[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, jaka była na niego wściekła, nie tylko za rozwód, ale za sposób, w jaki odszedł.Moja sio-stra długo potrafi chować urazę.Janie znów głęboko wzdycha.- Widzisz, rzecz w tym - zaczyna - że tato nie jest doskonały.Robi wiele błędów.Więc nie na-leży stawiać go na piedestale.Jest tylko mężczyzną, nie dziełem sztuki.- Aadnie powiedziane - chwalę ją.Jestem pod wrażeniem.- Zaczęłam już popijać szampana - przyznaje się Janie.- Myślisz, że tato zostanie?Janie waha się.RLT - Nie mam pojęcia.Bierzemy kilka głębokich oddechów, wciągając w nozdrza zapach przedślubnych róż.- Tak sobie myślę - mówi Janie, odświeżona.- Jest tu dwudziestu dwóch młodych i zdrowychhokeistów.Do tego większość nieżonatych.Niezły wybór, wiesz, co mam na myśli?- Och, nie, proszę cię, nie chcę podrywać nikogo na twoim ślubie.- Nie rozumiem czemu.To doborowa lista gości.- Tak czy owak.- Nie musisz przecież tego z góry planować - przekonuje mnie Janie.- To dodatkowa korzyść zpełnienia honorów domu.Starościna może sobie pozwolić na więcej swobody, na przykład przy dobo-rze partnerów do tańca, rozumiesz?Zastanawiam się, dlaczego moja młodsza siostra, w ostatnich, pełnych napięcia chwilach przedwłasnym ślubem, daje mi jeszcze dobre rady.Ale taka już jest, to jej sposób bycia.I właściwie wcalemi to nie przeszkadza.- Niektórzy z nich całkiem niezle tańczą - dodaje Janie.- A poza tym, doskonale ci w granato-wym.To twój kolor.Nie zdawałam sobie dotąd z tego sprawy, jak sądzę.Janie prostuje moje ramiona i podaje miciężki, ale gustowny bukiet.W skrytości ducha jestem zachwycona, że mogę trzymać kwiaty, miećblisko siebie takie żywe kolory.Każe mi się to zastanowić nad różnymi rzeczami, jakie my, kobiety,nosimy na specjalne okazje, i ile to dla nas znaczy.Chciałabym porozmawiać o tym z Janie, ale już niema czasu.Ojciec prowadzi Janie do ołtarza, uśmiechając się w granatowym garniturze, którego marynarkajest jakaś przyciasna, za mała czy za krótka, nie potrafię powiedzieć.Potem siada w pierwszym rzę-dzie, zgodnie z planem obok Marii i Henry'ego, nie obok matki.Matka siedzi z Ronnym, ubranym welegancki, grafitowy garnitur, z niebieską chusteczką w kolorze jej sukni wystającą z kieszonki.Wyda-je mi się to wzruszające, chociaż przy sposobności zauważam, że niebieskawe, koliste maziaje na jegopopielatym krawacie przypominają kształtem ryby.Stałość jego upodobań musi być krzepiąca dlamatki, jako że Ronny ceni sobie zarówno ryby, jak i ją, choć mam nadzieję, że nie w tej kolejności.Podczas ceremonii stoję po lewej stronie Janie, poruszona słowami miłości i przywiązania, jakiepłyną nad głowami młodej pary do drużyny hokejowej i reszty zgromadzonych gości.Te poważnesłowa zdają się z palącym skutkiem walić mnie prosto w żołądek.Słowa o odpowiedzialności, opiece,wyzwaniu, ciągłości, współpracy.Słowa o miłości, samo słowo  miłość", osobiste słowa wymawianewyraznie i dzwięcznie przez kobietę w długich, czarnych szatach.Jak się okazuje, ślubu udziela mojejsiostrze kobieta o personaliach Jocelyn Hand, co brzmiałoby śmiesznie, gdyby miała mniej poważnygłos.Choć moim zdaniem te słowa wymagają cichszego tonu, a nawet szeptu.Zerkam na druhny, któ-re obojętnie patrzą prosto przed siebie, z szerokimi uśmiechami przylepionymi na ustach, i zastana-RLT wiam się, czy nie wymyśliłam sobie całej tej przemowy.Potem kieruję wzrok na Janie i widzę, że cał-kiem się rozkleiła, łzy płyną jej po policzkach do koronkowej chusteczki z wyhaftowaną wielką literą J".Oczywiście, jak można nie wzruszyć się do łez takimi słowami, adresowanymi prosto do ciebie?Ale moja siostra niełatwo się wzrusza - zdaję sobie sprawę, że to przemówienie nie tyle poruszaczułe struny jej serca, ile ma się przyczynić do ukazania pełni istoty Janie, cokolwiek to miałoby zna-czyć.Patrzy na mnie i uśmiecha się, całkiem opanowana, a w każdym razie ani na chwilę nie tracąckontroli nad sobą.Jej spojrzenie mówi: w końcu panna młoda ma prawo płakać, więc czemu nie? Sły-szę dalsze słowa o wytrwałości, spełnieniu, wierności po grób, życiu wiecznym - słowa, w które jużnie za bardzo wierzę, ale które i tak przejmują mnie dreszczem.Słowa, którym Janie patrzy prosto woczy.Oglądam się na pierwszy rząd.Maria i Henry trzymają się za ręce, lekko poruszając spleciony-mi palcami.Z tej odległości nie rozpoznaję, czyje palce są czyje, ale niemal czuję ich dotyk.Janie prześlizguje się przez  Ja, Janie" i dalsze słowa przysięgi gładko i bez potknięcia, jak nałyżwach.Należy do tych dziewczyn, które bez wysiłku raz po raz okrążają lodowisko i nigdy nie wy-glądają na zmarznięte.Albo wyglądają dobrze, będąc zmarznięte.Czuję się, jakbym siedziała naobrzeżu, popijając gorącą czekoladę przy bufecie, pocierając zimne ręce i podziwiając jej wdzięcznełuki i piruety.Chciałabym wiedzieć, jak ona to robi, czy to wrodzony talent, czy z dużą dozą samoza-parcia można się tego nauczyć.Reporterka z magazynu  Krążek!", kobieta w naszym wieku o imieniu Deidre, którego nigdynie umiałam wymówić, dyskutuje żywo z Marią i Henrym.Wygląda na to, że Deidre i Maria chodziłydo tego samego fryzjera i obie zostawiły go z tego samego powodu.Ma to coś wspólnego ze zbytmocnym odcieniem czerwieni.Deidre mówi nam o świecie magazynów sportowych.- Konkurujemy teraz z dwoma nowymi pismami na rynku,  Nowości hokejowe" i  Strzelecwyborowy", ale oni nie dostali zaproszeń.Będę mieć materiał na wyłączność - oznajmia z dumą.- Krążek!" poświęca dużo miejsca życiu rodzinnemu zawodników.-  Strzelec" woli raczej zdjęcia krwi i bebechów - mówi Henry, a Deidre kiwa głową.- Lubią zbliżenia - dodaje Maria, zdumiewając mnie swoją znajomością magazynów hokejo-wych.Nigdy nie miałam żadnego w ręku.Może to dla mnie potencjalnie nowa ścieżka kariery zawo-dowej, tygodniki sportowe.Zwłaszcza jeśli zdjęcia ukazują takie rzeczy, jak zerwane wiązadła i opera-cje laserowe, z czym każdy redaktor techniczny wydawnictwa naukowego ma duże doświadczenie.Hokeiści wychodzą na parkiet, jeden z nich tańczy tango z małą dziewczynką, trzymając ją bo-kiem, trochę jak kij hokejowy.Deidre robi notatki.Obserwuję matkę i Ronny'ego, którzy poruszają sięwolno, własnym romantycznym rytmem; wyczuwam, że mogliby brylować na parkiecie, gdyby chcie-li, ale nie chcą.Janie i Bucky podczas tańca rozmawiają cały czas z ożywieniem, przyciszonymi gło-RLT sami, nie interesując się gośćmi.Kiedy Maria i Henry zostawiają mnie, żeby trochę zaszaleć, podcho-dzi ojciec i prosi mnie do tańca.Jesteśmy mniej zgrani niż inni, zauważam z przykrością.Chyba wy-obrażałam sobie, że to powinno być lekkie i gładkie wejście w rolę zapamiętaną z dawnych lat, taniecz tatą.Co nie znaczy, że się tym zamartwiam.- Wygląda na to, że Janie nareszcie dobrnęła do mety - zauważam.- Cieszę się, że tu jestem - mówi ojciec.- Wy, dziewczęta, wy obie - dodaje nieco zagadkowo iurywa na pozór w połowie zdania.Ale wiem, co chciał powiedzieć.Obserwujemy ludzi kręcących sięwolno wokół nas, każda para obraca się w kółko, tancerz z małą dziewczynką przecina tłum przez śro-dek, orkiestra kameralna gra melodię z ostatniego filmu Disneya.Ojciec i ja uśmiechamy się do siebie i do par przepływających obok.Orkiestra zmienia repertu-ar i zaczyna grać klasyczną wersję starego przeboju Bette Midler.Nie przepadam za tym rodzajemmuzyki, ale właśnie podchodzi do mnie jeden z hokeistów i zaprasza do tańca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl