0
- John Norman Gor 05 Assassin of Gor
- Isaac Asimov Foundation 05 Foundation And Earth
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (07) Moreta Pani Smoków z Pern
- Mercedes Lackey Cykl Heroldowie z Valdemaru (05) Ostatni Mag Heroldów (2) Obietnica magii
- Anne McCaffrey Statek 2 Statek bliŸniaczy
- Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
- SR053. Woods Sherryl Aż do końca moich dni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- karro31.htw.pl