[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego matka nie miała czasu ani ochoty nadomowe wypieki czy stanie przy kuchni nad zupą.Może na samym początku tak nie było, ale słabo pa-miętał te czasy.Bywało też, choć zdarzało się to rzadko, że pro-wadząca dom gosposia nie zostawiała im gotowegodo podgrzania obiadu, a ojciec do pózna siedział wpracy.Wtedy zamawiali do domu pizzę albo ku-powali jedzenie na wynos w chińskiej restauracji.Czasami raczyli się hamburgerami i frytkami z baruszybkiej obsługi.Ale nawet wtedy zasiadali do je-dzenia w jadalni, przy potężnym mahoniowym stole,którego od dziecka nie cierpiał.Tu, w tej niewielkiej kuchni, było zupełnie inaczej- jakoś dziwnie przytulnie i kameralnie.Z przyjem-nością siedział i patrzył na krzątającą się kobietę,nakładającą na talerzyk domowe ciasteczka i nalewa-jącą parującą, aromatyczną kawę do filiżanek.Roz-luznił się.Była ubrana podobnie jak pierwszego dnia.Do-SR pasowane dżinsy podkreślające figurę i długi sweter.Ten był jaskrawopomarańczowy, podobnie jak tamtekwiaty w pokoju, ozdobiony abstrakcyjnym wzoremo intensywnie niebieskiej barwie.Z trudem się pohamował, by nie przesunąć ręką pojego zarysie, od wycięcia przy szyi aż do talii takwąskiej, że chyba bez problemu objąłby ją dłońmi.Zmusił się, by opuścić wzrok niżej.Mimo chłodupanującego w mieszkaniu, nie miała na nogach bu-tów, tylko pomarańczowe skarpetki.Było w tym cośniebywale zmysłowego.Spójrz prawdzie w oczy, przemówił do siebie wduchu.Taka właśnie jest ta dziewczyna i nie ma cozaprzeczać.Czuł to za każdym razem, kiedy tylkobył obok niej, i nie miał na to najmniejszego wpły-wu.Praca z nią będzie prawdziwą torturą.Wy-szukaną i bolesną.- Dziękuję - powiedział, kiedy wreszcie usiadła nawprost niego.- To co, zawieramy rozejm?- Na razie tak - potwierdziła.- To na twojegodziadka powinnam była nakrzyczeć.- Podam ci jego telefon - zaofiarował się usłużnie.- Mogę nawet sam wykręcić numer - dodał z uśmie-chem.- Więc co teraz zrobimy?Kiedy na własne oczy zobaczył warunki, w ja-SR kich żyje, i zrozumiał, jak bardzo potrzebne są jejpieniądze, nie miał wyjścia.- Dostaniesz tę pracę - zdecydował.- Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? - zapytała,patrząc na niego niespokojnie.- Chyba nie tegochcesz.- Jakoś wytrzymam.- Nie mógłbyś być chociaż trochę zadowolony?- Nie spodziewaj się po mnie cudów.Skinęłagłową, ale nie patrzyła na niego.- Dobrze, to co dalej?- Wydaje mi się, że przede wszystkim powinnaśzacząć od poznania zakładów.Myślę, że to mogłobybyć pomocne, podsunęłoby ci może jakiś pomysł.Potem przedstawię ci harmonogram zaplanowanejprzeze mnie kampanii reklamowej.Zobaczymy, co otym sądzisz.Nie będę cię naciskał i wyznaczał ja-kichś niemożliwych do dotrzymania terminów.Wszystko po kolei, spokojnie.Potem zorganizujemyspotkanie z moim ojcem i dziadkiem.- Mam wrażenie, że im rzadziej będę spotykaćtwojego dziadka, tym lepiej.- Zgadzam się z tobą, ale nie ma innego wyjścia.Dziadek lubi być zaangażowany we wszystko, co siędzieje.To jego ojciec założył tę firmę i potem prze-kazał mu ją.Biorąc pod uwagę dotychczasowySR stan rzeczy, ja i mój ojciec nie mamy szans na rzą-dzenie w dwudziestym wieku.Może w następnym.- Dziadek nie myśli o emeryturze?- Wspomina o tym od czasu do czasu, ale potemznów zaczyna się coś dziać, ma nowe pomysły i niemoże ich zostawić.Jason mówił z goryczą w głosie.Kochał dziadka,ale jego sposób prowadzenia firmy nie dawał ani je-mu, ani ojcu poczucia współodpowiedzialności zapodejmowane decyzje.Nic dziwnego, że miał jużtego dość.Każdego znudziłaby taka praca.Cokol-wiek robił, zawsze odnosił wrażenie, że dziadek za-gląda mu przez ramię.- Kiedy mogłabyś zacząć?- Na pełnym etacie za dwa tygodnie, ale jeśli jestcoś pilnego, spróbuję to zrobić wcześniej.- A jutro?- Pracuję.- Spotkajmy się w czasie przerwy na lunch.Oprowadzę cię po zakładach.Zamówię coś do je-dzenia.- To pół godziny jazdy autobusem w jedną stronę.Nie starczy mi czasu.- Nie masz samochodu?- Nie.- To przyślę kogoś po ciebie albo.Mam jesz-SR cze lepszy pomysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl