[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na samym końcu znajdował się Poggwydd, wciśnięty w kąt największej z klatek.Ubranie wisiało na nim w strzępach, a sierść posklejana była od brudu i potu.Całe ciało odstóp do głowy poznaczone było ranami i zadrapaniami, a z ust zwisał mu język.Nawet jak nagno-ma-dodoma był w opłakanym stanie.Kiedy ich zobaczył, skoczył na równe nogi i rzucił się na kraty z zadziwiającą furią.Grzmocił i gryzł ciężkie pręty z zapiekłą dzikością, próbując ich dostać w swoje ręce.- Jeszcze mu się pogorszyło! - z zaskoczeniem stwierdziła młoda kobieta.- Powinnammu natychmiast podać coś na uspokojenie!- Nie, nie.Zaczekajmy z tym jeszcze chwilę, proszę - przerwał pośpiesznie Cjuestor.-Chciałbym go zwyczajnie poobserwować w tej chwili.Nie chcę go otępiać.Czy może naspani zostawić na kilka minut.Przepraszam, nie znam pani nazwiska.- Beckendall.Lucy Beckendall.- Wyciągnęła dłoń, którą Questor serdecznie uścisnął,nie troszcząc się o przedstawienie samego siebie, bo i tak już zapomniał, za kogo zostałwziętyTylko kilka minut? - powtórzył z nadzieją w głosie.- Będziemy tu zwyczajnie stać iprzyglądać mu się.Poggwydd skakał jak oszalały w górę i w dół po prętach, szczerząc zęby, wymachującpięściami, rozpaczliwie próbując coś powiedzieć.- Oczywiście - zgodziła się.- Będę na zewnątrz.Proszę zawołać, jeśli panowie będą mnie potrzebowali.Zaczekali, aż wyszła za ciężkie drzwi i zamknęła je dokładnie za sobą.Questorpopatrzył na Abernathy ego, po czym zbliżył się do klatki.- Przestań już! - warknął na Poggwydda.- Zachowuj się i posłuchaj mnie! Chcesz stądwyjść czy nie?Poggwydd, zmęczony wybuchem, opadł na podłogę i wpatrywał się w nich osłupiały.Było bardzo duszno i w powietrzu unosił się zapach środka antyseptycznego.Aberna-thy emustanął przed oczami obraz samego siebie uwięzionego wewnątrz klatki przez cały dzień imimowolnie współczuł gnomowi.- A teraz słuchaj! - Questor zwrócił się zdecydowanym tonem do Poggwydda.- Niema co skakać! Przyszliśmy najszybciej, jak tylko mogliśmy, zaraz jak tylko dowiedzieliśmysię, gdzie jesteś!Poggwydd wskazał z frustracją na swoje usta.- Och, oczywiście, chcesz coś powiedzieć.- Questor zmarszczył groznie czoło.-Tylko mów po cichu, żeby cię nie usłyszano, bo inaczej znowu cię uciszę.Zrozumiałeś?Gnom kiwnął z ponurą miną.Questor wymówił po cichu kilka słów, wykonał paręgestów i Poggwydd odzyskał głos, wciągnąwszy uprzednio głęboko powietrze.- Nie śpieszyliście się! - powiedział.- Mogłem tu umrzeć! Ci ludzie to zwierzęta!Questor skłonił lekko głowę, przyznając mu rację.- Wybacz nam.Ale już jesteśmy.Przyszliśmy cię wyciągnąć i zabrać z powrotem naLandover.- A może ja nie chcę iść! Może mam już ciebie dość, Questorze Thewsie? I twojegoprzyjaciela też?- Nie bądz śmieszny! Chcesz zostać tutaj?- Nie, nie chcę zostawać tutaj! Chcę wyjść! Ale jak wyjdę, chcę iść sam.Sam łatwiejznajdę drogę niż z wami.Mogę się założyć!- Nie znalazłbyś drogi z pustego pola, a co dopiero z innego świata!- Zostaw go, Questorze! - warknął Abernathy.- Już i tak straciliśmy sporo czasu!Cała trójka zaczęła się gorączkowo kłócić, kiedy niespodziewanie metalowe drzwi sięotworzyły i stanęła w nich Lucy Beckendall.Wszyscy troje natychmiast zamilkli.Patrzyła pokolei na każdego z nich, prawie pewna, że słyszała, jak stworzenie z klatki mówi.- Zaistniało jakieś nieporozumienie - oznajmiła z niewyrazną miną.- Jest tutaj dwóchpanów, którzy się przedstawili jako profesor Adkins z uniwersytetu Washington i panDrozkin z ogrodu zoologicznego Woodland.Ich dokumenty już widziałam.A czy panowie mogą się czymś wylegitymować?- Oczywiście - oznajmił szybko Abernathy z uśmiechem na twarzy.A niech to! -zaklął w duchu.Ruszył szybkim krokiem wzdłuż klatek, przeszukując kieszenie i kręcącgłową.Kiedy znalazł się przy Lucy Beckendall stojącej w drzwiach, oparł mocno ręce na jejramionach, odsunął ją do tyłu i zatrzasnął drzwi.- Questorze - wrzasnął, zapierając się mocno0 drzwi, bo z zewnątrz natychmiast rozległo się walenie.- Pomóż!Czarodziej podciągnął rękawy, uniósł chude ramiona i posłał w kierunku zamkagrudkę niebieskiego prądu.Zamek 1 klamka stopiły się w jedno.- Proszę bardzo.Tędy już nie wejdą! - oznajmił z zadowoleniem.- Również my już tędy nie wyjdziemy! - Abernathy cofnął się od drzwi.- Lepiejzatem, żebyś wiedział, co robić dalej!Questor Thews odwrócił się błyskawicznie do gnoma- Jest tylko jeden sposób wyjścia, panie Poggwyddzie: z nami, z powrotem naLandover.Jeśli cię zostawimy, znowu cię zamkną do klatki i to w ciągu kilku minut.Kto ciwtedy pomoże? No cóż, przykro mi, że znalazłeś się w takiej sytuacji, ale to nie nasza wina.Nie ma zresztą czasu na roztrząsanie tej sprawy.- Zamiast walenia usłyszeli mocne uderzeniamłotka, metaliczny brzęk dochodzący z miejsca, gdzie znajdował się stopiony zamek.Questorściągnął usta i wymierzył w gnoma kościsty palec.- Pomyśl o tym, co będą z tobą robili!Eksperymenty! Testy! Różnego rodzaju lekarstwa! Wybieraj sam, Poggwyddzie: albowolność na Landover, albo klatka do końca życia.Poggwydd oblizał swoje brudne wargi, w oczach pojawił się błysk trwogi.- Zabierzcie mnie stąd! Pójdę z wami! Nie będę stwarzał problemów! Przyrzekam!- Słuszna decyzja - mruknął Questor.- Odsuń się od drzwi.Gnom-dodom popędził w kąt klatki.Mag obrócił kilka razy dłońmi, wykonał paręgestów i drzwi klatki się otworzyły.- Wychodz! - rzucił czarodziej.Poggwydd wysunął się potulnie i przycupnął jak zbity pies [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl