[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można by nabraćpodejrzeń, że dzwoni się pod ten sam numer.Rozważała przez moment taką możliwość, lecz uznała, że to nieprawdopodobne.Jednakfakt, że tak paranoiczna myśl w ogóle przyszła jej do głowy, rozzłościł ją jeszcze bardziej.Sygnał brzmiał tak samo, bo wszystkie telefony na tym leśnym zadupiu instalowała iobsługiwała ta sama prowincjonalna firma i tyle. Dodzwoniłaś się?  spytała bojazliwie Paula, stając w drzwiach. Nie.Nie odbiera telefonu, jakiś parszywy konstabl też nie odbiera, jakby cała ta dziurawyjechała na Bermudy.Jezu! Odgarnęła kosmyk włosów ze spoconego czoła. Może spróbuj zadzwonić do jej przyjaciół& Jakich przyjaciół? Do tego półgłówka, z którym żyje? Córciu! Nie wiesz przecież&  Wiem, kto odebrał telefon, kiedy jeden jedyny raz udało mi się dodzwonić  odparłazgryzliwie Anne. %7łyjąc w tej rodzinie, nauczyłam się, jak rozpoznać po głosie pijanegomężczyznę.Matka milczała; miała mokre oczy i drżała, dotykała nerwowo kołnierzyka swojej czarnejsukienki, czyli zachowywała się tak, jak Anne sobie życzyła. Nie, on tam jest i oboje wiedzą, że próbuję z nią porozmawiać i wiedzą dlaczego, alepożałują, że robili ze mnie wała. Córciu, naprawdę nie powinnaś się tak wyra& Zamknij się!  wrzasnęła na nią Anne, a matka oczywiście posłuchała.Anne znów podniosła słuchawkę.Zadzwoniła do informacji i tym razem kazała sobiepodać numer burmistrza Haven.Takie stanowisko też nie istniało.Był tylko jakiś pieprzony przewodniczący zarządumiasta.Z drugiej strony dobiegły ciche stuki jak odgłos szczurzych pazurów drapiących szkło;telefonistka przeglądała spis na ekranie komputera.Matka uciekła.Z sąsiedniego pokojudobiegł teatralny szloch i spazmy irlandzkiej rozpaczy.Anne pomyślała, że irlandzkieczuwanie przy zmarłym podobnie jak rakieta V 2 jest napędzane paliwem płynnym  i wobu wypadkach chodziło o podobny płyn.Anne zamknęła oczy.W skroniach jej łomotało.Zgrzytnęła zębami, czując gorzki, metaliczny smak.Zamknęła oczy, wyobrażając sobie, jakcudownie byłoby zrobić Bobbi małą operację twarzy za pomocą paznokci. Jesteś tam jeszcze, złotko?  zapytała, nie otwierając oczu  czy może nagle musiałaśiść do WC? Tak, mam ten nu& Dawaj.Telefonistka wyłączyła się, a numer wyrecytował automat w śmiesznym, rwanym rytmie.Anne natychmiast go wykręciła.Spodziewała się, że nikt nie odbierze, lecz ktoś po drugiejstronie od razu podniósł słuchawkę. Rada miasta.Tu Newt Berringer. Dobrze, że ktoś tam w ogóle jest.Nazywam się Anne Anderson.Dzwonię z Utiki wstanie Nowy Jork.Próbowałam dodzwonić się do waszego konstabla, ale zdaje się poszedł naryby.Głos Berringera brzmiał spokojnie. Nasz konstabl to kobieta, panno Anderson.Zginęła niespodziewanie w zeszłymmiesiącu.Nie wybraliśmy jeszcze nikogo na jej stanowisko.Zrobimy to zapewne nanastępnym zgromadzeniu.Wiadomość zbiła z tropu Anne tylko na ułamek sekundy.Jej uwagę przykuło natomiast coś innego. Panno Anderson? Skąd pan wie, że jestem niezamężna, panie Berringer?Bez chwili namysłu Berringer odrzekł: A nie jest pani siostrą Bobbi? Bo jeśli tak, to gdyby pani była zamężna, nie byłaby paniAnderson, prawda? Czyli zna pan Bobbi? Wszyscy w Haven ją znają, panno Anderson.To nasza miejscowa znakomitość.Jesteśmy z niej naprawdę dumni.Anne poczuła, jakby odłamek szkła przeszył jej mózg na wskroś.Nasza miejscowaznakomitość.Zwięci pańscy, trzymajcie mnie. Zwietnie, Sherlocku.Próbuję się do niej dodzwonić pod takie cholerne urządzenie, co wwaszej pipidówce uchodzi za telefon, żeby powiedzieć, że wczoraj umarł jej ojciec i jutro mazostać pochowany. Spodziewała się od tego niewidocznego urzędnika konwencjonalnych wyrazówwspółczucia  przecież znał Bobbi lecz niczego takiego nie usłyszała. Fakt, miała jakieś kłopoty z telefonem  powiedział tylko Berringer.Anne znów na moment poczuła się zbita z pantałyku; nigdy nie można jej było zbić zpantałyku na dłużej.Rozmowa przebiegała zupełnie inaczej, niż się spodziewała.Tenczłowiek odpowiadał trochę dziwnie, powściągliwie nawet jak na mieszkańca Nowej Anglii.Próbowała go sobie wyobrazić, ale bezskutecznie.W jego głosie brzmiało coś bardzozagadkowego. Mógłby pan jej powiedzieć, żeby do mnie zadzwoniła? Matka wypłakuje sobie oczy wpokoju obok, jest bliska załamania i jeżeli Roberta nie przyjedzie na pogrzeb, chyba naprawdęsię załamie. Cóż, nie mogę jej kazać zadzwonić, panno Anderson  odparł Berringer, irytującocedząc każde słowo. Jest dorosłą kobietą.Ale oczywiście przekażę wiadomość. Lepiej podam panu numer  powiedziała przez zaciśnięte zęby Anne. Wprawdziemieszkamy pod tym samym adresem, ale tak rzadko ostatnio dzwoni, że mogła zapomnieć.Awięc& Nie ma potrzeby  przerwał jej Berringer. Jeżeli nie pamięta albo sobie niezapisała, zawsze można zadzwonić do informacji, prawda? Chyba stamtąd ma pani mójnumer.Anne nie cierpiała telefonu, bo umożliwiał wykorzystanie zaledwie cząstki siły jejnieustępliwej osobowości.Pomyślała, że w tej chwili nie cierpi go bardziej niż kiedykolwiekdotąd. Słuchaj pan!  krzyknęła. Chyba pan nie rozumie& Chyba rozumiem  rzekł Berringer.Przerwał jej drugi raz, a rozmowa trwała krócejniż trzy minuty. Wychodzę stąd jeszcze przed kolacją i wtedy jej przekażę.Dziękuję zatelefon, panno Anderson. Słuchaj no&Zanim zdążyła skończyć, zrobił coś, czego nie cierpiała najbardziej.Anne odłożyła słuchawkę.Z radością przyglądałaby się, gdyby tego śmiecia, z którymwłaśnie rozmawiała, pożarły żywcem dzikie psy.Zgrzytała zębami jak szalona.10Bobbi nie zadzwoniła tego popołudnia.Ani wczesnym wieczorem, gdy rakieta V 2czuwania przy zmarłym znalazła się na wysokości wódosfery.Ani póznym wieczorem, gdyweszła już na orbitę.Ani w ciągu dwóch godzin po północy, gdy ostatni z żałobnikówchwiejnym krokiem podążali do samochodów, które miały stanowić poważne zagrożenie dlainnych kierowców.Przez większą część nocy Anne leżała bezsennie w łóżku, wyprostowana jak struna,nakręcona amfą jak bomba zegarowa, na przemian zgrzytając zębami i wbijając paznokcie wdłonie, i planowała zemstę.Jeszcze wrócisz, Bobbi, och, na pewno.A kiedy wrócisz&Kiedy nazajutrz też nie dzwoniła, Anne odłożyła pogrzeb mimo lamentów matki, że to nieuchodzi.Wreszcie Anne natarła na nią, warcząc: To ja decyduję, co uchodzi, a co nie.Nie uchodzi, żeby tej małej dziwki nie byłojeszcze w domu, a ona nie raczyła nawet zadzwonić.Daj mi spokój!Matka wycofała się chyłkiem. Wieczorem Anne próbowała zadzwonić do Bobbi, a potem do biura rady miasta.Pierwszynumer znów odpowiedział sygnałem przypominającym syrenę.Pod drugim odezwała sięautomatyczna sekretarka.Cierpliwie zaczekawszy, aż wybrzmi sygnał, Anne powiedziała: Tu jeszcze raz siostra Bobbi, panie Berringer, z serdecznymi życzeniami, żeby dotknąłpana syfilis i żeby stwierdzono go dopiero wtedy, gdy odpadnie panu nos i sczernieją jaja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl