[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wszelako. tu zamyślił się posępnie książę Janusz. Wszelako co? Dla ojczyzny byłby może ratunek tak uczynić, jak Sapieha radzi? A dla ciebie? Dla mnie? Dla Radziwiłłów?.Janusz nic nie odpowiedział, oparł głowę na złożonych pięściach imyślał. Niechże tak będzie!  rzekł wreszcie. Niech się spełni. Coś postanowił?  Jutro ruszam na Podlasie, a za tydzień uderzęna Sapiehę. Toś Radziwiłł!  rzekł Bogusław.I podali sobie ręce.Po chwili Bogusław udał się na spoczynek.Ja-nusz pozostał sam.Raz i drugi przeszedł ciężkim krokiem przez kom-natę, na koniec zaklaskał w ręce.Paz pokojowiec wszedł do izby. Niech astrolog za godzinę przyjdzie do mnie z gotową figurą rzekł.Paz wyszedł, a książę znów począł chodzić i odmawiać swe kal-wińskie pacierze.Po czym zaczął śpiewać półgłosem psalm, przerywa-jąc często, bo mu oddechu brakło, i spoglądając od czasu do czasuprzez okno na gwiazdy migocące na firmamencie.Powoli światła gasły w zamku, ale prócz astrologa i księcia jednajeszcze istota czuwała w swej komnacie, a mianowicie Oleńka Billewi-czówna.Klęcząc przed swym łóżkiem, splotła obie ręce na głowie iszeptała z zamkniętymi oczyma: Zmiłuj się nad nami.Zmiłuj się nad nami!Pierwszy raz od czasu wyjazdu Kmicica nie chciała, nie mogła mo-dlić się za niego.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG107ROZDZIAA 9Pan Kmicic posiadał wprawdzie glejty radziwiłłowskie do wszyst-kich kapitanów, komendantów i gubernatorów szwedzkich, aby muwszędy wolny przejazd dano i wstrętu nie czyniono, lecz nie śmiał ztych glejtów korzystać.Spodziewał się bowiem, że książę Bogusławzaraz z Pilwiszek pchnął na wszystkie strony posłańców z ostrzeżeniemdo Szwedów o tym, co się stało, i z rozkazem chwytania Kmicica.Dla-tego to pan Andrzej i obce nazwisko przyjął, i nawet stan odmienił.Omijając więc Aomżę i Ostrołękę, do których pierwej ostrzeżenia dojśćmogły, pędził swe konie wraz z kompanią ku Przasnyszowi, skąd naPułtusk pragnął się przebrać do Warszawy.Nim jednak do Przasnysza doszedł, czynił krąg nad granicą pruskąna Wąsosz, Kolno i Myszyniec, dlatego że Kiemlicze, znając dobrzetamtejsze puszcze, byli świadomi przejść leśnych, a prócz tego mieliswe  komitywy między Kurpiami, od których w nagłym razie moglisię pomocy spodziewać.Kraj nad granicą był już po większej częścizajęty przez Szwedów, którzy jednak, ograniczając się na zajmowaniumiast znaczniejszych, niezbyt śmiele zapuszczali się w drzemiące i nie-zgłębione lasy, zamieszkałe przez ludność zbrojną, myśliwą, nigdy zlasów się nie wychylającą i tak jeszcze dziką, że właśnie rok temu kró-lowa Maria Ludwika kazała wznieść kaplicę w Myszyńcu i osadziła wniej jezuitów, którzy mieli uczyć wiary i łagodzić obyczaje puszczań-skiego ludu. Im dłużej nie napotkamy Szwedów  mówił stary Kiemlicz  tymdla nas lepiej. Musimy ich w końcu napotkać  odpowiadał pan Andrzej. Kto ich napotka przy większym mieście, temu często boją siękrzywdy uczynić, bo jako w mieście, jest zawsze jakowyś rząd i jako-wyś starszy komendant, do którego można skarżyć.Już ja się o to ludzirozpytywał i wiem, że są rozkazy od króla szwedzkiego, zabraniająceswawoli i zdzierstwa.Ale mniejsze podjazdy, daleko od oczu komen-dantów wysyłane, nic na rozkazy nie zważają i spokojnych ludzi łupią.Płynęli więc lasami, nigdzie Szwedów nie spotykając, nocując posmolarniach i osadach leśnych.Między Kurpiami, chociaż prawie niktNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG108z nich nie widział dotąd Szwedów, chodziły najrozmaitsze wieści onajściu kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl