[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilku współdziałających, wrogo nastawionych superużytkownikówmogłoby powalić na kolana całą zachodnią cywilizację.Ten pomysł sam z siebie wydał mi się kuszący.Zaraz! Przecież byłem wtowarzystwie człowieka o zdolnościach telepatycznych! Nie! Wcale nie myślałem otym poważnie!.DON_MAC zawrócił gwałtownie i ruszył z powrotem wschodnim korytarzem.Zwróć uwagę na lewą stronę, Max, poinstruował.Odruchowo popatrzyłem w lewo.Nawet nie wiem dlaczego.Ostateczniechodziłem tym korytarzem tysiące razy i doskonale wiedziałem, że ściana po lewejto.Szereg ukrytych drzwi, dokładnie takich samych, jak drzwi do Nieba.- DON_MAC? - szepnąłem.Tu nie wchodz, Max, poradził.Pamiętasz grupę nastoletnich mudżahedinów?Chajberpunków? Musieliśmy ich przenieść do oddzielnego pomieszczenia, byuchronić przed poważnymi kłopotami.Odskoczyłem od wskazanych drzwi jak rażony prądem.Podbiegłem, abyzrównać się z moim przewodnikiem, gdy w lewej ścianie ukazały się następne drzwi. - A tutaj? - spytałem.Szkoda czasu.To sala szczeniaków, które uwielbiają się bawić ciekłym azotem.- Czyja?Kriopunków.Sięgnąłem do klamki, ale szybko cofnąłem rękę, zostawiwszy na gałce kawałekzmrożonej skóry z palca.Przyspieszyłem, żeby dogonić DON_MAC-a.Dotarliśmy dokolejnych drzwi.- A co jest tutaj?Jeszcze gorzej.To klub nieuleczalnych maniaków, patologicznych miłośnikówłamania zabezpieczeń i rozwiązywania zadań matematycznych.- To znaczy?Cyfropunków.Aha! Ledwie pohamowując jęk rozpaczy, znów dogoniłem go przed następnymidrzwiami, ale tym razem postanowiłem w ogóle się nie odzywać.Niewiele mi to dało.Tu mamy garstkę amatorów wina domowej roboty, objaśnił DON_MAC,wskazując palcem drzwi.Ci głupcy obsesyjnie próbują dobrać najlepszą mieszankęowoców do produkcji moszczu.- Niech zgadnę.To Bełtopunki.Ze śmiechu zgiąłem się wpół, omal nie upadłem na podłogę, ale szybkoskoczyłem na nogi, zauważywszy, że DON_MAC idzie dalej, nie oglądając się na mnie.Podeszliśmy do jeszcze jednych ukrytych drzwi.Te dla odmiany wyglądały dość obiecująco.Stanąłem, żeby przyjrzeć się imdokładniej.Nie, Max.Pod żadnym pozorem nie próbuj tu wchodzić, ostrzegł.Tam aż się roiod młodych wyrzutków całkowicie pozbawionych życia towarzyskiego, seksu i nadzieina ucieczkę z piwnicy rodzinnego domu.Ci ludzie lepiej sobie radzą ze sprzętemelektronicznym niż z innymi ludzmi, bez przerwy budują i odpalają modele rakietoraz z lubością ustawiają się w kolejkach przed każdą premierą nowego filmu sciencefiction.To prawdziwi straceńcy opanowani przez mesjanistyczne fantazje na temattego, że kiedyś nadejdzie wreszcie taki dzień, gdy dzięki swym prawie magicznymumiejętnościom komputerowym zdołają się policzyć z całym światem, ale którzywciąż wykorzystują anonimowość w Sieci, żeby uczestniczyć w spotkaniachSkatofilów, byle tylko przeładować do swoich maszyn parę odrażających obrazków.Na pewno dobrze ich znasz.To cyberpunki. - O cholera - odparłem pospiesznie.- Nigdy bym nie chciał się zadawać z takimiświrusami.Zbliżyliśmy się wreszcie do połączenia korytarza wschodniego z południowym.Tuż przed wkroczeniem na znany mi teren DON_MAC zatrzymał się przy jeszczejednych drzwiach, ukrytych znacznie lepiej niż pozostałe.- A teraz bardzo ważna rzecz, Max - powiedział.- Pamiętasz, jak ci mówiłem, żeśrodowisko superużytkowników tworzy zamkniętą społeczność?- Tak.- I chyba zdążyłeś się już domyślić, że to właśnie my, superużytkownicy,stworzyliśmy Niebo, podobnie jak wszystkie inne wirtualne pułapki?No nie, tego nie zdążyłem się jeszcze domyślić, wolałem jednak, żebyDON_MAC o tym nie wiedział.Poza tym zaniepokoiło mnie użyte przez niegookreślenie  pułapki".- Wciąż pojawiają się nowi superużytkownicy Sieci - ciągnął.- Ostatnio jest ichnawet więcej z powodu wprowadzenia Krzyżowo-Rdzeniowego UrządzeniaNeuroindukcyjnego, ale nawet przed jego opracowaniem na scenę wkraczała całamasa różnych domorosłych talentów.Właśnie dlatego stworzyliśmy i wciążutrzymujemy te wszystkie pułapki.Dzięki temu nigdy wcześniej nie zetknąłeś się zdzikim superużytkownikiem.A moją rolą jest identyfikacja, wstępna ocena igromadzenie pojawiających się superużytkowników, zanim zdążą poznać do końcapotencjał, jakim dysponują.- DON_MAC sięgnął do ukrytego mechanizmu w ścianie idrzwi przed nami się otworzyły, ukazując czarną bezdenną otchłań.- Rozumiem - mruknąłem, rzeczywiście zaczynając pojmować sens jegowyjaśnień.- Jesteś czymś w rodzaju swatki, wprowadzającej nowychsuperużytkowników do zamkniętego grona.DON_MAC położył masywną, chromowaną dłoń na moim karku, drugąchwycił za pasek spodni i z łatwością uniósł mnie w powietrze.- Mylisz się - rzekł.- Jestem bardziej łowczym, który musi zdecydować, czy niejesteś zarażony wścieklizną i nie trzeba cię odstrzelić.Zrobił krok do tyłu, wziął tęgi zamach i rzucił mnie głową naprzód wnieskończoną, mroczną czeluść ziejącą za drzwiami.Mogę dodać na pocieszenie, dotarł jeszcze do mnie jego przekaz myślowy, żenie żywię do ciebie żadnej osobistej urazy.Spadałem bez końca do pogrążonego w nieprzeniknionym mroku wnętrzaZiemi, wrzeszcząc dziko i bezskutecznie wymachując rękoma. 14MAX_KOOL W PIEKLECiemność.Otaczała mnie absolutna cisza, pozbawiony jakiejkolwiek formypusty chaos, unoszący się w próżni.- Cześć - rozległ się miły, kobiecy głos.- Witaj w Piekle.Chcesz się czegośnapić?Otworzyłem oczy.Siedziałem w wielkim, przepaścistym, obitym czerwonąskórą, szczerze mówiąc, dość wygodnym fotelu w.Dużej sali.Przyjemnie urządzonej.Obitej ciemną boazerią, mniej więcej takiej,w jakich odbywają się wszelkie dyskusje w telewizji BBC, kiedy producenta nie stać nażadne dekoracje.Zamrugałem, ale nic nie zniknęło.Wszystko zostało na swoim miejscu i anitrochę nie przypominało wymysłów kubistów.Zamrugałem jeszcze raz.Dopierowtedy uświadomiłem sobie, że kurczowo wbijam palce w miękkie obicie fotela,jakbym chciał zrobić w nim dziury.Rozluzniłem się powoli.- Cześć - powtórzyła kobieta.Z trudem przeniosłem swoją uwagę z elementówotoczenia na nią.Była.normalna.Niepokojąco normalna.Przyjemny uśmiech, ciepłe niebieskieoczy i łagodne rysy twarzy.Nie była ani uderzająco piękna, ani też podejrzaniebrzydka.Długie proste ciemno-blond włosy uczesane z przedziałkiem pośrodkugłowy, delikatnie upstrzone drobnymi pasemkami siwizny i lekko skręcające się nakońcach.Z biżuterii nosiła tylko drobne złote kolczyki w kształcie obręczy - żadnychbłyskotek na skórze, elektronicznych implantów, egzotycznego makijażu czy fryzuryprzeczącej prawu grawitacji.Oderwałem wzrok od jej twarzy i obrzuciłemspojrzeniem całą sylwetkę.Miała na sobie zwykły, niczym się nie wyróżniający brązowy sweter, luzne ciemnoszare spodnie i brązowe sandały.Nie była ani szczupła,ani tęga.Gdybym miał odgadywać jej wiek, umieściłbym ją najwyżej gdzieś międzytrzydziestką a pięćdziesiątką, bez możliwości dokładniejszej oceny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl