[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja.To znaczy, niektóre dziewczyny mówiły, że.- D e b bie, nigdy nienależąca do złotoustych, teraz plątała się jeszcze bardziej niż zwykle.- Ze ten Paul chyba.że cię lubi.- N a p r a w d ę ? - uśmiechnęłam się bez przekonania.- Cóż,przynajmniej ktoś mnie lubi.A p o t e m powlokłam się schodami do swojego pokoju.Po drodze spotkałam Davida, który akurat schodził.Niósłśpiwór, plecak oraz laptopa, którego wygrał na obozie k o m p u terowym za wymyślenie najlepszej gry wideo.Maks lazł za n i m na smyczy.- D o k ą d idziesz? - zapytałam.- Do Todda - powiedział.Todd był najlepszym przyjacielemDavida.- Powiedział, że m o ż e m y z M a k s e m zostać na noc.N i esądzę, żeby tutaj dało się w ogóle spać dzisiejszej nocy.153- Mądra decyzja - powiedziałam z aprobatą.- Powinnaś zrobić to s a m o - stwierdził David.- Z o s t a ńu C e e C e e.- Zrobiłabym to - powiedziałam, salutując mu puszką sody.- Ale m a m pewną drobną sprawę do załatwienia.David wzruszył ramionami.- W porządku.Ale nie mów, że cię nie ostrzegałem.Ruszył dalej po schodach.N i e zaskoczyło m n i e odkrycie, że Jesse'a nie ma w pokoju.Tchórz.Zrzuciłam klapki, weszłam do łazienki i zamknęłamdrzwi na klucz.Dla duchów, oczywiście, to żadna różnica.A napojawienie się Jesse'a i tak nie było co liczyć.Tak czułam się poprostu bezpieczniej.O d k r ę c i ł a m wodę, rozebrałam się i w s u n ę ł a m do wanny, p o zwalając ciepłej wodzie pieścić moje obolałe stopy i zmęczone ciało.Szkoda, że nie było sposobu, żeby pocieszyć zranione serce.Czekolada może by i pomogła, ale przypadkiem czekolady akurat nie miałam w łazience.Najgorsze w tym wszystkim było to, że w głębi duszy wiedziałam, że ojciec D o m i n i k ma rację co do przeprowadzki Jesseà.Tak było lepiej.To znaczy, j a k m o g ł o być inaczej? Zostałby tutaj, a ja cierpiałabym dalej z j e g o powodu? Nieodwzajemniona miłość to wdzięczny temat dla powieści i t e m u podobnych, ale w życiu to coś koszmarnego.Tylko że - i to mnie bolało najbardziej - mogłabym przysiąc,że wtedy, całe tygodnie t e m u , kiedy m n i e pocałował, coś dom n i e czuł.Naprawdę.A nie m ó w i ę o tym, co ja czułam w stos u n k u do Paula, a co było, nie owijając w bawełnę, zwykłym pożądaniem.Podoba mi się jego ciało, przyznaję.Ale go niek o c h a m.Byłam taka pewna, tak b a r d z o pewna,.że Jesse m n i e kocha.154Oczywiste jednak, że się pomyliłam.Cóż, na ogół się myli­łam.Co w tym nowego?Wymoczyłam się trochę i wyszłam z wanny.Zabandażowa­łam ponownie stopy i włożyłam najwygodniejsze, pełne dziurdżinsy, te, których m a m a nie pozwala mi nosić publicznie.Z a wsze grozi, że je wyrzuci, razem z wyblakłą, czarną jedwabną bluzką.W pokoju zastałam Jesse'a, siedzącego na swoim zwykłymmiejscu na parapecie pod o k n e m z Szatanem na kolanach.Wiedział.Jeden rzut oka wystarczył, żeby przekonać się, żewiedział o mojej r o z m o w i e z ojcem D o m i n i k i e m i że j e d y n i eczekał - z p e w n y m niepokojem - żeby sprawdzić moją reakcję.N i e chcąc go rozczarować, odezwałam się niezwykle u p r z e j mie:- O c h , jeszcze tu jesteś? Myślałam, że zdążyłeś się j u ż przeprowadzić do Misji.- Susannah - powiedział.Jego głos był tak głęboki, j a k Szatana, kiedy warczał na Maksa przez drzwi mojego pokoju.- N i e chcę cię zatrzymywać - powiedziałam.- Słyszałam, żewieczorem w Misji będzie się m n ó s t w o działo.Wiesz, w związku z jutrzejszym świętem.Trzeba wypchać m n ó s t w o pińatas.Będziesz się świetnie bawił.Słyszałam słowa wydobywające się z moich ust, ale przysięgam, nie wiem, skąd się brały.W wannie powiedziałam sobie, że zachowam się dojrzale i rozsądnie.A zachowywałam się j a knadąsane dziecko i to ledwo zaczęliśmy rozmawiać.- Susannah - powiedział Jesse, wstając.- Musisz zrozumieć,że tak będzie lepiej.- O c h - powiedziałam, wzruszając ramionami, żeby dać mudo zrozumienia, jak m a ł o m n i e obchodzi cała ta sprawa.- Pewnie.Pozdrów ode m n i e siostrę Ernestynę.1 5 5Stał, patrząc na mnie.N i e byłam w stanie odczytać wyrazujego twarzy.G d y b y m to potrafiła, nie dopuściłabym do tego,żeby się w n i m zakochać.No wiecie, ze względu na brak wzajemności z jego strony.Miał ciemne oczy - tak bardzo ciemne, jak Paul bardzo jasne - i zupełnie nieprzeniknione.- A więc to wszystko - skwitował.Z powodów, których nieumiałam sobie wyobrazić, wydawał się zagniewany.- To wszystko, co masz mi do powiedzenia?N i e m o g ł a m w to uwierzyć.Ale czelność! Wyobraźcie sobie,on zły na m n i e !- Tak - odparłam.Potem przypomniałam sobie coś.- O c h ,nie, poczekaj.C i e m n e oczy rozbłysły.- Tak?- Craig.Z a p o m n i a ł a m o Craigu.Co u niego słychać?Ciemne oczy znowu przybrały nieodgadniony wyraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl