[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prababka Destinee miała żółte oczy i historię, którą opowiadała przezcałe życie, najpierw dzieciom podczas niedzielnych podwieczorków, gdy piekła im słodkieziemniaki z wanilią i cynamonem albo, gdy miała szczególnie dobry humor, odgrzewała ozór wołowyz obiadu, potem wnukom i prawnukom.142Gdy starość skurczyła Destinee do rozmiaru kabaczka i pozbawiła siły, historia, przeciwnie, nabrałamocy, jakby utwardziło ją i wygładziło ciągłe powtarzanie.Sarze trafiła się wersja najpełniejsza, jakgotowy do zerwania, ciężki od soku owoc.Bohaterką tej opowieści była babka Destinee, aktorka z Europy, z Paryża, taka piękna, że sobie nie jesteście w stanie wyobrazić, a mówili na nią Wenus.Nie wiecie, kto to Wenus? Bogini, tłumoki,nieuki, kretynki z mysim gównem zamiast mózgu, Wenus to bogini z Europy, i po niej nazwali mojąbabkę.Występowała w Londynie, w Pa-ryżu, w Moskwie nawet, bo sam ruski król listy, prezentysłał, że odmówić nie mogła, tłumaczyła Destinee.Wło-sy piękne, jakby właśnie wyszła z salonufryzjerskiego, skóra niby czarna, ale jakby biała, gładka i delikatna jak koci brzuch.Cóż Wenus miałaza suknie! Całe szafy peł-ne rękawiczek.Na każdy dzień tygodnia inna para i dzię-ki temu dłoni sobie nie zniszczyła.Szkarłatne, w kolorze indygo, żółte jak szafran.Złotobrązowe jakskórka pieczonego kurczaka.Zamszowe, z cętkowanej skórki leoparda, jedwabne, aksamitne,koronkowe, z wełny szetlandzkiej i egipskiej bawełny, z brokatu ręcznie wy-szywanego złotem.Malowane w kwiaty, całe pejzaże na rękawiczkach, które poruszały się jak żywe, gdy zginała palce.A dłonie miała Wenus delikatne jak niemowlęca dupka, paznokietki jak u lalki wypolerowane naglanc, różowe, czyściutkie, zachwycała się Destinee i kazała Sarze pokazać ręce dla porównania.Ajak Wenus tańczyła!Stroje do tańca najlepsze paryskie krawcowe jej szyły.Występowała na scenie, znała królów, Napoleonów róż-nych osobiście przyjmowała, mówiła Destinee do pra-143wnuczki Sary, tak samo jak kilkadziesiąt lat wcześniej do swoich dzieci, potem wnuków i każdego,kto chciał jej słuchać, a przynajmniej nie przerywał.Rękawiczki! Coraz wymyślniejsze pojawiały sięw opowieści Destinee, o wzorach dziwnie współczesnych, z metalowymi nitami jak te używane przezszczęśliwych posiadaczy motorów z Bed-Stuy, ze sztucznego jedwabiu, a nawet gumowe kuchenne,jakie kupić można było za grosze u Icka Kaca w American Values.Na co dzień praktyczna iprzyziem-na kobieta, która nie miała wielu okazji, by się od ziemi odrywać, bo zbyt była zajętaobowiązkami związanymi z przeżyciem i utrzymaniem przy życiu swoich młodych, Destineezmieniała się nie do poznania, gdy zaczynała opowiadać o czarnej Wenus z Paryża, podróżującej zeswoim teatrem po całej Europie.Opowieść sprawiała, że staruszce prostowały się ramiona, a oczyżółte jak u kota świeciły jaśniej niż żarówka nad ich stołem; Sara patrzyła na Destinee w obawie, żebabka nie wytrzyma tej energii, która rozpalała jej drobne ciałko, i na jej oczach spłonie od żaruopowieści.Podróże po Europie, aksamitne rękawiczki, żyrandole kryształowe, te słowa zapadały wSarę jak ziarno i miał z nich wkrótce wyrosnąć las dziki jak amazońska dżungla.%7łyrandole! Wparyskim mieszkaniu Wenus, opowiadała Destinee, żyrandole były kryształowe, ogromne, wyglądałyjak fontanny świat-ła tryskające z sufitu, a czarna Wenus, gdy roztańczyła się tak, że brakowało miejsca na podłodze,hop, podskakiwała i dłońmi w rękawiczkach jedwabnych, broka-towych, ze skórki jagnięcej, pióramiozdobionych, hop, chwytała się żyrandola i rozhuśtywała go od ściany do ściany, od ściany dościany; żyrandola uczepiona przela-144rywala nad głowami, nad dachami i nad morzami, tylko jej małe stópki było widać z dołu ikoronkowe majtki. Zostawał po niej diamentowy pył na podłodze, a ludzie zgromadzeni na balu, sami książęta,księżniczki, Napo-leony, brali go w palce, szeptali, cuda, cuda; szemrali, niemożliwe, patrzyli posobie, nie dowierzając, że byli świadkami czegoś tak niezwykłego.A Wenus jak kometa z ogonemognistym, jak śnieżna burza czarna, jak trąba powietrzna, jak łabędz leciała, i gdy ktoś podniósłgłowę tej nocy, nigdy nie zapomniał jej widoku.Dokąd leciała?Jak to dokąd! Prababka Destinee kręciła głową z polito-waniem, że tak prostej rzeczy Sara nie umiezgadnąć.Czarna Wenus żyrandola uczepiona wprost do Afryki leciała.Daleko, daleko, na południe od Paryża,na po-łudnie od Londynu, na południe od Nowego Jorku i na południe od wszystkiego, tam gdzie wodabłękitna jest jak niebo, niebo jeszcze błękitniejsze od wody, a piasek, piasek na plaży, na którejWenus lądowała, wciąż trzymając się francuskiego żyrandola, tak biały, że trudno uwierzyć, by cośbyło zrobione z bieli tak doskonałej.Tam, mówiła Destinee, była prawdziwa ojczyzna czarnej Wenus, jej ciotki i wujowie, przyrodniesiostry i bracia, matka, ojciec i rodzeństwo w liczbie sztuk osiemnastu; gdy tylko ją zobaczyli,urządzili wielkie przyjęcie na pla-ży, czego tam nie było! Stosy owoców, jakich na Bed-Stuy nikt nigdy nie widział, prawdziwe owoceprosto z drzewa, opite słońcem, a do tego ogromne gary pełne pieczonych kurczaków, wołowychozorów i słodkich ziemniaków z cynamonem i wanilią, które tak pachniały, że głodni ludzie budzilisię na drugim końcu Afryki, przecierali oczy i węszyli, oblizując wargi.Czarna Wenus piła, 145jadła i opowiadała o życiu w Paryżu, pozwalała przymierzyć swoje rękawiczki, ale żadna z kobietnie miała tak drobnych dłoni, by pasowały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl