[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyjednak zbliżyłem się do placu, na którym stal ich dom, opuściła mnieodwaga; zlany zimnym potem biegiem wróciłem na Kimbark.Nie zdejmując kurtki i wciąż sapiąc po biegu, ponownie wykręciłemnumer Anny.Tym razem nie usłyszałem  halo".- Kto dzwoni? - spytała.- Dobry wieczór, Anno - powiedziałem cicho, bezbarwnym tonem.Przez chwilę milczała.- Kto mówi?Przełknąłem ślinę.W pobliżu nie było krzesła, więc przykucnąłem napodłodze.- David Axelrod.Znów milczała.Z Anną nigdy nie było wiadomo, czy te długie pauzyświadczą o zaskoczeniu, czy też są świadomym zabiegiem, próbąskonfundowania rozmówcy.Przypomniawszy sobie tę cechę jejcharakteru, poczułem dreszcz emocji: znam Annę.- Cześć, David - odparła.Zapewne brwi miała uniesione, głowę zaślekko przechyloną na bok.- Nie przeszkadzam?- Skąd dzwonisz?- Z domu.Z Chicago.Mieszkam na Kimbark.- A więc cię wypuścili?- Tak, w sierpniu.- Nie doczekawszy się reakcji, spytałem: - Oburzacię to?- %7łe jesteś na wolności?- Tak.- Nie wiem.- To tylko zwolnienie warunkowe. - Myślałam, że pobyt w szpitalu sam w sobie jest zwolnieniemwarunkowym.Zaległo milczenie.Słuchałem cichego elektronicznego szumu na liniimiędzymiastowej.- Powiedz, jak się miewasz?- David, ta rozmowa jest zbyt niespodziewana - stwierdziła i odłożyłasłuchawkę.Przez chwilę stałem oszołomiony, po czym znów wykręciłem jejnumer.Bez słowa podniosła słuchawkę.- Przepraszam - powiedziałem i ryknąłem płaczem.Z początkuchciałem ją przeprosić, że dzwonię tak nagle, ale gdy łzy nabiegały mido oczu, zdałem sobie sprawę, że pragnę przeprosić ją za wszystko,mając nadzieję, iż mi wybaczy.- David - rzekła.- Nie potrafię cię nienawidzić.Usiłowałempowstrzymać szloch, żeby przemyśleć jejsłowa, lecz łzy, gdy już raz zaczęły płynąć, nie dawały się opanować.Wziąłem głęboki oddech przerywany spazmatycznym szlochem, poczym zasłoniłem oczy i rozpłakałem się na dobre.Odwróciłem się odtelefonu, a kiedy znów przyłożyłem do ucha słuchawkę, Anny już niebyło.Po dziesięciu dniach dostałem list od Anny, list tak gruby, że niezmieścił się do skrzynki.Listonosz zostawił mi awizo, więc pozajęciach udałem się na pocztę.Niektóre strony pisane były namaszynie, inne ręcznie - i to czterema różnymi długopisami.Czytałemje aż do świtu.Strony były spięte ogromnym błyszczącym spinaczem,pod który Anna wsunęła świstek papieru ze słowami:  W końcuuznałam, ze jeśli nie wyślę ci tego listu, będę nad nim ślęczeć przezcały rok.Sama nie wiem, co o nim sądzić - pisany pod wpływemchwili, może w ogóle niepotrzebnie, teraz jest twój.A.". David, zaskoczyłeś mnie swoim telefonem.%7łyjąc sobie tu, naDwudziestej Drugiej Ulicy, w ciasnym, drogim mieszkaniu, pod - jakto się ładnie nazywa -  panieńskim nazwiskiem", sądziłam - dopóki nieusłyszałam Twojego głosu i przerażona nie rzuciłam słuchawki - żemogę się nie obawiać nagłych kontaktów z kimś z mojej przeszłości.Nie chodziło mi nawet o Ciebie, byłeś przecież w zamknięciu, ale poprostu miałam poczucie bezpieczeństwa.Na razie mieszkam sama.Cała rodzina się rozjechała, dokładniej nicwięcej Ci nie powiem, chociaż jeśli odnalazłeś mnie, zapewne i innychzdołałeś odnalezć.Prawdę mówiąc, myślałam, że mnie najtrudniejbędzie wytropić, bo Hugh, Keith i Sammy nadal noszą nazwiskoButterfield.Nie potrzebowałam więcej swobody (teraz mam jej ażnadto) ani specjalnie nie ciążyło mi nazwisko Butterfield, ale chciałampostąpić brawurowo, zrobić coś, co by różniło to ostateczne rozstanieod poprzedzających je kłótni i separacji.Chciałam, żeby Hughwiedział, że wyczerpał moją cierpliwość, tak jak ludzie wyczerpująbogactwa naturalne ziemi.Doszłam do kresu wytrzymałości, pozostałapo mnie tylko sucha, krucha skorupa, podatna na ból i bardzo złośliwa.Pragnęłam, żeby zdał sobie z tego sprawę, i nie żałuję swojegoodejścia, mimo że nastąpiło dopiero po tym, gdy Hugh dał mi wyrazniedo zrozumienia, iż mam się nie wtrącać, kiedy tak niestrudzenieposzukuje swojego prawdziwego ja, czyli kiedy ugania się z sercem nasznurku niczym chłopiec, który usiłuje wzbić w powietrze latawca.Czasami wydaje mi się, że rozwód i powrót do panieńskiego nazwiskawynikały z poczucia własnej godności i był zdecydowaną reakcją naokropne wybryki Hugh, reakcją, która w dziwny sposób dawała muostatnią okazję do zreflektowania się.Ale na to było już za pózno.Całkowicie puścił mimo uszu moje oświadczenie, iż rezygnuję z jego nazwiska, co mnie tak zezłościło, że usiłowałamnamówić dzieci, aby również zmieniły nazwisko na Ramsey.Dobresobie! Odpowiedz Sama stanowi kwintesencję rozmowy:  A po co?%7łebym musiał zmieniać prawo jazdy?".Nie powinnam była tak chłodno rozmawiać z Tobą przez telefon, alena sam dzwięk Twojego głosu poczułam się zagrożona.Rodzina nigdyby mi nie przebaczyła, gdybym ucięła sobie przyjacielską pogawędkę.Ale nie mam się co oszukiwać! Jeszcze bardziej miałaby mi za złe tenlist.A ja zawsze lubiłam z Tobą rozmawiać, słyszałeś bowiem rzeczy,które inni zbywali lub których nie rozumieli.Dlatego chcę Ci owszystkim opowiedzieć.I pomyśleć tylko! Jesteś w Chicago! Chyba nie mogłabym tamwrócić.Chicago kojarzy mi się z domem pełnym dzieciarni i trawą,której nikomu nie chciało się strzyc.Hugh jednak bywa w Chicago [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl