[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uświadomił sobie, jak bardzo potrzebował tejchwili spokoju.Powracały obrazy: oczy konającej dziewczyny,usta układające się w jakieś słowo.Imię? Widział Jessicę wgabinecie AD Development, widział opustoszałe biuro w StClements Court, a potem Charlotte Kelson ze spinką w ręce.Kobieta w życiu pana D.Teraz martwa jak on.168Kiedy przestało padać, poszedł do zagrody ogrodników do-glądających Hampstead Heath.Jeden z nich, Peter Scott, wła-śnie wsypywał do ogniska worek zgniłych liści.Miał chudą,dziobatą twarz, a na dłoniach blizny zabarwione atramentem,które Belsey widywał je nieraz u mężczyzn odsiadujących wy-roki w zakładach o zaostrzonym rygorze.Nigdy nie poruszałtego tematu ze Scottem.Gęsty jak wełna dym snuł się międzywilgotnymi gałęziami.- Od czego macie własny posterunek policji? - spytał Bel-sey.- Powiedzieli, że mam się z tobą skontaktować.To znowuten sam ekshib.- Skąd wiesz?- Wszystkie zwracały uwagę na jego paznokcie.Długiebrudne szpony.- Powinieneś być detektywem.- Nie chciała podać nazwiska.Belsey westchnął.Kucnął przy ognisku i ogrzał dłonie.- A co w ogóle słychać?- Jest super.Dorzucił do ognia kilka suchych gałęzi i patrzył na krzątają-cego się Scotta.Często tak spędzali czas.Lubił ogrodnika -dobrze się z nim milczało.Scott opróżnił ostatni worek i po-szedł do szopy.Wynurzył się kilka minut później z dwomakubkami herbaty.Podał jeden Belseyowi.Siedli na pniu przedkomórką.- A co z tą strzelaniną? - zapytał Scott.- Słyszałeś?- W radiu.Nie skierowali cię do tego?- Nie.Co mówili?- Uczennica, przypadkowa ofiara, miała przed sobą świe-tlaną przyszłość.- Zostałem, żeby pilnować gospodarstwa.- To jest gospodarstwo?- Jedno z wielu.Wypili kawę.Potem Scott wstał i spojrzał na niego.169- Chcę ci coś pokazać.Zaprowadził go głębiej.Krawędzie świata wydawały sięostrzejsze i wyrazistsze, jakby deszcz je wypolerował.MinęliAthlone House, gdzie w czasie II wojny światowej mieścił sięwywiad RAF-u.Belsey wyobraził sobie sale lekcyjne z czar-nymi tablicami i zdjęciami lotniczymi miast z zaznaczonymicelami i pilotów, którzy skrupulatnie wszystko notowali.Zarozpadającym się budynkiem z czerwonej cegły wspięli się dozagajnika kasztanowców.- Spójrz.Na kilku pniach zobaczył jaskrawożółte iksy.Takie samezwykle robili robotnicy kopiący drogę.- Co to?- Nie wiem.Pojawiły się kilka tygodni temu.Pewnie ozna-czenie trasy biegu.Ludzie tu biegają, zaznaczają drogę.Niepytają.- Pokaż mi następne.Przeszli jeszcze dobry kilometr.Wszędzie były drzewa zżółtymi iksami.- Nie ma planów wycinki? Nie są chore?- Nie, nic mi o tym nie wiadomo.- To nie jest trasa biegu - stwierdził Belsey.- No, ja w każdym razie nie wiem, co to jest.Z tej stronykończą się przy basenach, a z tamtej aż przy East Heath.Belsey oderwał łuszczący się fragment srebrnoszarej kory.Właśnie dlatego platany idealnie nadawały się do Londynu,wyjaśnił mu kiedyś Scott.Zrzucając wierzchnią warstwę kory,pozbywały się też zanieczyszczeń, które w niej zostawały.Tocenna lekcja.Chwilę potem znowu trafili na zagęszczenie żół-tych iksów.- Zawiadomiłeś kogoś o tym? - spytał Belsey.- Właśnie to robię - odparł ogrodnik.Rozdział dwudziesty szóstyBelsey wrócił Heath Street do centrum Hampstead.Minęłaszesnasta.Zimą o tej porze dzielnicę otulała niezwykła srebrno-fioletowa poświata.Jej odcień przywodził na myśl worki podoczami kogoś, kogo się kocha i komu nie daje się spać przezcałą noc.Podnosiła się znad stawów i rozciągała się aż poDownshire Hill oraz Fiask Walk, sprawiając, że domy - na codzień tylko piękne - teraz zapierały dech w piersiach.Pod stację metra podjechała furgonetka „Evening Standard”z wielkim tytułem na boku: „Krwawa rzeź w Hampstead”.Przydystrybutorze leżała sterta popołudniówek.Jakiś przechodzieńkupił gazetę, nawet nie zwalniając kroku.Belsey obserwował tęscenę z zachwytem: miasto jak maszyna poruszająca się w rytmniezdrowej fascynacji.Wziął gazetę i czytał, idąc.Dziś w wyniku strzelaniny w lokalu Starbucks w północno-zachodnim Londynie zginęła uczennica szkoły w Hampstead.Wciąż trzymali się oficjalnej wersji o jej prymusostwie inadzwyczajnej popularności.Cała szkoła w szoku.Uczenniceotrzymają pomoc psychologów.Wciąż nie było zdjęcia Jessiki.Szedł dalej Hampstead High Street prosto do centrum opera-cyjnego.171Atmosfera trochę się uspokoiła.W centrum już nie kipiało,tylko delikatnie bulgotało.Śledztwo się przesuwało z epicen-trum.Belsey rozglądał się za June Glasgow, ale nigdzie jej niewidział.- Gdzie znajdę inspektor Glasgow?- Powinna być z tyłu, na zewnątrz.Właśnie skończyła prze-słuchiwać świadków.Z dzbanka przy stanowisku informacyjnym nalał kawę dodwóch kubków i wyszedł z nimi przed kościół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl