[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lucinda i ja byliśmyblisko, ale to już skończone.- Skończone?- Tak, jeszcze zanim się pobraliśmy.Tyle, że nie zdążyłem poinformować o tym Lucindy.Boże, co za koszmarny wieczór.Najpierw życie uprzykrzali mu bracia Fiony, potem ganiał po całymmieście, żeby ją odszukać, a teraz Campbell i jego knucie.Niech no tylko nadarzy się okazj a, aodpłaci się temu szubrawcowi z nawiązką.- No cóż, wierzę ci - oświadczyła Fiona.- Wspaniale.W takim razie, może wrócimy na parkiet? - Jack znów objął żonę w pasie i przyciągnąłdo siebie, zmuszając się do uśmiechu.- Lubię cię obejmować.Policzki Fiony zaróżowiły się.Znowu zmieszali się z resztą par i zaczęli tańczyć.Jack prowadził Fionę z żarliwością, co raz kręcącnią piruety, aż jej suknia unosiła się w górę i głośno furczała.Fionie najwyrazniej sprawiało toprzyjemność, bo, spoglądając na męża z rozbawieniem, śmiała się radośnie.Dla Jacka zaś ten śmiech był jak orzezwiająca, chłodna woda wylana na jego nieustannerozdrażnienie.Patrzył na twarz żony i zachwycał się blaskiem jej oczu oraz bijącą z nich radością.I dlatego nie zwalniał tempa, a nawet przyspieszył, przez co inne pary zaczęły przyglądać się im zezdziwieniem, bo tańczyli o wiele szybciej niż wymagała tego melodia.Jack jednak niczym się nieprzejmował.Myślał tylko o tym, że jego żona jest z nim, tam, gdzie jej miejsce.Nie rozumiał, dlaczego wpadł w furię, kiedy zobaczył Campbella prowadzącego Fionę na parkiet.Widok żony wspartej na ramieniu Campbella obudził w nim silne emocje, których nie potrafiłokiełznać, ani wyjaśnić.Spojrzał na Fionę, która, wpatrzona w niego roziskrzonym wzrokiem, znów głośno się roześmiała.Niespodziewanie zapragnął zabrać ją z tego pełnego ludzi miejsca; chciał ją mieć tylko dla siebie.Nie przerywając tańca, prowadził ja ku otwartym drzwiom balkonowym i tam, w powiewie lekkiejbryzy, poruszającej zasłonami wiszącymi po bokach wyjścia na taras, zatrzymał się z wdziękiem.- To było wspaniałe! - zawołała Fiona, rozkładając wachlarz, żeby ostudzić rozgrzaną twarz.-Musimy częściej razem tańczyć.Wyobraznia od razu podsunęła mu obraz jego sypialni, w której on i Fiona tańczą wolno przedrozpalonym kominkiem, wolno i zmysłowo.Ta wizja sprawiła, że naszyło go przemożne pragnieniepocałowania żony.Popatrzył na nią i w jej oczach spostrzegł ten sam płomień pożądania, który i on odczuwał.Jego ciałozareagowało natychmiast.Chwycił Fionę za rękę, pochylił się do jej pełnych ust.- Jack.Pozbawiony tchu głos Fiony przypomniał mu, że znajdują się na widoku.Do licha, co też mężczyzna musi zrobić, żeby pocałować własną żonę?- Chodzmy - powiedział, znowu chwytając dłoń partnerki.- Przyda nam się łyk świeżego powietrza.-Przeszedł przez drzwi na wyłożony terakotą taras, a następnie sprowadził Fionę po szerokichschodach do ogrodu.Odgłos ich kroków odbijał się echem od kamiennych stopni, korony drzew szeptały spokojną melodię,a gdzieś w pobliżu szumiała woda w fontannie.Powietrze wypełniała woń jaśminu i orchidei.To było jak szaleństwo - owo pragnienie, aby pocałować Fionę, aby jej dotknąć.Sądził, że kiedy jużbędzie należała do niego, w końcu mu się znudzi.Zamiast tego jednak jego pożądanie rosło z każdymzbliżeniem.Pragnął smakować ciała Fiony, zgłębiać je, odkrywać każdy centymetr jedwabistej skóry,wodzić dłońmi po krzywiznie ud i bioder, wdychać zapach włosów.- Jack, dokąd idziesz?Zatrzymał się przy niewysokim żywopłocie, gdzie nie docierały światła z domu.Słyszał w pobliżuszmer rozmów innych par, ale na wąskiej ścieżce nie widział nikogo.- Jack.Pociągnął Fionę do ustronnej altany, w której stały dwie wąskie ławki.Miejsce było osłonięte przedwzrokiem nadchodzących osób olbrzymimi krzewami.- Co robisz? - nie przestawała pytać Fiona zdławionym głosem.Zciągnął rękawiczkę z jej dłoni.- Kradnę ci całusa.- Powiódł ustami po czubkach jej palców i po wnętrzu dłoni.Fiona, w której oczach odbijała się blada poświata księżyca, zaczęła nierówno oddychać.- To śmieszne - rzuciła zduszonym głosem, który powiedział Jackowi, że jest tak samopodekscytowana jak on.- Nie musisz kraść mi całusa.Z chęcią sama ci go dam.- Tylko jeden?- Chciałbyś więcej? - spytała zalotnie.Nie wiedział, co bardziej mu się podobało - niewinnie rozwiązła pełnia warg Fiony czy czysta linia jejpoliczków i podbródka.Chciał wodzić po nich ustami, smakować ich świeżość i słodycz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- Peretti Frank E. WÅ‚adcy CiemnoÂœci 01 WÅ‚adcy CiemnoÂœci
- Robert Sokolowski Phenomenology of the Human Person
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anisem.keep.pl