[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wieku osiemnastu lat zaczęłam pracować jako kelnerka wrestauracji  Nadieżda".To jedyna lepsza restauracja w Lipiecku, gdziejedzenie było w miarę jadalne, to znaczy nie zawierało karaluchów,martwych much ani mysich ogonów.Zatrudnili mnie bez problemu.Byłam szczupła, ładna i w sam raz nadawałam się do gości.Razprzyjechała amerykańska delegacja w związku z otwarciem jedynej wnaszym mieście fabryki włókienniczej.Inwestorzy przyszli potemświętować do naszego lokalu.Kierownictwo był podenerwowane,ponieważ cudzoziemcy rzadko gościli w naszym prowincjonalnymmieście.Rozpoczął się bankiet.Podawałam na stoły czerwony kawior,nadziewane bliny i aromatyczne wędliny.Aż miałam miękkie nogi zwrażenia, gdy patrzyłam na te delicje.Nigdy nie jadłam takwykwintnych potraw.Bałam się, że upuszczę półmisek jakiemuśAmerykaninowi na głowę i potrącą mi z zarobków.Jakoś na szczęścieobyło się bez żadnej wpadki.Richard, tłumacz jednego z Amerykanów, spytał, czy niechciałabym popracować w Ameryce jako kelnerka.Mnie aż zatkało,gdy to usłyszałam.W najśmielszych marzeniach nic takiego nieprzyszłoby mi do głowy.Wyjąkałam, że nie znam angielskiego.Odparł, żeby się nie przejmować, bo przed dziewczynami takimi jak jaw Ameryce są duże możliwości.Wieczorem opowiedziałamSiergiejowi o propozycji, jaką dostałam na bankiecie.Stwierdził, żetrafiła mi się świetna okazja, żeby uciec od dotychczasowej biedy inędznej wegetacji.Jakby na wiecznie zachmurzonym niebie ukazałasię tęcza.A ja głupia przepuściłam taką szansę.82 A jednak los dał mi ją po raz drugi.Następnego dnia Richardprzyszedł do mnie do pracy i powiedział, że chętnie zatrudni mnie nalato w swojej restauracji w Ameryce.Obiecał darmowe mieszkanie,dobre napiwki i miłą atmosferę.Dał trzy dni do namysłu.Tym razem zmiejsca się zgodziłam.Zaczęłam starania o wizę i wzięłam się za naukę angielskiego.Nadszedł dzień wyjazdu.Rzewnie płakałam, żegnając się z braćmi.Nawet z matką było mi żal się rozstawać.Pocieszałam się w duchu, żeza trzy miesiące wrócę i będę mieć mnóstwo pieniędzy - w Lipieckunigdy w życiu nie dałabym rady tyle zarobić.Ciężko mi też byłozostawiać Siergieja.Mieszkaliśmy razem trzy lata i przywykliśmy dosiebie.Richard czekał na mnie na lotnisku i zawiózł do centrum miasta.Podrodze podziwiałam Nowy Jork - miasto świateł, drapaczy chmur idziwnych zapachów.Pojechaliśmy do niego do domu,przypominającego wiejski dom w Rosji.Poznałam jego żonę Lizę, teżRosjankę.Była po trzydziestce i miała dość zaokrąglone kształty -pewnie dlatego, że w restauracji Richarda mogła jeść bez ograniczeń.Liza prowadziła dom i oboje z mężem chcieli mieć dzieci.Byłauprzejma, ale mało wylewna.Potem przekonałam się, że rosyjscyemigranci nie zawsze serdecznie witają przybyszów z kraju.Tak to jużjest, że w nowym miejscu i wśród nowych ludzi chce się zapomnieć odawnym życiu.Zamieszkałam w dwupokojowym mieszkaniu zdwiema sympatycznymi Rosjankami, Lubą i Swietą, które przyjechałytu w podobnym celu co ja.Niestety, nie miałyśmy okazji zaprzyjaznićsię bliżej, ponieważ chodziłyśmy do pracy na różne zmiany iwidywałyśmy się głównie w restauracji.Pracowałam z nas najwięcej,bo one wydawały tylko83 na siebie i swoje przyjemności, a ja musiałam pomagać rodzinie -miałam na utrzymaniu dwóch braci, z których jeden był upośledzony, ibezrobotną matkę.Jeszcze w Lipiecku ustaliliśmy z Richardem, że niebędę brać dni wolnych.Pizzeria Richarda znajdowała się przy Trzydziestej Czwartej ulicyna Manhattanie.Wnętrze było jasne i sympatyczne, a w karciewidniało wiele rodzajów pizzy.Po raz pierwszy w życiu spróbowałamwtedy tej potrawy i stałam się jej wielką entuzjastką.Jadłam ją niemalcodziennie, więc po jakimś czasie przybrałam na wadze.Zaczęłam sięwięc ograniczać, rozumiejąc już, dlaczego żona Richarda jestokrąglutka jak pączek.Od samego początku pracowałam po dwanaście godzin dziennie.Po pierwszym tygodniu posłałam Siergiejowi trzysta dolarów ipoprosiłam, żeby kupił jedzenie i rzeczy potrzebne mamie i braciom.Nie dałam pieniędzy matce, ponieważ by je przepiła.Na początku w Ameryce dziwiło mnie, że wszyscy się uśmiechająbez powodu.U nas nigdy tak nie było.Myślałam nawet, że uśmiechająsię na mój widok, bo jestem ładna.Pózniej dopiero zrozumiałam, że tupo prostu panuje taki zwyczaj.Richard tłumaczył, że gdy się popełnijakiś błąd albo strzeli gafę, uśmiech często ratuje sytuację.Bywałowięc tak, że uśmiechałam się ciągle, aż pod koniec dnia bolały mnieszczęki.W Nowym Jorku bardzo mi się podobało, że na każdym krokusłychać najróżniejsze języki.Z początku nie rozumiałam nic z tego, codo mnie mówiono, potem szło mi lepiej.A bycie cudzoziemcem maswoje zalety.Jak się mówi w swoim języku, Amerykanie nierozumieją, natomiast znając angielski, rozumie się, o czym oni mówią.Czasem to bardzo przydatne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl