[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uparła się, żeby pożyczyć siostrze mocne, chociaż zniszczone półbuciki.Wyszły z domu na wydmy i ruszyły pod górę.Wiatr smagał im twarze.Julie powiedziała, że czuje w powietrzudeszcz.-Miałam bardzo dobrego nosa w  Kniei".Mama mówiła, że to po jej matce.Szkoda, że myśmy nie znały naszychkwakier-skich dziadków.- Podobno umarli młodo.-I zostawili mamie dosyć, żeby się tarzała w forsie.Masz szczęście, że nadal się tarzasz, kochana blizniaczko.- Szczęście nie ma tu nic do rzeczy.- Wyraz zadowolenia na twarzy Claire był jak łuska na rybie.- I przestań siępopisywać.Zerkając spod rzęs Julie zobaczyła, że Claire jednak jest zirytowana.-To ty się popisujesz.Tą całą gotówką, którą tak mądrze zbijasz, kiedy my jesteśmy na zasiłku.- %7ładna z was nie jest na zasiłku.Viv ma się doskonale.- Dużo ty wiesz.Kiedy się z nią widziałaś ostatnio?- W zeszłym miesiącu. - Cudownie.Wpadłaś po drodze na kolację ze Stuartem w Sądach i byłaś u niej tylko pięć minut.- Skąd wiesz? - wykrzyknęła Claire.Julie zachichotała i powiedziała, że też nieczęsto widuje się z Viv, ale Isobel telefonowała.-Jak na osobę, która uważa się za artystkę malarkę i żyje podobno w jakimś własnym świecie, to z niej niezła gaduła.Isobel zawsze coś naplecie.- Claire była dotknięta.Julie skrzywiła się, zerwała zdzbło trawy, pozostałość po odchodzącej jesieni i wzięła je do ust.Nie miało żadnegosmaku.Wiatr zacinał, coraz zimniejszy.-Brr.Mam płaszcz z jedwabiu.Na wskroś mnie przewiewa.Wrócimy już?- Skoro chcesz.Julie zawróciła.Wiatr dmuchał jej teraz w plecy, przenikliwy, ostry ale już nie tak młócący.Włożyła ręce wkieszenie.Claire rozkołysanym krokiem szła prędko do domu.Julie ją szybko dogoniła.- Zaczekaj.Chcę ci coś powiedzieć.- Dalej szydzić z pieniędzy zapewne.-Dlaczego miałabym ci nie dokuczać? Gdzie się podziało twoje poczucie humoru? Bracie, już nie jesteś takipsubratek jak dawniej.Blade policzki Claire poczerwieniały gniewem.-Jeżeli będziesz tak niegrzeczna.- zaczęła i znowu przyspieszyła kroku.Ale Julie chwyciła ją za rękę i zatrzymała.-Posłuchaj.Co zamierzasz zrobić ze Stuartem?To było niespodziewane.I zanim Claire zdążyła nie chcieć zrozumieć, Julie mówiła:- On strasznie się zmienił.Jak ty z nim postępujesz, na litość boską! On nawet zmalał.Wciąż go uciszasz, nie dajeszmu dojść do słowa.Chcesz mieć faceta pod pantoflem, zahukanego, bez żadnej inicjatywy, żeby te snoby, twoiznajomi się nad nim litowali? Chcesz, żeby litowali się nad tobą także? Głowę dam - dodała, odczytując wyraztwarzy siostry - że i w łóżku słaba z niego pociecha. Milczenie.- No, mów.Czy tak?- My.my nie.- O rany, czy to znaczy, że on już w ogóle nic? Więc jest gorzej niż myślałam.Niewiarygodnie upokorzona Claire rozpłakała się.Julie wróciła do Londynu i zatelefonowała uskarżając się, że po tym okropnym spacerze na wygwizdowie maokropny katar.Ale od tamtego popołudnia Claire wreszcie zdała sobie sprawę, do czego doprowadziła.Dotychczas tego niewiedziała.Zachwycona sposobnością popisywania się, była dzieckiem obwieszonym błyskotkami, wykonującympiruety pośrodku pokoju, gdy dorośli patrzą, ale w końcu mają tych popisów dosyć.Stuart przestał ją kochać.Minęłowiele tygodni starań i taktu Claire, zanim znowu stał się tym mężczyzną, którego ona poślubiła i który kochał ją takserdecznie.Znów jednak stał się sobą.I znów się kochali.I uroda Claire jaśniała, gdy przyjmowała hołdy składane jej kobiecejmocy.Claire nie przypisywała zasługi Julie.Stąpając ostrożnie, przyciągając do siebie z powrotem mężczyznę, którego nie-omal utraciła, szybko zapomniała, że zachowywała się zupełnie inaczej.Wrosła w swój nowy wdzięk.Zaczęłaustępować Stuartowi, nie zdawkowo, tylko z zainteresowaniem.Już nie wodziła prymu na swoich przyjęciach.Niektóre z jej miejscowych przyjaciółek zauważały to i wracając z mężami do domu, komentowały uśmiechnięte:- Zwróciłeś uwagę na Claire? Ani słowa nie słyszeliśmy o jej pieniądzach.- Już czas na to.Jest cholernie, o wiele bardziej atrakcyjna, kiedy trzyma język za zębami.- Straszne to, co mówisz.Pewnie wolałbyś, żeby kobiety były nieme.- Nie ty, kochanie.Jak ta niepoprawna Ropucha, Claire nie mogła całkowicie zrezygnować z chełpienia się, ale teraz folgowała swojejsłabo- ści z daleka od męża i rodziny.Podtrzymywał ją w tym jej makler, z którym czasami jadała obiad w Londynie, i parępobłażliwych przyjaciółek w Sussex, nie mających jej tego za złe.Zycie na wsi płynące tak gładko wydawało sięjednak niemrawe.Claire porównywała je zazdrośnie z życiem sióstr, które musiały pracować, jezdzić autobusami,jadać w herbaciarniach i oszczędzać przez całą zimę, żeby mieć nowy płaszcz, jak powiedziała o sobie Isobel.Postanawiając widywać się z siostrami częściej, Claire odwiedziła Viv na Gladys Road.Zapytała o stan jej finansów.- Bo na pewno mogłabym coś zrobić.Ale Viv tylko się uśmiechnęła i odpowiedziała wymijająco.Claire poczuła się zlekceważona.Rozczarowana odrzuceniem jej pomocy, chociaż nie sprecyzowała, na czym ta pomoc ma polegać, zdecydowała sięzobaczyć z Isobel.Nigdy jeszcze nie była u niej w sklepie.Pojechała taksówką na King's Road.Isobel z rumieńcem zaskoczenia i radości przedstawiła siostrę szefowi.Delf ord Draycott, wcielenie galanterii,tytułując Claire  szanowną panią" oprowadził ją po sklepie, zaczął jej na swój barwny sposób opowiadać o mapach.Wiedział, że ona mieszka pod Lewes, więc zaprezentował mapę z początków dziewiętnastego wieku, podał uroczeszczegóły o mieście Lewes i o owym kartografie.Claire kupiła mapę dla męża [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl