[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawiasz przyjemność inwestorowi, uczucierzadkie u przedsiębiorców. Bronię się  uśmiechnęła się  przed naporem lat i zobojętnień. Czyich? Ach  powiedziała niecierpliwie  nie jestem pewna ery to najlepsza pora na treningowyflirt.Na schodach zdjęła ją pokusa podsłuchiwania. No, nie&  , uśmiechnęła się do siebiewyrozumiale. Co mnie to zresztą obchodzi? Poza tym nie sięgnie po słuchawkę dopóki nieupewni się, że zeszłam ze schodów.Nie odczuwała już potrzeby tropienia tej małej, taniejzdziry, lecącej na samochodowe przyjemnostki i nazwisko z nagłówków w ilustrowanychmagazynach.Od dawna już utrudniała im życie wyłącznie ze społecznego nakazu tępieniakłusownictwa, z potrzeby zawiadamiania przechodzącego milicjanta o wybrykach ekshibicjonistyna sąsiedniej ulicy.Wybiegi Andrzeja drażniły ją bez naruszania dumy, ani namiętności. Zaśdziś&  , wzruszyła ramionami, stukając rozgłośnie szpilkami po kamiennych stopniach,  & dziśodgrywają pożyteczną rolę groszaków, dawanych dzieciom na cukierki, żeby nie zawracałygłowy& 2.Andrzej grzebał wśród koszul i krawatów, wybierając rzeczy nowe.Lubił rzeczy prawienieużywane, w zbyt znanych sobie ubraniach odczuwał zapowiedz klęski, niweczyły w nimenergię.Wpakował plik formularzy i upstrzonych pieczątkami zaświadczeń do płaskiej, czarnejaktówki o pozłacanym eklerze i wyszedł.Stacja obsługi Kumkego leżała w samym środku miasta: betonowe szyny nad kanałem ipodnośniki tonęły w śliskiej mazi z błota, oleju silnikowego i smarów.Kumkę, krępy ijasnowłosy, o błękitnym, zamglonym spojrzeniu dobrodusznego, słowiańskiego oszusta,odmawiał ulepszeń terenu w imię rzewnej abnegacji: dewizą jego była apostolska tymczasowość,nie wierzył w przyszłość; nie cofał się przed żadnym przedsięwzięciem, byle krótkotrwałym,gotów był stawiać dworce kolejowe i drapacze chmur tylko na dwa dni misjonarskiej eksploatacji.Idolatria samochodowa i zrównanie wozu w prawach z istotą żywą, obdarzonąduszą i więzami rodzinnymi, pchnęły Kumkego z wyżyn władzy na drogę świętości: jako szeftransportu państwowego centralnego zarządu za Stalina wydawał się Cezarem w służbieprzemysłowych imperiów; jako właściciel prywatnej stacji obsługi za Gomułki odkrył w sobiełagodną skłonność ku mistycznym zadumom, odkupicuelskiemu cierpieniu i rezygnacji.PodałAndrzejowi łokieć na przywitanie. Ma pan pieniądze?  spytał Andrzej.Kumkę poprawił nagłowie zatłuszczoną towotem myckę i skierował się bez słowa do kantorku.Zamknął za sobądrzwi, wytarł ręce o kolorowy katalog firmy Renault, wyjął zza ucha kopiowy ołówek, poślinił izaczął liczyć na marginesie gazety  Siedemdziesiąt dwa dla pana redaktora  oznajmił. Coś mało  Andrzej zmrużył oczy bez uśmiechu. Osiemdziesiąt dostałem, dwa z groszami za formalności z przepisaniem na nowegoposiadacza.Reszta dla firmy Kumkę, zgodnie z umową. Jeszcze przedwczoraj miał pan dostać osiemdziesiąt trzy  zauważył Andrzej.Oczy Kumkego zasnuły się sceptycznym miłosierdziem. Osiemdziesiąt trzy może bymzałapał, gdybym miał rewolwer  powiedział i zapalił %7łeglarza. A i to nie na pewno.Ktopanu dziś tyle da za spiłowanego Wartburga? Przy tej kupie lekko przechodzonych wozów narynku?Andrzej westchnął. Ale dziesięć procent odrąbał pan, co? Tak kosztuje.Trzeba było wóz odpucować, spuścić licznik, znalezć koncmana.Wysiłek,panie redaktorze. Ile pan spuścił? Dziesięć tysięcy kilometrów.Więcej nie mogłem, byłoby nadużycie. Wskazał palcemna swoją pierś. Za poważna firma, żeby łapać za gardło. Odliczył skrupulatniesiedemdziesiąt dwa tysiące pięćsetkami i wręczył Andrzejowi. Ma pan u mnie rabat nakonserwację nowego  zadeklarował wspaniałomyślnie.Andrzej ujął za telefon i nakręcił numer. Pokój sto osiemnaście  powiedział.Lavertisse  rzekł po niemiecku, po chwili  niech pan po mnie podjedzie.Będę zaraz wkawiarni Nowy Zwiat. Odłożył słuchawkę i połączył się ponownie. Grohmann powiedział po angielsku  niech pan zaczeka na mnie za godzinę przed hotelem. Kumkę stałoparty o drzwi, jakby na coś czekając.Andrzej włożył pieniądze do teczki i powiedział: Dziękuję.Wódki dziś nie będzie, ale nie przepadnie. A giten cześć  jęknął Kumkę. Wtakim razie idzie się do roboty.Lavertisse stał już w hallu kawiarni.Wyszli i wsiedli do granatowego Volkswagena, który podkrótką nogą Lavertisse a wyprysnął jak oszalały z rzędu zaparkowanych aut.Zwolnił dopiero wAlejach Ujazdowskich i przystanął naprzeciw Ogrodu Botanicznego. Panie Felak  zacząłLaverttsse, szukając ustnikiem fajki własnych zębów, zagubionych w nieco niechlujnej brodzie czy to prawda, że szykują się jakieś zmiany w rządzie? Personalne, rzecz jasna.Co pan o tymwie, kolego?  Tu są dla pana pieniądze  Andrzej wręczył mu plik banknotów. A terazadres.Niech pan pisze. Lavertisse wyjął posłusznie notes i zapisał adres wuja Rajmunda wLondynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl