[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Powoli zaczęła do mnie docierać straszna prawda - mój kochany samochodzik stał najałowym biegu, a kluczyki zwisały wdzięcznie ze stacyjki, kołysząc się delikatnie w rytmdrgań silnika.Zatrzaśnięcie kluczyków w samochodzie to temat koszmarnych snów niemal każdegokierowcy w Ameryce.Wbiegłam z powrotem do recepcji, prosząc portiera o pomoc.Wysoki czarnoskóry mężczyzna wzruszył tylko ramionami.- Nic się nie da zrobić, musimy dzwonić na policję.Kłopot tylko w tym, że dostanieszjeszcze mandat za nieprawidłowe parkowanie.%7łeby nie było żadnych wątpliwości, wjechałaśprawie na znak zakazu parkowania - dokończył ze śmiechem.Ale mnie wcale nie było do śmiechu.Obliczyłam sobie szybko, ile będzie mniekosztować otwarcie samochodu plus mandat.Wynik dobił mnie ostatecznie.Obraz nędzy irozpaczy był chyba sielskim obrazkiem w porównaniu z tym, co przedstawiałam sobą wtamtej chwili.Portier przyglądał mi się przez moment z grozną miną, w końcu rysy muzmiękły.- Chodz, pomogę ci - powiedział wreszcie i sięgając za kontuar wyciągnął długą,metalową listwę.Przyglądałam się uważnie jak wsuwał ją za uszczelkę bocznej szyby, a pózniej zwyrazem skupienia na twarzy usiłował trafić nią na mechanizm zamka w drzwiach.Po kilku nieudanych próbach usłyszeliśmy oboje cichutkie kliknięcie i samochód byłjuż otwarty.Ucałowałam zaskoczonego dryblasa w oba policzki i z ulgą usiadłam za kierownicą.Znalazłam w końcu koleżankę, w następnym szpitalu.Jak zwykle przesadzała - niemiała nawet zadrapania, a jej ruina nosząca dumne miano samochodu, jeszcze przed stłuczkąnadawała się do kasacji.Od tego dnia jeszcze parę razy zdarzyło mi się zatrzasnąć kluczyki, ale na szczęściemiało to zwykle miejsce pod domem, podczas wypakowywania zakupów.A w domu miałamjuż  dyżurną listwę , znalezioną w warsztacie dziadka.Teraz też wyjęłam ją z garażu i w ciągu paru minut otworzyłam auto prawnika.Tenstał cały czas obok i z podejrzliwą miną przyglądał się moim poczynaniom.- Gdzie się tego nauczyłaś? - nie wytrzymał w końcu.- Oglądając telewizję - roześmiałam się - Bardzo fajne, instruktażowe filmy puszczajątu u was.Wyglądało na to, że tym razem zapis był mniej korzystny dla Jane, młodszej z sióstr,bo nazajutrz po wizycie prawnika zgłosiła telefonicznie chęć odwiedzenia  kochanej cioci. - Patrz jej cały czas na ręce - gderała niezadowolona babcia.- To wszystko i takbędzie kiedyś należało do nich, ale nie chcę, żeby jakikolwiek drobiazg został stąd zabranyprzed moją śmiercią.Widywałam już otyłe Amerykanki, ale widok Jane wprawił mnie w osłupienie.Figuramłodej, niebrzydkiej kobiety przypominała posąg Buddy.Nienaturalnie rozdęty brzuch igrube uda wydawały się jeszcze grubsze w jasnożółtych spodniach od dresu.Podbrzuszezwisało w postaci trzęsącego się przy każdym ruchu wałka, który zakrywał uda niemal dopołowy.Wcisnęła się bokiem w drzwi wejściowe, za nią wszedł mąż i dwójka dzieci w wiekuszkolnym.Mąż, przystojny, znudzony mężczyzna skinął mi niedbale głową, nie przestając sięrozglądać po salonie z miną właściciela.Dzieci w ogóle nie zwróciły uwagi na  personel ,czyli na moją skromną osobę.Dobrze, że się odsunęłam, bo przeszły by przeze mnie jak przezzjawę.Nie podobały mi się te odwiedziny.Nie tylko dlatego, że zostałam potraktowana jakczłowiek gorszej kategorii, ale ponieważ według mnie Jane była najwyrazniej chora.Zachrypnięty głos, załzawione od gorączki oczy i kichanie mówiły same za siebie.- Nie powinnaś wchodzić do jej pokoju - wyraziłam na głos swoje obawy - Hazel jestsłaba i mało odporna, możesz ją zarazić.- Nie przesadzaj moja droga - powiedziała protekcjonalnie - lepiej będzie, jak zajmieszsię swoimi obowiązkami.- To właśnie jest jeden z moich obowiązków, dbanie o zdrowie podopiecznej -rzuciłam w przestrzeń, ponieważ moja pełna godności odpowiedz nie znalazła już żadnegosłuchacza; rodzinka Potwornickich hurmem rzuciła się do pokoju Hazel.Rozmyślnie nie poczęstowałam ich niczym, w końcu to nie był mój obowiązek.Zgodnie z poleceniem pilnowałam tylko tych swoich, a jednym z nich było patrzenieim na ręce.Jane w końcu sama poszła do kuchni przygotować kawę, a ja chodziłam za niąkrok w krok.Widziałam, że ją to złości, ale udawałam tak głupią, za jaką mnie miała.Była toprawdziwa wzajemna antypatia od pierwszego wejrzenia, powietrze wręcz iskrzyło kiedyprzebywałyśmy w jednym pomieszczeniu.Hazel przyzwyczajona do ciszy i spokoju zle znosiła takie wizyty.Kiedy już wreszciesię wynieśli była zupełnie wykończona.- Przynieś mi mokrą szmatkę - poprosiła zmęczonym głosem - Obślinili mnie wszyscydokładnie, chociaż wiedzą, że nie znoszę takich czułości.Przykryłam ją po sam nos iprzewietrzyłam szybko pokój, wierząc, że wraz z zapachem potu i nieświeżych skarpet pozbędę się również zarazków.Niestety.Już na drugi dzień było jasne, że babcia złapałainfekcję od Jane.Zaczęło się od kichania, pod wieczór przyszedł kaszel, który nasilał się wmiarę upływu czasu.Rano, mimo podanej poprzedniego wieczoru aspiryny i herbatki z lipy,jej stan się pogorszył.Zadzwoniłam więc do lekarza, ale jak się okazało nie miał on zwyczaju przyjeżdżaćdo pacjenta z wizytą domową.- Proszę przywiezć pacjentkę do nas - poradziła mi pani sekretarka przez telefon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl