[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spróbowała zaczerpnąć tchu, a wtedy jego usta po-wędrowały w dół szyi.Zanim rozpiął pierwszy guzik bluz-ki, musnął palcami jej stwardniałe sutki.Odchyliła się lekko, by umożliwić mu lepszy dostęp,przywierając jednocześnie udami do jego ud.Puścił ją wte-dy na moment, by zdjąć koszulę, a potem skończył rozpi-nać jej bluzkę i rzucił ją na podłogę.Gdy odpiął stanik,powiodła drżącymi rękami po jego muskularnym142SR torsie.Gdy i stanik wylądował na podłodze, Steve zacząłpieścić delikatnie nagie piersi Lily.Dotyk szorstkich dłonitak ją podniecił, że zagryzła wargi, by stłumić jęk rozko-szy.- Sprawiłem ci ból? - zapytał.Wtuliła twarz w jego roz-grzane ramię.- Och nie! Nigdy w życiu nie było mi tak dobrze.- Od-wróciła głowę, by obwieść językiem jego sutek i z radościąusłyszała, jak gwałtownie zaczerpnął tchu.- Nie chciałem się spieszyć - wyznał z ustami wtulo-nymi w jej włosy - ale obawiam się, że przestałem już nadsobą panować.- Nie szkodzi - powiedziała, wdychając zapach jegoskóry.- Nie musisz się powstrzymywać.Słysząc to, zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem, apotem zaczął manipulować przy zapięciu jej dżinsów.Zsu-nął je w dół, wraz z majteczkami, a ona mocowała się wtym czasie z jego paskiem.Musiał mieć znacznie większedoświadczenie w rozbieraniu, bo nim zdążyła uporać się zjego suwakiem, była już całkiem naga.- Poczekaj, ja to zrobię.- Odsunąwszy jej omdlałe pal-ce, Steve sam się rozebrał, a potem wyprostował i Lily za-marła z zachwytu na widok jego potężnej sylwetki.Jej dłonie bezwiednie zsunęły się w dół płaskiego,umięśnionego brzucha.Zanim jednak zdążyły dotrzeć docelu, Steve chwycił jej nadgarstki i popchnął delikatnie namaterac, po czym sam ułożył się obok.- Czekaliśmy na to trzynaście lat - powiedział, wsuwa-jąc rękę między rozchylone uda - ale ani minuty dłużej.143SR Gdy jego palce natrafiły na pulsujące zródło rozkoszy,wygięła się w łuk, by go przyjąć.- Poczekaj chwileczkę.- Steve przekręcił się na bok iLily usłyszała, jak otwiera szufladkę.Potem wszystko rozegrało się w obopólnym niemymporozumieniu.Steve rozsunął jej uda i wszedł w nią jed-nym silnym pchnięciem.Po szoku przyszła potężna fala namiętności.Lily in-stynktownie otoczyła go udami i ramionami.- Lily, moja słodka Lily - wyszeptał i zaczął się w niejporuszać.Wszystko, co się działo od tej chwili, stanowiło dla niejnowość, a zarazem było tak znajome.Wzlatywała corazwyżej i wyżej, zbyt szybko i gwałtownie.- Pospiesz się - ponagliła go urywanym szeptem.- Jużnie mogę.nie mogę.- Słowa przerodziły się w jęk, gdyosiągnąwszy szczyt, poszybowała ku niebu.A wtedy on, zpoliczkiem przy jej policzku, podążył w ślad za nią.- Zostań u mnie na noc albo raczej na to, co z niej zosta-ło - nalegał, kiedy skończyli kochać się drugi raz.ChoćLily była zbyt wyczerpana, by ruszyć się z miejsca, mruk-nęła, że lepiej nie.- Przygotuję ci królewskie śniadanie - namawiał, piesz-cząc jej ucho.Poczuła, że się uśmiecha.Widocznie nie miał na myśligrzanek i kawy.Ona tymczasem marzyła tylko o jednym:by wtulić się w niego i zasnąć.Wizja ta wydawała jej siętak kusząca, że się zlękła.144SR - Muszę już wracać.- Spróbowała usiąść, ale w tymmomencie Steve objął ją w talii i przyciągnął z powrotemdo siebie.- Nie wypuszczę cię - wyszeptał.- Nigdy więcej.Czy wtych słowach kryło się coś poważnego? A możetylko tak mówił, byle coś powiedzieć? Nie miała poję-cia, więc roześmiała się sztucznie.- Mam różne obowiązki - rzuciła lekkim tonem.-Niestety, śniadanie z tobą do nich nie należy.Steve puścił ją i zapalił lampkę.- Szkoda, że nie zdołałem cię namówić, byś zmieniłazdanie - powiedział.Odrzucił kołdrę i usiadł na brzegu łóżka.Na końcu ję-zyka miała: mógłbyś jeszcze spróbować".Jednak takżeusiadła, zakrywając prześcieradłem nagie piersi.- Cieszę się, że mnie rozumiesz.Od tak dawna nie przeżywała podobnych poranków, żezapomniała już, co zaleca protokół w takich sytuacjach.Prawdopodobnie:  Należy jak najszybciej wyjść, nierobiąc zamieszania".Steve, w przeciwieństwie do niej, nie wydawał się anitrochę skrępowany swoją nagością.Obszedł łóżko i usiadłobok Lily.Gdy składał na jej ustach przelotny pocałunek, żało-wała, że nie potrafi czytać w jego myślach.- To, że rozumiem, nie znaczy wcale, że podoba mi sięten pomysł - powiedział.- Jest środek nocy, więc pojadę zatobą aż do domu.Bardzo ją wzruszył tą deklaracją.145SR - Nie, nie trzeba - zaprotestowała, widząc, że sięga podżinsy.- Poradzę sobie.Kiedy się odwrócił, odrzuciła szybko prześcieradło ichwyciła bieliznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl