[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twój szef naprawdę powiniensię o tym dowiedzieć. Rozdział 6Pingwiny na GiewoncieLINATrzęsłam się przez pół lotu do Stanów.Ze śmiechu, nawspomnienie tej całej afery z Dropsem.I ze złości, na myśl okubistach, przez których o mały włos w ogóle bym nieodleciała.Bo nie miałam jakiegoś papieru, który bystwierdzał, że to nie jest dzieło sztuki ani przedmiot o wartościhistorycznej.Chryste, wystarczy przecież na to spojrzeć, bynie mieć żadnych wątpliwości! W dodatku w walizce wiozłamdwa kilogramy gliny, szczelnie owiniętej folią, żeby niewyschła.Wiedziałam, że opuszczę następne zajęcia, i zjakiegoś powodu było mi smutno.Przyzwyczaiłam się do tychczwartkowych wieczorów w Norce u Nory.Traktowałamdziewczyny jak przyjaciółki, chociaż nie miałam do tegożadnego prawa.Nie można być przyjacielem kogoś, kogo sięokłamuje.A jednak.Chyba od dawna nie miałam żadnejprawdziwej przyjaciółki.I może właśnie dlatego tak szybkopoczułam się z nimi związana.A może powody były całkieminne.? Nieważne.Grunt, że wpakowałam tę glinę do walizki iobiecałam sobie, że w czwartek o 19.00 polskiego czasuwyjmę ją i coś ulepię.Coś małego, krzywego dzięki czemubędę w pewien sposób z dziewczynami.Nie wyszło.W czwartek o 19.00 polskiego czasu w Miamiwłaśnie dochodziło południe.A ja zupełnie nie miałam głowydo gliny i telepatycznego połączenia z Norką u Nory.GOZKADostałam dziś propozycję pracy.Naprawdę fantastycznej idobrze płatnej.Oczywiście, od razu odmówiłam.Nie tylkodlatego, że niedługo wyjeżdżam z Polski na stale.Nawetgdybym nie wyjeżdżała, etat by mnie nie interesował.Wyrosłam z pracy na etacie już dawno temu.To strasznastrata czasu.Robię swoje w trzy godziny, a przez następnych pięć udaję, że pracuję.To nie dla mnie.Zresztą, Cloepotrzebuje mnie w domu.Muszę ją odebrać ze szkoły,zaprowadzić na basen, potem na francuski.- Wyjedziemy do taty wtedy, gdy wreszcie stracę polskiakcent? - zapytała mnie dzisiaj po południu.- Tata nie chce,żeby się ze mnie śmiali w szkole, i dlatego czeka zprzysłaniem po nas samolotu?Niezle to sobie wymyśliła.- Tata nie przyśle samolotu - zaczęłam od wyprostowaniatego, co najłatwiejsze.- Polecimy dużym samolotem,zwyczajnie.Tak jak zawsze latamy na wakacje.Z innymiludzmi.- Ale przecież tata ma swój własny samolot, prawda? -Cloe była uparta.- Dlaczego go po nas nie przyśle?- Bo to mały sportowy samolocik.- Uśmiechnęłam się.-Nie można nim lecieć tak daleko.Tata lata nim nad winnicą.Ogląda z góry cały teren.Czasami leci nad morze, popatrzećna fale.- Trochę improwizowałam.Nigdy przecież niepytałam Claude'a - Oliviera, po co mu tak naprawdę tensamolot, na który wydał fortunę w zeszłym roku.- Będę mogła z nim polatać? Jak się już przeprowadzimy?- nie ustępowała Cloe.- Nie jestem pewna.Nie wiem, czy w takim samolocie sądwa miejsca, czy tylko jedno.- Naprawdę tego niewiedziałam.- Nigdy nie leciałaś z tatą? - Cloe wyraznie się zdziwiła.Pokręciłam głową.- Musisz mu powiedzieć, że o tym marzysz.- Moja córkanajwyrazniej miała plan.- Chcesz, to ja do niego zadzwonię imu powiem? Mnie nie odmówi.- Wiem - przytaknęłam.- Tobie nikt nie umiałbyodmówić. - W takim razie zadzwonię i zapytam, czy cię przewieziesamolotem.I czy przygotował już dla mnie pokój.Pani Irenkamówi, że już prawie nie mam polskiego akcentu.Niedługomożemy się przeprowadzać.Cloe podała mi komórkę i zaczęła niecierpliwie stukaćmałymi paluszkami w stół.Zupełnie jak facet przy barze,czekający na swojego drinka.Musiałam szybko coś wymyślić.- Nie możemy o tej porze dzwonić do tatusia.Jest wpiwnicy.Ogląda najstarsze butelki wina, te najcenniejsze.Telefon nie ma tam zasięgu.- Na Gwiazdkę kupimy mu taką specjalną antenkęwzmacniającą - natychmiast postanowiła Cloe.- Widziałamreklamę w telewizji.Można rozmawiać przez telefon wwindzie i w piwnicy.Tata już zawsze będzie mógł się z namipołączyć.Fajnie, nie?- Fajnie - powiedziałam i się do niej uśmiechnęłam.Co za spryciula z tej mojej córki! Ciekawe, po kim ona toma?- A jak zabierzemy moje łóżko do samolotu? - Nieustępowała Cloe.- Nie zabierzemy.Tata kupi ci nowe łóżko - obiecałam.- W takim razie muszę do niego wieczorem zadzwonić -stwierdziła Cloe.- Bo on chyba nie wie, że ja najbardziej lubiękolor zielony.Jak myślisz?- Chyba nie wie - przytaknęłam.Skąd miałby wiedzieć?Nie widzieli się przecież od pół roku, a Cloe lubi ten kolordopiero od pięciu tygodni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl