[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Hm.– Nie zgadzasz się?– Zgadzam.– Ale dlaczego uznał, że lepiej będzie udać Metzera?– Bo może trudniej byłoby mu być sobą.– Dlaczego trudniej?– Bo nie chciał, żeby ktoś się dowiedział, kim jest naprawdę.– A kim był tak naprawdę?– To był Mario Ney.– No nie wiem.To było wiele lat temu i facet, który miotworzył, miał zarost.– Halders wzruszył ramionami.– Będziemnie to kosztować karierę albo to, co z niej zostało.Ale nieumiem ci powiedzieć, czy to Ney stał w tych cholernychdrzwiach osiemnaście lat temu.– Halders spojrzał na Wintera.– To mógł być on, ale nie wiem.Daj mi chwilę.Pomyślę i sobieprzypomnę.Może mi się uda, jeśli się zastanowię, co wtedymówiliśmy i jak to wszystko wyglądało.No wiesz.Winter pokiwał głową.– A mógł to być Börge? – zapytał.– Widziałem go tylko w przelocie – powiedział Halders.– Börge – powtórzył Winter.– On też odegrał swoją rolę w tej historii.– Ney wynajmował mieszkanie po drugiej stronie podwórka.– Już się do tego przyznał.– Ale nie do tego, że był tutaj, w mieszkaniu Metzera.– W takim razie najwyższa pora go o to zapytać.A co w ogólena to Molina?– W tych okolicznościach nie mógł się nie zgodzić.Ale tyle niewystarczy, żeby wydać nakaz aresztowania.– Winter spojrzałna Öberga i innych techników kręcących się po mieszkaniu.–Potrzebujemy dowodów rzeczowych.– Albo przyznania się do winy – powiedział Halders.Winter spojrzał na zegarek.– Fredrik, chcę, żebyś wziął udział w przesłuchaniu.– Nigdy tam nie byłem – powiedział Ney.– Po co według wasmiałbym tam chodzić?– To naprzeciwko, po drugiej stronie podwórka.– Nigdy tam nie byłem.– A jak często bywał pan we własnym mieszkaniu?– Nigdy.– Wynajmował je pan.– Nie dla siebie.Halders siedział obok.Nie odzywał się.Jeśli spotkali sięosiemnaście lat wcześniej, to Ney nie dał tego po sobie poznać.To mógł być on, pomyślał Halders.Ale mógł to też być ktośinny.Nie rozpoznaję go.Może dlatego, że to nie był on.– Gdzie pan wtedy był? – zapytał Winter.– Nie rozumiem pytania.– Gdzie pan mieszkał w tamtym czasie?– U siebie oczywiście.– Czyli gdzie?– W naszym mieszkaniu na Tynnered.– Mieszkał pan sam?– Nie, z Elisabeth i z Paulą.– Przecież Paula mieszkała wtedy ze swoją mamą.– Tylko wtedy, a to trwało krótko.– Nie znaleźliśmy żadnego potwierdzenia, że był panojcem.Ney nie odpowiedział.– Nie jest pan nigdzie zarejestrowany jako ojciec.– Paula jest moja.– Co pan ma na myśli?– Że Paula była moja.– I że mógł pan z nią robić, co pan chciał?– Co pan mówi?– Że należała do pana i że mógł pan z nią robić, co pan chciał?– Nic nie rozumiecie.– Czego nie rozumiemy?– Po prostu się rozejrzyjcie.– I co mamy zobaczyć?Ney milczał.– Może wrócimy do tego, że nie potrafi pan powiedzieć, copan robił w czasie, kiedy doszło do zabójstwa.Ney się nie odzywał.Wpatrywał się w przestrzeń za ścianami.Zupełnie jakby tam odlatywał, wracał i znów odlatywał.Jakbyemocje go opuszczały i wracały.Co czuł? Co wspominał? Czegosię dopuścił?Wrócił do nich.Spojrzał na Wintera.– Chcę jechać do domu – powiedział.Elsa wspięła się na niego jak na drzewo o wielkiej koronie.Rozłożył ręce na boki, jak gałęzie.Właśnie doszła do lewegoramienia.– Uważaj, żeby ci się nie zakręciło w głowie – powiedział.– Mnie się nigdy nie kręci w głowie! – krzyknęła w dół, jakbychciała to oznajmić wszystkim, którzy zostali na ziemi.– Tak? To zobaczymy.– Wspiął się na palce.Poczuł, żetrzymająca się jego uda Lilly traci równowagę.Już wcześniejzaczęła krzyczeć.Też chciała się wspinać.– Co wy wyprawiacie?! – krzyknęła Angela z salonu.– Eriku,nie słyszysz, że Lilly krzyczy?– Mam tylko dwie gałęzie – odpowiedział głośno.Elsawspinała się na drugie ramię.Ścisnęła go za szyję.Lilly nachwilę straciła oddech.– Co? – Angela nie zrozumiała.– MAM TYLKO DWIE GAŁĘZIE.Angela stanęła w drzwiach.Po dwóch sekundach ciszy Lillyrozwrzeszczała się na nowo.Na pewno było ją słychać z daleka.Winter podniósł nogę i Lilly na niej zawisła.– Zawsze wiedziałam, że jesteś jak z drewna – powiedziałaAngela.Winter spróbował podskoczyć na jednej nodze.Elsa mocnoobejmowała go za szyję.Lilly znów krzyknęła, tym razemz radości.Podskoczył jeszcze raz.Miał wrażenie, że ktoś muuwiesił na szyi młyńskie koło.Prawe kolano zaczęłoniepokojąco skrzypieć.Bolały go ramiona.Nie jestem już takimłody, pomyślał.Opuścił nogę i spróbował oderwać od niejLilly.Pochylił się tak nisko, żeby Elsa mogła dosięgnąć podłogi.Zastygł w tej dziwnej pozycji, ale Elsa nie puszczała.– Uważaj na kręgosłup – powiedziała Angela.– Pomóż mi, proszę.Burza odeszła na południe.Pozostało po niej uczucie małościwobec natury.Tak właśnie czuł się po nawałnicach i wichurach.Kiedy szaleje wiatr, każdy musi się ugiąć.– I jak plecy? – Angela popatrzyła na niego z bladymuśmiechem.Spróbował się wyprostować.Przed chwiląpróbował pochylić się do przodu.– Powoli.– Nie rozumiem.– Musisz zacząć ćwiczyć.– Jestem policjantem.Ćwiczenia należą do naszychsłużbowych obowiązków.– A kiedy ostatnio ćwiczyłeś?– Ciągle ćwiczę.– I to ma być odpowiedź?– A może po kieliszku wina?Elsa zasnęła w połowie bajki o najstraszniejszej czarownicyświata.Winter wymyślał ją na bieżąco.Nigdy nie udawało musię zrobić z czarownicy prawdziwego potwora.– Ona jest za dobra! – krzyknęła Elsa.Nie po raz pierwszy.– No i czarownica zjadła chłopca – dodał.– Powinna zjeść też dziewczynkę!Sięgnął po butelkę wina.Angela siedziała po drugiej stroniekuchennego stołu.Upiekła kilka raków.Pachniałoprzyprawami, czosnkiem i masłem.– Elsy nie zadowalają półśrodki – powiedział.– Tym razemstwierdziła, że czarownica powinna była połknąć wszystkichpojmanych.– Nalał wina.– Oczywiście tylko dzieci.– Nie zapominaj, że to ty jej to opowiadasz.– Angela podałamu połówkę raka.– A co to ma znaczyć, jeśli mogę spytać?– Że to są twoje historie.– Akurat.Są jej.– Podniósł kieliszek.– Na zdrowie.Angela podniosła swój.Napili się.– Nigdy nie chce, żebym to ja jej coś opowiedziała.– Angelaodstawiła wino.– Mówi, że kiedy ja opowiadam, to nikt nie jestzły.– Powinnaś być z tego dumna.– Co w takim razie można powiedzieć o tobie?– Po prostu staram się być miły – powiedział z uśmiechem.–Robię, co chce.– Dolej mi, proszę.– To tylko opowiastki.– Dolał jej wina.Był piątek.Przyciągnął półmisek z rakami.– Zmyślone historie.35NIE MÓGŁ ZASNĄĆ, a potrzebował snu.Musi chociażspróbować.Bez snu nikt długo nie pociągnie.W tej pracy łatwoo bezsenność, ale przynajmniej nie był jedyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl