[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógłbym nawet powiedzieć jej o tobie, Giselle.Całą prawdę.O sześciugodzinach i dwudziestu latach.Byłaby zdumiona, ale potrafiłaby tozaakceptować.%7łyczyłaby nam szczęścia.Powiem jej prawdę.Jeśli ona niepowie mi pierwsza, że przyczyną jej radości jest fakt, iż cztery miesiące temuzaszła w ciążę.%7łe będzie miała moje dziecko.Garek całe dzieciństwo spędził, jeżdżąc między dwoma domami, wktórych nie był wcale oczekiwanym gościem.Jednak przetrwał samotnie, bo niemiał innego wyjścia.Był żywym dowodem na to, że zaniedbane, lekceważonedziecko nie musi wyrosnąć na złego człowieka.Przeciwnie.Jednak sam nigdy nie skazałby na taki los żadnego dziecka.Zwłaszcza własnego.- Kathleen nie musi się wcale o mnie dowiedzieć, Garek.Nie zrobiłeśniczego, o czym powinieneś ją poinformować.Nawet mnie nie dotknąłeś.- Nie mam odwagi cię dotknąć, Giselle.Gdybym cię dotknął, nigdy niepozwoliłbym ci odejść.A muszę to uczynić, jeśli Kathleen spodziewa siędziecka.Jeśli jednak Kathleen nie jest w ciąży, skontaktuję się z tobą wkrótce.Jeśli naszym przeznaczeniem, Giselle, jest być razem, dam ci znać.109R S Rozdział 12Carmel, KaliforniaCzwartek, 19 lutegoGiselle nigdy nie dostała wiadomości od człowieka, którego kochała.Jednak Garek był z nią, obserwował ją z dumą, z miłością, jak tańczyła, jakwirowała, jak sięgała księżyca.Czy to on inspirował z daleka jej szklane dzieła? Oczywiście.Robił toprzecież od samego początku, od tamtego śnieżnego dnia w Wenecji.Giselle była ślepa aż do tego dnia pełnego płatków śniegu padających nagondole, skrzydlatych lwów, złotych mozaik.Aż do tego dnia żyła w ciemności,w pustce, uwięziona w pałacu, w którym sama się zamknęła.%7łyła tylkonadzieją, że Armande nie przyjdzie, a kiedy przychodził, czuła się jeszczebardziej jak schwytana w potrzask.Czekała na przyjazd matki i zawsze byłasama.Zawsze była samotna.Jak delikatna, krucha wisteria, ten miejski kwiat, nie wiedziała, gdziemogłaby rozkwitnąć, chwytała się wszystkiego, co stanowiło jakieś oparcie.Iciągle się bała, że straci to oparcie.Aż do tego grudniowego dnia.Dnia, kiedy wyczuła z daleka obecnośćGareka McIntyre'a.Od tego dnia już nie była sama.Nie była samotna.Onodjechał, ale światło zostało.Giselle pojechała na Murano, tam, gdzie Garekbłądził w śniegu, i odnalazła swoje przeznaczenie w ogniu i szkle.Wiadomość od Pierce'a dotarła do Giselle zaraz po powrocie z FestiwaluMasek.Chciał, żeby zobaczyła z helikoptera wyspę, którą właśnie kupił -jeszcze zanim zrobi pierwsze szkice architektoniczne, na wypadek gdybyprzyszedł jej do głowy jakiś pomysł.110R S To była la Serenissima, przycupnięta wśród gór, wznosząca się ponadmorzem.Giselle oprawiła w szkło tę najspokojniejszą z wysp w GórachSkalistych.Wyspę Pierce'a.Ozdobiła ją szkłem, ale też radością i miłością,których zródłem był Garek.A teraz ten człowiek, który dotrzymał obietnic danych swojej żonie,swojemu dziecku i jej, Giselle, złożył także obietnicę Grace Alisii Quinn.Obiecał, że ją odnajdzie.Uratuje.Giselle postanowiła mu w tym pomóc.Dobrze wiedziała, gdzie są te zdjęcia.Chociaż właściwie ich niepotrzebowała.Była zupełnie pewna.Zarezerwowała bilet na poranny lot do Chicago i pokój w hoteluWietrznych Kurantów.Rozmawiając przez telefon z recepcjonistką, słyszałamuzykę swoich śnieżnych dzwoneczków.Jej nazwisko nic jednak niepowiedziało dziewczynie z hotelowej obsługi.Bardzo dobrze.Tak będziełatwiej.A może recepcjonistka, tak jak całe Chicago, była zbyt zajęta burząśnieżną, która miała wkrótce nadejść?W Chicago spodziewano się największych opadów śniegu w historiimiasta.Chmury nadciągały znad Kanady ze stałą prędkością, która pozwoliładokładnie określić, kiedy w Chicago spadną pierwsze płatki śniegu.O szóstejwieczorem następnego dnia.W piątek.W godzinie szczytu.Zapowiadał się prawdziwy kataklizm i poczyniono odpowiednieprzygotowania.Urzędnicy mieli wyjść z pracy wcześniej niż zwykle, zachęconodo tego także drobnych przedsiębiorców.Ostrzegano ludzi, że jeśli wyjadą na weekend, mogą zostać odcięci odświata nawet na trzy dni.Główne drogi prawdopodobnie do poniedziałku będą znów przejezdne, alotnisko O'Hare zostanie otwarte.Lepiej jednak nie ruszać się z miejsca aż dowtorku i cieszyć się zimą.111R S Giselle zarezerwowała więc pokój aż do wtorku i za radą recepcjonistkizamówiła hotelowy samochód, który miał ją odebrać z lotniska, ponieważ wpiątek po południu trudno tam o taksówkę.Była gotowa do drogi.Do Gareka.Musiała jeszcze tylko spakować zdjęcia i ubrania odpowiednie na zimę stulecia.Teraz nadszedł czas, by zadzwonić.By ujawnić prawdę o Grace.W Carmel była dziewiąta jedenaście.W Chicago jedenasta jedenaście.O tej pózniej porze w słuchawce rozległ się głos nagrany na taśmę.Kobiecy głos.Miły, pogodny, zachęcający.Radiowy.Głos Kathleen.Po sygnale Giselle przedstawiła się i podała swój numer.Potem po-wiedziała:- Wiem, kim jest Grace.Poznałam ją w Nowym Orleanie dwadzieścia trzylata temu.Była ze mną od osiemnastego do dwudziestego czwartego stycznia.Potem, aż do ukończenia szkoły średniej dziesięć lat pózniej, mieszkała wsierocińcu.Giselle podała imię i nazwisko, pod jakim poznała Grace, a także nazwę,adres i numer telefonu sierocińca, w którym mieszkała Grace.Grace nie miałapojęcia, jaka jest jej prawdziwa tożsamość.Giselle powiedziała, że ma dwie fotografie Grace.- Przyniosę zdjęcia jutro.Jeśli nie przeszkodzi burza, powinnam być whotelu koło południa.Zadzwonię, kiedy dotrę na miejsce.Zaczynała się pakować, kiedy zadzwonił telefon.- Giselle.- Usłyszała w słuchawce miękki głos.- Garek!- Cześć.- Cześć.- Nie spałem, słuchałem wiadomości, a ty.- Wiem, kim ona jest, Garek.Jestem pewna.- Wierzę ci - powiedział.- Posiadając takie informacje, będziemy w stanieodszukać ją bardzo szybko.Nawet już jutro.112R S - Mam nadzieję.Ona musi poznać prawdę.Jak najszybciej.Przeze mnieżyła w kłamstwie.- Nie przez ciebie, Giselle.Przez Troya [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl